Nastolatka zarządza swoimi finansami
"Tyle się słyszy o różnych oszustwach w sieci, jakichś podejrzanych stronach internetowych i 'przekrętach' na wypadek dziecka czy metodę 'na wnuczka'. W ostatnim czasie w mojej rodzinie także doszło do nieprzyjemnej sytuacji związanej z takimi oszustwami" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka Iwona, która jest mamą nastolatki.
"Mianowicie, moja 15-letnia córka, która ma swoje konto bankowe dla nastolatków, bardzo często korzysta z blika. Dostaje na to konto kieszonkowe i uczy się sama oszczędzania i regulowania swoich wydatków. Wydaje mi się to wygodne dla obu stron, a jednocześnie pożyteczne, bo dziecko samodzielnie dysponuje swoimi finansami. Ostatnio jednak mieliśmy nieprzyjemną sytuację z tym związaną. O moim podejściu do pieniędzy córki wiedzą znajomi i rodzina, dlatego sytuacja, o której chcę opowiedzieć, nie wzbudziła raczej niepokoju".
Wirus nakłaniał do przelewu
Kobieta opowiedziała o tym, iż ktoś włamał się do telefonu córki i próbował wyłudzić pieniądze: "Córka posiada konta w różnych mediach społecznościowych, w tym popularnego messengera, gdzie rozmawia ze znajomymi i przyjaciółmi. W zeszłym tygodniu ktoś zhakował jej telefon i wysłał wiadomość do różnych osób z prośbą o pomoc i pożyczenie pieniędzy dzięki przelewu blikiem. Było tam napisane, iż córka odda je do końca miesiąca zaraz po tym, jak otrzyma przelew od rodziców.
Oczywiście treść brzmiała dość prosto i naiwnie, i większość osób, która na co dzień korzysta z telefonu i internetu, oczywiście od razu zrozumiała, iż to jakiś wirus. choćby pewnie byśmy nie wiedziały, iż taka sytuacja miała miejsce, gdyby nie to, iż ja też dostałam od córki tę wiadomość i wtedy gwałtownie zaczęłyśmy działać. Kazałam jej napisać krótkie wyjaśnienie, iż to jakiś wirus i żeby absolutnie nikt nie wysyłał pieniędzy. Opublikowała to na swoim profilu, ale jeszcze dodatkowo wysłała z przeprosinami do wszystkich na liście znajomych".
Teraz chcą pieniędzy od matki
Mama nastolatki przyznaje, iż sytuacja jednak nabrała tempa: "Miałam nadzieję, iż podjęłyśmy działania wystarczająco szybko, ale okazało się, iż mimo wszystko kilka osób złapało przynętę. Szczególnie mało ostrożne były osoby w moim wieku i starsze. Chyba straciły czujność w związku z tym, iż to młodsza od nich osoba, która adekwatnie mogłaby faktycznie prosić o pomoc.
W sumie znajomi córki (niektórzy też moi) stracili niecałe 1000 złotych. Nie jest to mała kwota, więc sprawa została zgłoszona na policję, jednak nikt nie umie powiedzieć, czy uda się złapać winnego. Znajomi są oburzeni i kilka osób wprost powiedziało, iż ja jako matka jestem odpowiedzialna za córkę.
Jeśli ktoś włamał się do jej telefonu, to ja powinnam ponieść tego konsekwencje. Znajomi oczekują, iż pokryję koszty oszustwa i zwrócę im ich pieniądze. Nie wiem, co robić, bo uważam, iż to oni padli ofiarą, więc żadna w tym moja odpowiedzialność. Nie jestem zdania, iż powinnam teraz płacić za córkę jakieś zadośćuczynienie. Kilka osób oczekuje jednak, iż zapłacę im stracone pieniądze" – kończy swój list Iwona.