"Sama wychowuję dwójkę dzieci. Dwóch 6-latnich bliźniaków. Mąż odszedł, gdy chłopcy mieli dwa lata. Tyle go widziałam. Nie utrzymujemy ze sobą kontaktu. Nie chcę, nie potrzebuję. On udaje, iż nas nie zna. Mniejsza z tym. Daję radę, choć wiem, iż chłopcom brakuje 'męskiej ręki'.
Od razu wyjaśniam – nie mam na myśli kar, krzyków ani niczego w tym stylu. Raczej
stabilne granice, zasady, więcej dyscypliny. Proszę mi wierzyć, 6-letni chłopcy mają mnóstwo szalonych, często głupich pomysłów. Bywa, iż są niegrzeczni, nie słuchają, co do nich mówię, o co proszę. I choć często próbuję coś wyegzekwować, wytłumaczyć, wyjaśnić, nie zawsze mi się udaje. Odnoszę wrażenie, iż jednym uchem wpuszczają, drugim wypuszczają. Żyję nadzieją, iż to taki wiek, iż zaraz minie, zaraz będzie
lepiej.
U dziadków
Dzieci nigdy nie nocowały same poza domem. Zawsze wyjeżdżaliśmy razem. W tegoroczne wakacje miał nastąpić przełom. Tak też się stało. Chłopcy po raz pierwszy wyjechali na tydzień do dziadków. Nie ukrywam, byłam pewna obaw, jak moi rodzice dadzą sobie z nimi radę. Przecież nie należą do najgrzeczniejszych, a rodzice nie należą do najmłodszych. Z racji tego, iż miałam dużo obowiązków zawodowych, nie miałam innego wyjścia. Stwierdziłam – jakoś to będzie.
Zawiozłam, pożegnałam, przytuliłam i wróciłam do domu. Dzwoniłam raz dziennie, nie chciałam częściej, żeby nie tęsknili, żeby nie chcieli zaraz wrócić. Trochę rozmawiałam z nimi, trochę z dziadkami. Mówili, iż wszystko w porządku, jednak czułam, iż słowa te nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Byłam przekonana, iż rodzice nie chcą mnie martwić, narzekać i skarżyć na wnuków.
Tydzień, który odmienił nasze życie
Wstałam w niedzielę z samego rana. Wsiadałam w samochód i pojechałam. Z jednej strony stęskniona, z drugiej pełna obaw. Bałam się, iż usłyszę: 'jak ty wychowujesz te dzieci, są takie niegrzeczne'. Nic takiego nie usłyszałam. Zjedliśmy obiad i razem wróciliśmy do domu.
Chłopcy grzeczni, uśmiechnięci. Pomogli mi choćby rozpakować walizki, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Kiedy zmęczona usiadłam na kanapie, jeden z nich podał mi szklankę z wodą i listkiem świeżej mięty. Nie mogłam ich rozgryźć. Nie wiedziałam, co kombinują. Jednak póki co o nic nie prosili, nic złego nie mówili. W poniedziałek rano opowiadali, jak to dziadek uczył ich zasad, jakich prawdziwy mężczyzna powinien przestrzegać. Byli zachwyceni.
Bardzo spodobało im się to, iż mężczyzna powinien być takim rycerzem na koniu, który dba o swoją kobietę – dziadek mówił, iż w ich przypadku o mamę. Minął drugi dzień, trzeci, czwarty. Tydzień, dwa i trzy, a moi chłopcy wciąż są nie do poznania. Mili, posłuszni, grzeczni, uczynni. Wiem, iż potrzebowali rozmowy z innym mężczyzną. Wakacje u dziadków odmieniły nasze życie".