Znudziłaś mnie, zmieniłaś się na gorsze, ale nie mam innej.

twojacena.pl 5 godzin temu

— Zupełnie się zbabiałaś. Przytyłaś. Nie chcę szukać innej, nikogo nie mam na boku, przysięgam.

— Ale tak dalej być nie może. Chcę podziwiać swoją ukochaną kobietę. A tobą, niestety, podziwiać nie mogę. Jest z tobą nudno — oświadczył mąż.
Monika gwałtownie mrugała, próbując powstrzymać łzy. Oto jak mąż odpłacił jej za prawie piętnaście lat wspólnego życia!

— To co proponujesz? — spytała. — Rozwód?

— Myślę, iż to najlepsze rozwiązanie…

— A dzieci?

— Będę im pomagał. Zabierać na weekendy.

— Tak po prostu! — warknęła Monika, z gniewem ocierając łzy. — Znudziła ci się żona, więc gotów jesteś porzucić dzieci! Zostać niedzielnym ojcem! Ani wstydu, ani sumienia…

* * *

Monika i Wiesław poznali się na weselu. Siostra cioteczna Moniki wychodziła za mąż, a wśród gości ze strony pana młodego był Wiesiek. Mimo dziesięcioletniej różnicy wieku, Monika od razu wiedziała — to jej przeznaczenie. Mądry, elegancki, wykształcony — jak książę z bajki.

— Ech, gdzie tobie do takiego, Moniusiu! — mawiała matka. — Głupia jesteś. I wygląd masz szary. A Wiesiek chłop przystojny.

Monika wtedy obrażona nadymała usta i demonstracyjnie odwracała wzrok, by nie spotkać się z matką oczami. Dopiero później, gdy dorosła, zrozumiała, iż właśnie przez takie słowa i podejście matki wiele rzeczy poszło nie tak. Od dziecka łamały jej poczucie własnej wartości, nie nauczyły szacunku do siebie…

Ale w młodości Monika się nad tym nie zastanawiała. Motyle w brzuchu czuła na samą myśl o Wiesławie. Spotykali się zaledwie pół roku i wzięli ślub. Monika ledwo skończyła dwadzieścia lat.

— Porzuci cię, nie miej wątpliwości! — powtarzała matka. — Szkoda twojego czasu. Za wysoko sobie poleciałaś. A skończyłaś tylko technikum. I to nazywane technikum tylko dlatego, iż kursy kroju i szycia… Za moich czasów każda to umiała. Zawodu adekwatnie nie masz!

— Dziękuję, mamo, za dobre słowo — odpowiedziała Monika z ironią. — Ale jestem zamężną kobietą i sama decyduję o swoim życiu.

Pierwsze lata były jak nieustanne wakacje — często wyjeżdżali, spędzali weekendy poza miastem lub w teatrze. Dla relaksu Monika szyła proste rzeczy, raczej dla przyjemności niż na sprzedaż — Wiesław dobrze zarabiał, więc pieniędzy nie brakowało. A potem urodziła się Kinga, i Monikę pochłonęło macierzyństwo. Lubiła być mamą — z euforią poświęciła się córce. Zajęcia rozwojowe, później łyżwiarstwo figurowe. Nie chciała oddawać Kingi do przedszkola, sama zajmowała się wychowaniem. Brało to mnóstwo czasu, ale znajdowała chwile na bieganie i ćwiczenia, by utrzymać formę.

— Wiesiek, masz szczęście! — mówili krewni męża na rodzinnych spotkaniach. — Jaką piękność złapałeś! Dom wypełniony po brzegi. Czas na drugie dziecko.

— Oczywiście! — Wiesław uśmiechał się marzycielsko, spoglądając na żonę.

Ale „drugie dziecko” nie przyszło tak łatwo, jak się spodziewali.

— A widzisz! — matka Moniki triumfowała, gdy dzwoniła. — choćby syna nie potrafisz urodzić.

— Dzięki za wsparcie, mamo! I tak płaczę niemal codziennie.

Próbowali kilka lat, w końcu pogodzili się z losem — ich jedyną pociechą była Kinga. Córka wcześnie zaczęła odnosić sukcesy w łyżwiarstwie, i Monika znalazła w nich ukojenie. Przygotowywała ją do występów, woziła na zawody, sama szyła kostiumy. Cieszyła się z jej zwycięstw bardziej niż ze swoich. Kinga nie miała jeszcze dziewięciu lat, a trener już przepowiadał jej świetlaną przyszłość.

Wiesław również uwielbiał córkę. Piękna żona i dziecko były jego dumą. Monika z roku na rok wyglądała lepiej, bo nauczyła się podkreślać swoje zalety, a pieniądze męża mogła przeznaczyć również na pielęgnację. Oczywiście po zapewnieniu bytu rodzinie.

Wszystko zmieniło się, gdy Monika dowiedziała się, iż znów jest w ciąży. euforia była ogromna — tyle lat się nie udawało, a tu nagle, niespodziewanie. Była w siódmym niebie, tak jak Wiesław.

Ale ciąża była trudna: Monika często źle się czuła, były zagrożenia dla zdrowia, a ostatnie miesiące spędziła na zwolnieniu lekarskim. Poród też był ciężki. Tak bardzo, iż Monika niemal pożegnała się z życiem. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Synek — upragniony, wyczekany! — Krzysio urodził się zdrowy. Ale Monika długo dochodziła do siebie. Wiesław początkowo krążył wokół żony, potem przestał — spadły na niego obowiązki związane z córką. I z synem też musiał pomagać, bo Monika gwałtownie się męczyła. Wiesław proponował pomoc teściowej, ale Monika odmawiała.

— Tego jeszcze brakowało! Przez całe życie nie powiedziała mi dobrego słowa. Nie chcę, by Kingi też do tego przyzwyczajała. Wiem, jakie okropności mogłaby jej wmówić.

Monika potrzebowała prawie dwóch lat, by w pełni odzyskać siły. Samopoczucie wróciło niemal do normy. Ale o szczupłej figurze mogła zapomnieć. Nie pomagały ćwiczenia — waga nie spadała. Sylwetka też straciła jędrność. W wieku trzydziestu kilku lat czuła się jak przed emeryturą. A w głowie dźwięczały szydercze słowa matki: „Teraz mąż na pewno przestanie na ciebie patrzeć”.

Jednak, o dziwo, czas płynął, a Wiesław wciąż mówił, iż Monika jest najpiękniejszą kobietą, jaką zna. Ona jeszcze bardziej oddała się macierzyństwu — zapisała syna na basen i robotykę, córkę woziła na zawody, gdzie zdobywała medale.

Kinga stawała się rozpoznawalną sportsmenką, więc trzeba było inwestować w jej karierę coraz więcej — czasu i pieniędzy. Monika dźwigała to wszystko, zajmując się rosnącym synkiem. Nic dziwnego, iż dla siebie zostawało niewiele. Stopniowo przytyła, zarzuciła eleganckie ubrania i wizyty u kosmetyczki. Ale jej poświęcenie przynosiło efekty — Kinga coraz częściej zdobywała złoto na regionalnych zawodach. Monika była z niej dumna i sama projektowała oraz szyła jej stroje. Marzyła, by kiedyś uszyć coś tak dobrego, by córka wystąpiła w tym na zawodach — choć trener pewnie by się nie zgodził.

Pewnego dnia Wiesław, przyglądając sięMonika w końcu zrozumiała, iż prawdziwe piękno nie leży w wadze czy wieku, ale w sile ducha i miłości, której doświadczyła od swoich dzieci, i postanowiła od dzisiaj żyć tylko dla siebie i ich.

Idź do oryginalnego materiału