Zrujnowałaś naszą rodzinę! — krzyczy córka

newsempire24.com 9 godzin temu

„Zniszczyła naszą rodzinę!” — wrzeszczy córka.

Moja córka Ania obwinia mnie za swój rozwód, a jej słowa tną jak szkło. Uważa, iż nie stworzyłam jej i mężowi warunków do szczęścia. Wszystko zaczęło się od kłótni o kredyt hipoteczny, choć błagałam, by się nie spieszyli. Teraz jednak to ja jestem winna ich nieszczęść, a ta myśl pali jak żar.

Ania i jej mąż Robert pobrali się trzy lata temu. Chciała wystawiającego wesela — stu gości, limuzyna, bal. Prosiłam, by zachowała umiar, ale teściowa, Wanda Stanisławowa, biła się w pierze: „Dla jedynego syna urządzę przyjęcie, o którym cała Łódź będzie gadać!”. Musiałam wyłożyć wszystkie oszczędności, by nie wyjść na skąpca. Powiedziałam Ani, iż nie będzie prezentu — oddałam ostatni grosz na ich przyjęcie. Do dziś dreszcz mnie przechodzi, ile poszło na jeden dzień, który teraz wydaje się tylko marnotrawstwem.

Po ślubie młodzi wynajęli mieszkanie. Milczałam, choć wiedziałam, iż to strata pieniędzy. Chcieli niezależności, ale zapału starczyło na rok. Wynajem okazał się zbyt drogi.

Gdy zmarła babcia Roberta, zostawiła mu starą kawalerkę na peryferiach. Bez remontu, z odrapanymi ścianami, ale dało się żyć. Formalnie mieszkanie należało do teściowej, ale pozwoliła im tam zamieszkać. Zaczęli remont. Ostrzegałam: „Po co inwestować w cudze? jeżeli coś pójdzie nie tak, zostaniesz z niczym!”. Ania nie słuchała.

Byłam tam tylko raz — na urządzinach. Dzieląca ponura, do centrum jechać wieczność, podwórko porośnięte chwastami, a sąsiedzi wyglądali, jakby życie dawnę ich zmiażdżyło. Kuchnia malusia, ledwo się obrócić. Ale Ania z Robertem promienły, więc milczałam, by nie psuć im chwili.

Rok później Ania oznajmiła, iż jest w ciąży. W tej klitce z dzieckiem byłoby ciężko. Robert poprosił matkę o sprzedaż mieszkania, by dołożyć do kredytu, ale teściowa stanowia się nie zgodziła. Mimo to wzięli hipotekę. Błagałam: „Ania, na macierzyńskim nie starczy! Macie dach nad głową, po co się pchać w kłopoty?”. Moje słowa rozbijały się o ścianę.

Wtedy teściowa zaproponowała zamianę. Ja miałam się wprowadzić do ich kawalerki, a oni do mojego trzypokojowego mieszkania w centrum. Odmówiłam. Żyć w zrujnowanym pudełku na końcu świata? Nie ma mowy. Moje mieszkanie to mój dom. Po co mi cudze ściany, skoro choćby okna wychodzą na śmietnik?

Ania zawzięła się w gniewie. Z Robertem, wbrew mnie, wzięli kredyt na mieszkanie z drugiej ręki. Gdy urodziła się ich córka, Zosia, cała pensja Roberta szłą na ratę. Żyć nie było za co. Pomagaliśmy, ile mogliśmy, ale sami nie byliśmy milionerami. Powtarzałam: „Samą wybraliście tę drogę, samą musicie się z niej wydostać”. Może to było okrutne, ale nie widziałam innego wyjścia.

A potem Ania wróciła do mnie z dzieckiem na rękach, a jej słowa roztrzaskały mi serce: „To przez ciebie się rozstajemy! Zosia rośnie bez taty, a ja tracę męża! Gdybyś się zamieniła, wszystko byłoby inaczej!”. Krzyczała, płakała, a ja stałam jak skamieniała, bez słów.

Boli mnie, iż ich rodzina się rozpada. Ale czy to moja wina? Chciałam tylko chronić to, co moje, dać im rozsądną radę. A może się myliłam? Co wy byście zrobili na moim miejscu?

Idź do oryginalnego materiału