Dyskusja o drogich prezentach dla nauczycieli
Znajoma opowiedziała mi ostatnio historię, która – nie ukrywam – wbiła mnie lekko w fotel. W klasie jej dziecka, które właśnie kończy trzecią klasę, wybuchła gorąca dyskusja na rodzicielskim czacie. Temat: prezent dla nauczycieli na zakończenie roku.
Poczułam się "w temacie", bo mój syn kończy w tym roku przedszkole i też jako rodzice chcieliśmy podziękować nauczycielkom za kilka ostatnich lat. Okazuje się jednak, iż teraz jakiś bukiet kwiatów czy pamiątkowa książka to za mało.
Trójka klasowa u córki znajomej zaproponowała... bony do spa. Takie konkretne – po 500 zł za sztukę. I nie jeden, ale dla kilku nauczycielek: wychowawczyni, pedagożki wspomagającej, pani od religii i od angielskiego. Liczycie? To już ponad 2 tysiące złotych. Od rodziców, którzy muszą się na to złożyć tuż przed wakacjami, kiedy czekają ich kolejne wydatki.
Znajoma, którą dobrze znam i która raczej nie narzeka bez powodu, była zbulwersowana. I wcale nie dlatego, iż nie szanuje nauczycielek. Wręcz przeciwnie – przez te trzy lata bardzo doceniała pracę wychowawczyni i wie, iż panie naprawdę się starały. Ale – jak słusznie zauważyła – przecież to ich praca. Za którą co miesiąc dostają wynagrodzenie.
"3 klasę kończy się tylko raz"
Pojawiły się oczywiście głosy oburzenia. Że nie wypada żałować, iż jeden raz w życiu kończy się klasy 1-3, iż "to tylko niecałe 100 zł na osobę", iż jak ktoś nie chce dawać – nie musi. Ale umówmy się: kiedy większość rodziców się zgadza, to trudno być tym jednym, który powie "stop" i który się wyłamie.
Tworzy się presja i nikt nie chce być wytykany palcami. A potem tacy zdroworozsądkowi rodzice męczą się z poczuciem winy albo – co gorsza – poczuciem bycia gorszymi rodzicami, którzy nie szanują nauczycieli.
I tu dochodzimy do sedna.
Kiedy przestaliśmy wierzyć, iż podziękowanie może mieć formę kartki z podpisami dzieci, zdjęcia klasowego w ramce, bukiety pięknych kwiatów albo po prostu – zwykłego, ale w pełni szczerego wypowiedzenia słowa "dziękujemy"? Czy naprawdę trzeba przeliczać wdzięczność na złotówki i pakować ją w ekskluzywne vouchery?
Znajoma zwróciła też uwagę na coś jeszcze. Czy takie drogie prezenty nie są przypadkiem niezręczne dla samych nauczycielek? Przecież nie każda z nich będzie czuć się komfortowo, dostając bon do spa za kilkaset złotych.
To może wyglądać jak łapówka, albo przynajmniej coś na pograniczu niezręczności. Szczególnie w środowisku, w którym często mówi się o nierównym traktowaniu uczniów, presji ze strony rodziców, oczekiwaniach wobec nauczycieli.
Nauczyciel potrzebuje szacunku, a nie łapówek
Praca nauczyciela jest wymagająca, to fakt. Ale to praca jak każda inna – z obowiązkami, wyzwaniami oraz z wynagrodzeniem. Nauczyciele wcale nie oczekują luksusowych prezentów, tylko chcą być szanowani.
Chcą, żeby dzieci mówiły im "dzień dobry", żeby rodzice nie podważali ich autorytetu, żeby szkoła nie była polem minowym oczekiwań i pretensji. Dobre słowo, uścisk dłoni, wspólne zdjęcie z klasą – to często naprawdę więcej znaczy niż najdroższy prezent.
A jeżeli już chcemy coś dać – niech to będzie coś symbolicznego. Coś, co zostanie z nauczycielem na dłużej niż bon do spa. Bo bukiet kwiatów zwiędnie, ale wspomnienie zaangażowanych rodziców i dzieci, które z euforią wręczają własnoręcznie zrobioną kartkę, zostaje w sercu na długo.
Może, zamiast prześcigać się w kosztownych pomysłach na prezenty, warto wrócić do pytania: po co w ogóle dajemy te prezenty w podziękowaniu? jeżeli adekwatnie nie do końca szanujemy nauczycieli dziecka albo nie czujemy, iż pedagog wkłada w edukację naszej pociechy serce?
Jeśli z wdzięczności chcemy dać coś pedagogom – to naprawdę nie trzeba do tego pięciuset złotych. Wystarczy szczerość i odrobina serca.