Zezwolić sobie na więcej

twojacena.pl 12 godzin temu

Weronika od dawna nauczyła się kochać Jakuba w milczeniu. Było to łatwiejsze, niż jednym niezręcznym wyznaniem zburzyć dwadzieścia lat przyjaźni.

Tylko raz w jego oczach przemknęło coś nowego. Nie zwykła, przyjacielska czułość, ale coś głębszego, niepokojącego, niemal bolesnego. Weronika natychmiast to wyczuła – zawsze rozumieli się bez słów.

— Coś się stało? — zapytała, odkładając książkę.

Jego usta zadrżały, jakby chciał powiedzieć coś ważnego, ale się rozmyślił.

— Nic — odparł i gwałtownie odwrócił się do okna.

Cisza zawisła między nimi, gęsta, niewygodna.

— Dobrze, pójdę już — rzekł w końcu, zrywając się z miejsca.

Nie zatrzymywała go. Tylko skinęła głową. O czym tu mówić? Wtedy oboje wciąż byli dla siebie niedostępni.

***

Znali się od zawsze.

W wieku czternastu lat przysięgali przyjaźń aż po grób. W osiemnastym śmiali się z zakochanych kolegów z klasy. Gdy mieli dwadzieścia pięć, Jakub był świadkiem na jej ślubie. W trzydziestce Weronika wyniosła go pijanego z baru po jego rozwodzie.

Pierwsze spotkanie — ona miała siedem lat, on dziewięć. Podwórkowa paczka bawiła się w zbójników, a ona, najmniejsza, potknęła się i została z tyłu. Starsi chłopcy od razu zaczęli dokuczać: „Płaksu, becz w rękaw!”

Wtedy on, zwykle cichy, uderzył największego rozrabiakę tak mocno, iż ten wylądował w kałuży.

— Więcej jej nie dotykaj — powiedział, wycierając zakrwawioną wargę.

Od tamtej pory już się nie rozstawali.

Sąsiednie podwórko, dziecięce bójki, pierwszy papieros za garażami — wszystko to było ich wspólną przeszłością. Potem szkoła, gdzie na przerwach biegali do bufetu, a później — różne uniwersytety, ale ten sam zwyczaj dzwonienia do siebie w środku nocy, by podzielić się czymś ważnym.

Byli przyjaciółmi. Prawdziwymi. Takimi, którzy nie znikają ani po pierwszych miłosnych uniesieniach, ani po ślubach, ani po kłótniach.

Weronika miała porządnego, stabilnego męża — Tomasza. Z Jakubem nigdy nie znaleźli wspólnego języka. Żonę Jakuba nazywali się Agnieszką. Była piękna, inteligentna, ale z „bojową towarzyszką Weroniką” widziała się tylko raz, na ślubie. Od razu stwierdziła: ta dziewczyna nie jest z mojej bajki. Tak więc, wymarzona w dzieciństwie przyjaźń rodzin jakoś nie wyszła.

Za to udało się pozostać dla siebie „tą jedyną osobą”. Tą, która odbierze telefon o trzeciej nad ranem, gdy usłyszy: „Jest mi źle” — i będzie wiedziała, iż zostanie wysłuchana. A jeżeli trzeba, przyjedzie i naleje gorącej herbaty albo czegoś mocniejszego.

Taka przyjaźń jest bezcenna.

Gdy od Weroniki odszedł mąż, zabierając połowę mebli i jej wiarę w „żyli długo i szczęśliwie”, Jakub był przy niej. Nie pozwalał jej pić w samotności, znosił jej histerie, cierpliwie słuchał wciąż powtarzanego: „Jak mogłam się tak pomylić?”

Tomasz odszedł do młodej stażystki. Brzmi banalnie, ale Weronika dowiedziała się o tym ostatnia.

— Naprawdę tego nie widziałaś? — dziwiły się przyjaciółki.

Nie. Nie widziała. Bo w te wieczory, gdy Tomasz „zostawał w pracy”, ona jadła kolację z Jakubem. Śmiała się z jego żartów, narzekała na zmęczenie, czuła się… sobą.

O rozstaniu Jakub dowiedział się pierwszy. Przyjechał natychmiast po jej zduszonym przez łzy: „Odszedł”.

— Jestem tak zmęczona udawaniem, iż jestem szczęśliwa — płakała Weronika, patrząc w okno.

— Wiem — odpowiedział Jakub.

I wtedy zrozumiała: on naprawdę wiedział. Zawsze wiedział.

Z Agnieszką było inaczej.

Odeszła od Jakuba gwałtownie, trzaskając drzwiami:

— Nigdy nie pokochasz mnie tak, jak jej!

Nie zaprzeczył.

Gdy opowiedział o tym Weronice, ta oburzyła się:

— Co za bzdury? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi!

— Tylko przyjaciółmi — powtórzył, a w jego oczach było coś, od czego zabrakło jej tchu.

— Ona po prostu cię nie zna — powiedziała Weronika, nalewając mu trzeci kieliszek. — Prawdziwego.

— A ty? Ty mnie znasz?

Drgnęła. Przypomniała sobie, jak kiedyś pisała w pamiętniku: „Wyobraź sobie, iż mówisz mu o miłości. A on odsuwa się. W jego oczach — niezręczność. Potem — grzeczne SMS-y raz na miesiąc. I spotkania w gronie wspólnych znajomych, gdzie oboje unikacie kontaktu wzrokowego”.

Bała się stracić przyjaciela z dzieciństwa. Nie chciała ryzykować tego, co zawsze było jej oparciem. Jakub był jedynym, który znał ją i akceptował taką, jaka była. Nigdy nie odszedł, trzaskając drzwiami, gdy ona, wściekła na cały świat, była po prostu nie do wytrzymania, bo charakter miała, delikatnie mówiąc, niełatwy. Oczywiście, Weronika to doceniała. I sama byłaby gotowa dla niego na wszystko. Albo prawie wszystko.

Ale… przyjaźń to jednak nie miłość. A jeżeli im się nie uda? jeżeli znowu pojawi się jakaś młoda stażystka? Wtedy zostanie bez niego? I jak potem będzie żyć? Jak w ogóle ludzie żyją bez niego? Albo bez kogoś takiego jak on? Jak radzą sobie ze wszystkim?

„Jesteśmy przecież zupełnie różni” — myślała Weronika, gdy on kłócił się z kelnerem o stopień wysmażenia steku. W wielu sprawach Jakub był drobiazgowy do przesady.

„Ona zasługuje na kogoś lepszego” — z kolei uważał Jakub, widząc, jak przewraca oczami podczas jego ulubionego filmu akcji.

Nie zauważyli, jak w ich sporach rodziły się żarty, których nikt inny nie rozumiał. Jak w różnicach zdań iskrzyło to właśnie uczucie, którego brakowało w ich „właściwych” związkach z innymi.

Kochali się w ukryciu, jakby nie pozwalali sobie złamać dawnej dziecięcej przysięgi.

***

Moment prawdy nadszedł na lotnisku. Weronika miała lecieć do Wiednia — nowy projekt, nowy etap. Być może na zawsze.

— Zapomniałaś — powiedział Jakub, podając jej zagubiony w jego mieszkaniu szalik.

— Zatrzymaj go — odparła. — Na pamiątkę.

W jego oczach mignęło coś, co widziała już wiele razy, ale nigdy nie pozwalała sobie tegoI wtedy, gdy świat zwolnił na tyle, by mogła dostrzec prawdę w jego spojrzeniu, Weronika odrzuciła bilet i wzięła jego dłoń, która przez tyle lat czekała na ten jeden, odważny gest.

Idź do oryginalnego materiału