„Gdy moja żona zakończyła urlop macierzyński i wróciła do pracy, nastała epoka samoprzylepnych świstków, mających za zadanie o czymś mi przypomnieć. Na początku cieszyłem się, iż zostawia mi te kartki. Ale kiedy po sześciu miesiącach wciąż na nie natrafiałem na notatki, czułem się jak skończony głupek”.