Zmęczenie: Już nie mogę. Teściowa niszczy moją rodzinę

newskey24.com 23 godzin temu

Zmęczenie. Nie mogę już dłużej. Teściowa niszczy moją rodzinę

Trudno mi to pisać, ale po prostu nie wyrabiam. Może ktoś się zaśmieje lub wzruszy ramionami, ale dotarłam do kresu wytrzymałości. Jestem na granicy – chcę zabrać córkę i odejść. Tak, przez cały czas kocham męża, jest wspaniałym ojcem, czułym, troskliwym, opiekuńczym… Ale obok niego stoi jego matka. Kobieta, która powoli, ale nieubłaganie niszczy wszystko, co budowaliśmy przez tyle lat.

Pięć lat małżeństwa. Wydawałoby się, iż to wystarczający czas, by się dogadać, zaakceptować sytuację. Ale nie. Jego mama jest jak huragan, który przelatuje przez nasze życie, nie pozostawiając nic nietkniętego. Wszystko dyktuje, rozkazuje, wtrąca się. A najgorsze, iż mój mąż milczy. Po prostu jej na to pozwala.

Zawsze miała dwóch „mężów” – swojego i mojego. Przyzwyczaiła się, iż wszyscy mężczyźni wokół niej to jej żołnierze, którzy bez słowa wykonują każde polecenie. Nie obchodzi ją, iż jej syn ma własną rodzinę, własne dziecko. Ważne, żeby wszystko szło po jej myśli.

Gdy rodziłam naszą córeczkę, sytuacja była krytyczna. Ja i dziecko byliśmy między życiem a śmiercią. Córkę od razu zabrano na intensywną terapię, choćby nie zdążyłam jej przytulić. A wtedy do sali wchodzi teściowa. Zamiast wsparcia – zimne spojrzenie, wyrzuty, ledwo ukrywana irytacja. Później uśmiech – sztuczny, jak wszystko w niej. A po tygodniu już szeptała moim rodzicom, iż to moja wina, iż nie zgodziłam się na cesarkę, a lekarz podobno to potwierdził. Przeżyłam to w milczeniu.

Cierpliwie znosiłam to wszystko. Dla rodziny. Dla męża. Ale rok temu, kiedy postanowiliśmy pojechać w odwiedziny nie według jej planu, wybuchła. Krzyczała, obrażała, upokarzała – tym razem prosto w twarz. Wcześniej wolała działać za moimi plecami. Afera była straszna. Ledwo powstrzymałam się, by jej nie uderzyć. Od tamtej pory nie utrzymujemy kontaktów.

Ale jej wpływ jest silny. Wciąż manipuluje mężem, leje krokodyle łzy, udaje ofiarę. A on – wierzy. „To przecież mama” – powtarza jak mantrę.

Ostatnio zaproponowała, iż „pomoże” nam kupić dom. Żyjemy w fatalnych warunkach, bez wygód, z małym dzieckiem. To było nasze marzenie. Znaleźliśmy odpowiedni dom, brakowało tylko jej części pieniędzy. I zgadnijcie co? Odmówiła, bo dom był „za daleko od niej”. W jednej chwili roztrzaskała nasze marzenia.

A u nich w domu – remont z najwyższej półki, nowa brama, sprzęt, meble… Ale ani razu przez te pięć lat nie przyszła zobaczyć, jak żyje jej syn. Jakby jego potrzeby nie istniały. Czasem przywozi nam jedzenie, niby jałmużnę. Nie proszę o miliony, tylko o szacunek. Zrozumienie. Zwykłą ludzką życzliwość.

Po porodzie miałam ciężką depresję. Teraz to wraca. Znowu czuję, jak opadają mi ręce. Jakbym była nikim. Jakby mój ból był nieważny. Jakbym miała cierpieć, żeby ktoś inny mógł czuć się istotny i niezastąpiony.

Powiedzcie mi, co mam robić? Jak chronić swoją rodzinę? Jak nie pozwolić, by to mnie zniszczyło? Nie daję już rady z jej presją, kłamstwami, egoizmem. Nie mam siły udawać. Jestem zmęczona. Po prostu śmiertelnie zmęczona.

Czasem najtrudniejszą decyzją jest odejść – ale jeżeli to jedyny sposób, by ocalić siebie i swoje dziecko, może właśnie na to zasługujesz. Rodzina to nie więzienie, a miłość nie powinna boleć.

Idź do oryginalnego materiału