Rozbite marzenia, odnaleziona nadzieja: jak straciłem i odzyskałem miłość
Zawsze byłem człowiekiem emocjonalnym. Ulegałem uczuciom, działałem pod wpływem impulsów, a nie rozsądku. Czasem grało mi to na nosie, a jedna z takich pomyłek niemal kosztowała mnie najcenniejszej rzeczy w życiu miłości.
Ta historia zaczęła się niewinnie od imprezy w górach, na urodzinach przyjaciela. Zabawa była szalona: muzyka, wódka, rozmowy do białego rana. Tak jak za młodu, gdy świat wydaje się beztroski, a żyjesz tylko chwilą. W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze za dużo alkoholu, za mało snu, zbyt głośna melodia. Pamiętam tylko, iż ktoś otulił mnie kocem i położył na kanapie.
Rano obudziłem się z bólem głowy, ale schodząc do kuchni, ujrzałem ją. Niebieskooką, z delikatnym uśmiechem i kubkiem kawy w dłoni. To ona zajęła się mną w nocy. I nagle między nami pojawiło się coś ciche porozumienie, drżenie. Spędziliśmy razem cały dzień, wędrowaliśmy po zboczach, śmialiśmy się, dotykaliśmy się przypadkiem. A potem, tam, wśród gór i nieba, był pocałunek pełen ciszy, wiatru i czegoś, co czuło się jak przeznaczenie.
Nie mówiliśmy o przyszłości wydawała się zbędna. Byliśmy po prostu razem. Ale niedługo wróciła rzeczywistość, a wraz z nią Kinga.
Poznałem ją kilka miesięcy przed wyjazdem. Była dojrzała, stabilna, pewna siebie. Pracowała w korporacji, ubierała się nienagannie, mówiła rozsądnie. Jej miłość nie była płomieniem, ale ciepłem. Z nią czułem się dorosły, bezpieczny. Dawała mi pewność, której wtedy tak potrzebowałem.
I tak utknąłem między dwoma światami dziką, emocjonalną nieznajomą a spokojnym, logicznym uczuciem do Kingi. Wahałem się, nie potrafiłem podjąć decyzji, aż nagle dowiedziałem się, iż zostanę ojcem.
Nie byłem pewien, kto nim jest. To nie było przerażające, ale bolesne. Kinga w tych dniach stała się inna zamknięta w sobie, jakby zgaszona. Pewnego dnia przyszła do mnie z różami i z pożegnaniem.
Wybacz powiedziała ale muszę odejść. Mam powody, których nie znasz, ale są ważne.
Nie odważyłem się wtedy powiedzieć o ciąży. Tylko skinąłem głową. Umówiliśmy się na spotkanie za miesiąc, ale zniknęła. Zostałem sam z myślami, niepokojem i dzieckiem, które miało przyjść na świat.
Niebieskooka tymczasem coraz bardziej rozczarowywała. Pewnego dnia rozmawialiśmy o dzieciach, a ona tylko się zaśmiała, iż rodzina to balast, a dzieci to przeszkoda. Usłyszałem w tym obcą osobę i zrozumiałem nagle: namiętność oślepia, ale nie daje oparcia. Odszedłem bez awantury, po prostu zniknąłem.
Po miesiącu jednak spotkałem się z Kingą. Chciałem jej wszystko wyznać. Ale była zimna, zdystansowana.
Odchodzę na zawsze powiedziała bo nie mogę dać ci tego, na co zasługujesz. Żegnaj.
Nie powiedziałem jej o dziecku. W jej głosie brzmiał ból, ale i drzwi zamknięte na głucho. Postanowiłem: urodzę i wychowam je sam. To będzie mój wybór. Tak też zrobiłem.
Nadia przyszła na oI całe to szczęście, które kiedyś tak lekko odrzuciłem, wróciło do mnie, gdy pewnego dnia na progu mojego domu stanęła Kinga z małą Nadcią na rękach i szepnęła tylko: „Wybacz, potrzebuję czasu, ale chcę spróbować jeszcze raz”.