Mam dziecko po pięćdziesiątce. I wcale nie czuję się bohaterem
"Mam 52 lata. Moje dziecko – dwa. Kiedy spacerujemy po osiedlu, bywa, iż dzieci wołają do mnie 'dziadku!'. Nie złośliwie, po prostu – dla nich siwe włosy, zmarszczki i zmęczone oczy to kod dla starszego pana. A ja się wtedy uśmiecham, poprawiam czapkę na
głowie syna i udaję, iż nie słyszałem. Choć słyszałem aż za dobrze.
Zostałem ojcem późno. Nie z powodu jakiegoś wielkiego planu czy świadomego wyboru 'dojrzałego tacierzyństwa'. Życie się po prostu tak potoczyło. Praca, związki, może też trochę strachu.
A potem, kiedy już się odważyłem – musieliśmy walczyć o to dziecko, z kalendarzem i
biologią na plecach. Udało się. Urodził się zdrowy. I wszyscy mówili: 'Ale cudownie, będziecie tak bardzo świadomymi rodzicami!'.
Może i jesteśmy świadomi. Ale jesteśmy też cholernie zmęczeni.
Nie mam siły się bawić. I boli mnie, iż nie jestem tym tatą z reklam
Patrzę na tych wszystkich młodych ojców. Takich dwudziestoparolatków, którzy rzucają się w trawę z dzieckiem, robią fikołki, biegają dookoła z kijem udającym miecz. Ich plecy jeszcze nie bolą. Ich cierpliwość nie kończy się po dziesięciu minutach noszenia na barana. Ich organizm nie mówi im: ej, miałeś dzisiaj już dwa razy schylać się po zabawkę, teraz wystarczy.
A ja? Ja mam wrażenie, iż moje ciało zostało zaprojektowane do siedzenia, nie do biegania za dwulatkiem z pieluchą. Nie mam już tej energii, tego luzu, tego refleksu. Kiedy w nocy płacze, wstaję, ale w myślach płaczę razem z nim. I czuję się winny, iż nie jestem tatą, którego potrzebuje.
Moja partnerka też nie ma lekko
Moja partnerka ma 42 lata. Też została mamą późno. I choć jesteśmy razem w tym wszystkim, to oboje wiemy, iż codzienność nas przerasta. Mamy mniej cierpliwości, mniej snu, mniej zasobów. A przecież chcielibyśmy dać więcej.
Czasem w nocy rozmawiamy szeptem: czy on będzie miał nam za złe, iż jesteśmy starzy?
Że nie podniesiemy go na barana, nie będziemy skakać na trampolinie, nie dożyjemy jego czterdziestki?
To nie są rozmowy o żalu. To są rozmowy o lęku. O tym, iż przyszliśmy na tę imprezę bardzo późno – i chcemy zostać na niej jak najdłużej, ale wiemy, iż ktoś w końcu wyłączy światło.
To nie znaczy, iż żałuję. Kocham tego małego człowieka jak nikogo innego na świecie. Ale kocham go też z bólem, z trudem, z ciężarem, którego nie pokazuje się na zdjęciach z tortem".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).