Z kanapkami do szkoły wiąże się jedno z moich piękniejszych wspomnień z czasów własnej edukacji. Śniadania przygotowywane przez moją mamę były najlepsze w całej szkole, jeżeli nie w kraju. Siermiężne czasy braków w sklepach nie przeszkadzały jej robić dla mnie kanapek, który były "na bogato": koniecznie z warzywami, w tym obowiązkowy listek sałaty, a nie jakaś tam sucha pajda z plastrem szynki i sera lub – nie daj Boże! - paprykarz szczeciński, od którego trzeba było wietrzyć sale lekcyjne.
Te mamine kanapki były przedmiotem wielkiej rówieśniczej zazdrości, a za zapakowaną w papier kromkę chleba mogłam sobie zaskarbić przychylność koleżanek i kolegów przynajmniej na jeden dzień. Do kolejnego śniadania. Wymieniałam się z nimi na różne dobra lub po prostu częstowałam z dobroci serca. Do dziś licealne koleżanki wspominają, iż moja mama robiła kanapki na wypasie. Schowaj się, Subwayu, Halinka była prawdziwą kanapkową mistrzynią!
Miłość w śniadaniówce
Teraz sama robię dzieciom śniadania do szkoły. Nie umywają się choćby do tych, które przygotowywała dla mnie moja mama, ale niosą ważne przesłanie: myślę o Was, troszczę się o Was, kocham Was. Tak, w jedzenie dla bliskich wkładam swoją miłość do nich. Taka atawistyczna rysa, którą mam po włoskich przodkiniach oraz całych pokoleniach Matek Polek i śląskich muter.
Dlatego na krytykę, iż rano przygotowuję czternastolatkowi i szesnastolatce kanapki do szkoły, odpowiadam krótko: robię to, bo tak chcę. Nie zrezygnuję z tego. I wiecie, jak już wspomniałam, te moje kanapki to żaden tam śniadaniówkowy wypas. Najczęściej grahamka z serkiem śmietankowym i salami, papryką lub oliwkami i ajwarem. Czasem mozzarella i czerwone pesto. Obowiązkowo owoc lub mus.
W lepsze dni dorzucam coś słodkiego, czasem kabanosy, a w najlepsze poranki – orzechy. Żeby te ich mózgi nastoletnie pracowały na najwyższych obrotach! W ósmej klasie i w liceum to całkiem przydatne…
Mają swoje pomysły
Większość moich znajomych nie przygotowuje drugich śniadań swoim nastolatkom, a ja rozumiem ich argumenty i podejście. Agnieszka mówi krótko: – Totalnie się wyłączyłam z myślenia o ich śniadaniach. jeżeli mają jakieś życzenia, a nie ma czegoś w lodówce, to proszę o składanie zamówień przed zakupami.
Podobnie Tosia. Ma w domu dwie nastolatki i córkę w wieku przedszkolnym. Starsze robią sobie same śniadania, ona spełnia tylko potrzeby zakupowe: – One zresztą mają swoje pomysły na śniadania i lunche – wyjaśnia. – Czasem zrobię coś, jeżeli poproszą, spieszą się, są spóźnione, ale to raczej wyjątkowo. Wczoraj jedna z nich szykowała sobie jakieś fancy z TikToka śniadanie w słoiku.
Z kolei Ania jest w mojej drużynie. No, prawie: – Moja córka nie jada śniadań, bo rano nie ma apetytu, a ja to rozumiem, miałam to samo. Ale robię jej śniadaniówkę, bo prosiła o warzywa i owoce. Synowi czasem robię kanapkę. Mogłabym im to spokojnie zostawić, ale jak sobie pomyślę, iż do kłótni o łazienkę dojdzie rano kłótnia o kuchnię, to mi się robi słabo – podsumowuje. Kto ma w domu więcej niż jednego nastolatka, na pewno to zrozumie!
A teraz mały disclaimer: jeżeli nie przygotowujesz dziecku śniadania do szkoły, wcale nie uważam, iż nie troszczysz się o nie. Czy iż kochasz mniej ode mnie. Albo jesteś gorszą matką. Ja robię, bo to mój wybór i wcale nie jest lepszy od twojego. Ot, taka rodzinna tradycja, którą chcę kultywować. Po prostu nie wytykajcie mi, iż rozpieszczam tym dzieci, dobrze?