Zgubione w Obliczu Matki: Potwór w Nas!

newsempire24.com 1 dzień temu

Było to dawno, ale pamiętam, jakby to było wczoraj. „Jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci!” – krzyknęła Weronika, gdy cała prawda wyszła na jaw.

Zaczęło się niewinnie. Po maturze Weronika wyjechała z małego miasteczka pod Częstochową do Krakowa, by studiować na uniwersytecie. Początkowo szło jej dobrze, ale pewnego wieczoru poszła z koleżankami do klubu i poznał ją Stanisław – przystojny warszawiak, którego rodzice wyjechali na roczny kontrakt za granicę. Zakochała się bez pamięci i niedługo zamieszkała z nim.

Żyli na szerokiej stopie, bo rodzice Stanisława przysyłali pieniądze. Codziennie imprezy – raz w klubach, raz w mieszkaniu. Z początku Weronice się to podobało. Nie zdążyła się opamiętać, a już miała długi i zaległości na studiach, a zimowa sesja zakończyła się dwóją. Groziło jej wyrzucenie z uczelni.

Obiecała wziąć się w garść i poprawić egzaminy. Rzeczywiście, zabrała się za naukę. Gdy przychodzili koledzy Stanisława, zamykała się w łazience. W końcu poprawiła oceny, ale chciała, by i Stanisław się ogarnął – był na ostatnim roku, niedługo miał dyplom.

„Daj spokój, Weronik. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija – kiedy się bawić, jeżeli nie teraz?” – odpowiadał beztrosko.

Wstydziła się powiedzieć matce, iż mieszka z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy rodzice Stanisława wrócą.

Pewnego dnia Weronice zasłabło na wykładach. Kręciło jej się w głowie, miała mdłości. Spojrzała w kalendarz i z przerażeniem zrozumiała, iż jest w ciąży. Test ciążowy potwierdził jej obawy.

Była w początkowym stadium, więc Stanisław namawiał ją na aborcję. Po raz pierwszy pokłócili się tak mocno, iż on wyszedł i nie wracał dwa dni. Weronika płakała, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Gdy wrócił, nie był sam – wisiała na nim pijana blondynka, ledwo trzymająca się na nogach. Weronika, wyczerpana nerwami, nie wytrzymała – nakrzyczała na niego, próbując wyrzucić dziewczynę.

„Ona nie wyjdzie. Jak ci się nie podoba, to spadaj, histeryczko!” – wrzasnął i uderzył ją w twarz.

Weronika złapała płaszcz i wybiegła. Dotarła pieszo do akademika. Z opuchniętym policzkiem i rozmazanym makijażem zapukała do drzwi. Wychowawczyni ulitowała się nad nią i wpuściła.

Nazajutrz przyszedł Stanisław, błagał o przebaczenie, obiecywał, iż nigdy więcej jej nie uderzy, prosił, by wróciła. Weronika uwierzyła – dla dziecka.

Jakoś skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu. Co powie matce? Ale zostawać w Krakowie też było strasznie – niedługo wracali rodzice Stanisława, a ona była w ciąży i wyglądała okropnie.

Gdy rodzice wrócili, ojciec Stanisława, dowiedziawszy się, iż Weronika jest z prowincji i ledwo przeszła na drugi rok, zaczął nieprzyjemną rozmowę. Zaproponował pieniądze, by odeszła i zostawiła ich syna w spokoju.

„Pomyśl sama – jaki z niego ojciec? Samo imprezowanie. A skąd pewność, iż to jego dziecko? Dam ci dobrą sumę. Weź i wracaj do swojego miasteczka. Uwierz, tak będzie lepiej”.

Weronice było wstyd. Stanisław nie stanął w jej obronie, milczał. Nie wzięła pieniędzy, choć później żałowała. Spakowała się i wróciła do matki.

Ta, zobaczywszy córkę z brzuchem w progu, od razu zrozumiała.

„A gdzie twój mąż?” – spytała ostro. „Widzę, iż jednak nie wzięliście ślubu? Warszawski paniczyk się tobą zabawił i wyrzucił? Pieniądze ci dał przynajmniej?” – nie wpuszczając córki dalej niż do przedpokoju.

„Mamo, jak możesz? Nie chcę jego pieniędzy”.

„To po co do mnie przyjechałaś? Ledwo wiążemy koniec z końcem. Myślałam, iż wyciągnęłaś szczęśliwy los – wyszłaś za mąż za warszawiaka, żyjesz jak państwo. A tu z brzuchem wracasz. I jak my tu się pomieścimy we czworo? Z małym dzieckiem?”

„We czworo?” – zdziwiła się Weronika.

„Tak, bo gdy ty się w Krakowie bawiłaś, ja też znalazłam sobie kogoś. Cóż, jeszcze nie jestem taka stara. Ciebie sama wychowałam, nigdy nie myślałam o sobie. Teraz czas na mnie. On jest młodszy. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił”.

„To gdzie mam iść, mamo? Zaraz rodzić będę…” – wyszeptała Weronika, ledwo powstrzymując łzy.

„Wracaj do męża. Albo kim on tam dla ciebie jest. Skoro dziecko zrobił, niech się teraz tobą zaopiekuje”.

Matka stała nieugięta. Weronika nie widziała w jej oczach ani litości, ani współczucia. Ich relacje nigdy nie były ciepłe, ale teraz czuła, jakby rozmawiała z obcą kobietą, nie z matką.

Weronika wzięła torbę i wyszła. Usiadła na ławce i rozpłakała się. Gdzie ma iść? Nikomu nie jest potrzebna – choćby własnej matce nie zależy na niej ani na wnuku. Myślała choćby o rzuceniu się pod samochód, ale dziecko w brzuchu poruszyło się niespokojnie – jakby czuło jej zamiary. Zabrakło jej odwagi, by skazać je na śmierć pod kołami.

„Weronika?” – stanęła przed nią dziewczyna.

Podniosła oczy, ale łzy zasłaniały jej wzrok.

„To ja, Kinga Nowak. Chodziłyśmy razem do liceum. Dlaczego płaczesz?” – usiadła obok i nagle zauważyła brzuch. „Jesteś w ciąży?”

Weronika wybuchnęła płaczem i opowiedziała wszystko dawnej koleżance.

„Wiesz co, chodź do mnie. Rodzice są na działce do jesieni. Na razie u mnie zamieszkasz, nie możesz przecież spać na ulicy. Potem coś wymyślimy”.

I Weronika się zgodziła. Nie miała wyjścia. Była wyczerpana i głodna.

„Rozgość się, nie krępuj się” – powiedziała Kinga, gdy już byli u niej.

Weronika z ulgą opadła na kanapę. Kinga pobiegła do kuchni.

„Zaraz coś zjem. Pracuję teraz w szpitalu na wakacje, a ogólnie uczę się w szkole pielęgniarskiej” – wołała. „Słyszałam, żeWeronika spojrzała na małą Alenkę śpiącą spokojnie w kołysce, pomyślała o wszystkim, przez co przeszła, i w końcu poczuła, iż pomimo bólu i zdrady, znalazła swoje miejsce na świecie.

Idź do oryginalnego materiału