Ograniczenie liczby zapalonych lamp w salach lekcyjnych i na korytarzach, zmniejszenie potrzeby użytkowania sprzętu elektronicznego, przykręcenie grzejników – to sposoby na obniżenie rachunków za gaz, prąd czy wodę, które muszą wcielić w życie rzeszowskie szkoły. Dlaczego?
Z końcem listopada br. do dyrektorów miejskich placówek oświatowych trafiły pisma Krystyny Stachowskiej, wiceprezydent Rzeszowa, odpowiedzialnej m.in. za edukację, w których czytamy, iż „dostępne media należy używać w sposób racjonalny, a jednocześnie oszczędny”. Dodatkowo w tym samym dokumencie wiceprezydent zobligowała dyrektorów miejskich placówek oświatowych do przygotowania i wprowadzenia w życie „indywidualnych planów gospodarowania mediami”. Mają na to 30 dni. Jednocześnie władze miasta proponują dyrektorom niektóre rozwiązania, takie jak np. uszczelnienie drzwi i okien, ustawienie temperatury 20 stopni Celsjusza, a kiedy szkoła nie będzie pracować, to na korytarzach może być choćby 14 stopni. Jednocześnie miasto zwraca uwagę, iż warto sprawdzić stan urządzeń elektrycznych i wodno-kanalizacyjnych, np. odpowietrzyć grzejniki, sprawdzić krany, czy nie cieknie z nich woda. Miasto zachęca także do wyłączania zbędnego oświetlenia. Te wszystkie czynności mają przynieść oszczędności.
Dyrektorzy oszczędzają od dawna
– W mojej szkole już dawno wymienione zostało oświetlenie z energochłonnych reflektorów na LED-owe. W łazienkach zamontowaliśmy baterie umywalkowe z czujnikiem ruchu. Dodatkowo zainstalowaliśmy instalację fotowoltaiczną na dachu – mówi Marek Plizga, dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie. Niemniej szkoła, w odniesieniu do pisma ratusza, zamierza podjąć kolejne kroki ku oszczędnościom. Mają to być m.in. lampy z czujnikiem ruchu, czujniki na kaloryferach. – Już teraz zaleciłem paniom sprzątającym oświetlanie tylko tej sali, gdzie akurat odbywa się ich praca – mówi Marek Plizga. Dyrektor III LO zauważa, iż radykalne szukanie oszczędności nie byłoby korzystne dla uczniów: – Po prostu nie chcieliby chodzić na zajęcia – przekonuje. W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Szymanek, dyrektor II LO w Rzeszowie. – Ostatnio zainstalowaliśmy kondensatory, które pozwoliły nam wyeliminować tzw. udział energii biernej w rachunkach za prąd. W ten sposób oszczędzamy rocznie dodatkowo 20 tys. zł
– mówi. – Nie traktuję tego pisma jako swoistego rodzaju nakaz, ale apel – tak o sytuacji mówi z kolei Piotr Wanat, dyrektor I LO. – Tu nie ma mowy o tym, iż mamy siedzieć po ciemku i w zimnie. Odczytuję to jako prośbę o gospodarowanie mediami tak, jak robimy to we własnych domach – dodaje.
„Na światełka pieniądze są, a w szkołach coraz chłodniej”
Przyjęta przez Sejm ustawa „o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców energii elektrycznej w 2023 r., w związku z sytuacją na rynku energii elektrycznej” wprowadza obowiązkowy cel 10- proc. zmniejszenia całkowitego zużycia energii elektrycznej w zajmowanych budynkach lub częściach budynków. Obowiązek oszczędności obejmuje m.in. organy władzy publicznej i jednostki samorządu terytorialnego. Wśród zaleceń wydanych przez Ministerstwo Klimatu, które mogą pomóc zmniejszyć np. zużycie prądu, jest „ograniczenie oświetlenia zewnętrznego, wyłączenie dobowej lub świątecznej iluminacji budynków”. Co prawda, nie ma tu bezpośrednio mowy o iluminacjach świątecznych w całym mieście. Rzeszowianie, już od początku ogłoszenia przetargu na dostawę świątecznych światełek w mieście, zwracali uwagę, iż jest to spory wydatek, który dodatkowo niesie za sobą negatywne skutki, w obliczu kryzysu na rynku energii elektrycznej. Ostatecznie miasto za świąteczne iluminacje zapłaci ok. 1,3 mln zł. – To jest kolosalna kwota! W szkołach każą szukać oszczędności, a sami wydają grubo ponad milion zł na światełka – bulwersuje się Anna (nazwisko do wiadomości redakcji), nauczycielka jednej z rzeszowskich podstawówek. – W mojej szkole nie jest zbyt ciepło. Czuć skutek zmniejszenia temperatury ogrzewania. Najbardziej przykro jest patrzeć, kiedy dzieci przebierają się na WF. – opisuje. Jak dodaje „mogli oświetlić tylko starówkę, rynek, ale nie większość centrum Rzeszowa. Na pewno zaoszczędzilibyśmy kilkadziesiąt tys. zł”.
Dominik Bąk