Zuzanna Donath-Kasiura: świadomie uczymy się tożsamości – w tym języka

opolska360.pl 4 godzin temu

Zuzanna Donath-Kasiura: znajomość polskiego, śląskiego i niemieckiego to wartość i siła

Brakuje nam edukacji regionalnej, która by zawiłości historyczne opowiedziała prostym językiem,

Młodzieży trzeba powtarzać, iż to, iż mówią po polsku, po śląsku i po niemiecku to nie jest nic złego. To jest wartość i siła

Zuzanna Donath-Kasiura – rozmowa

Krzysztof Ogiolda: – Podczas ostatniej gali z okazji 35-lecia TSKN w Gogolinie kilka razy wracał w wypowiedziach gości motyw mniejszości jako bogactwa. Dla regionu, a choćby dla Polski. Co to adekwatnie znaczy, iż mniejszość niemiecka jest bogactwem…

Zuzanna Donath-Kasiura: – Czasem osobom z zewnątrz łatwiej zobaczyć to, czego my sami już nie widzimy. Nasze cechy utożsamiane są już z całym regionem. A są to: uporządkowanie, czyli nasz Ordnung, pracowitość, praktyczność i wielojęzyczność, bo niemiecki, śląski i polski to już trzy języki. Tu w regionie sami nie do końca mamy świadomość, jak wielka to wartość i bogactwo. Ciągle się tego uczymy.

– Jak się czyta niektóre teksty o mniejszości na portalach społecznościowych, to wygląda, iż niektórzy nie są choćby w zerówce.

– Albo tkwią przez cały czas w latach 50. XX wieku. Różnimy ze względu na pochodzenie i język. Mamy różne historie i doświadczenia. One są częścią naszej tożsamości. Od 80 lat uczymy się siebie nawzajem, żyć, budować i tworzyć. I gospodarkę, i życie społeczne. jeżeli ludzie mają dobrą wolę, a zakładam, iż mają, to próbują – jak w słowach abp. Nossola o pojednaniu – zmieniać wrogów w przeciwników, a przeciwników w przyjaciół. Bogactwem jest poznawanie się nawzajem. Odkrywamy przeszłość, która jest zamknięta w budynkach, układzie architektonicznym, zabytkach, kościołach. Ciągle jeszcze kilka osób ma świadomość tego bogactwa, które u nas jest. Związanego z niemieckim dziedzictwem kulturowym Śląska i dorobkiem kulturalnym, literackim, muzycznym mniejszości niemieckiej. To jest ciągle trochę sfera wiedzy tajemnej.

– Powiedzmy szczerze, daleko nie wszyscy członkowie mniejszości mają tę świadomość.

– Oczywiście. W pewnym pokoleniu wszyscy wyszli z PRL-u, gdzie się o tym nie mówiło. Nie przepracowaliśmy tego do końca. gwałtownie przeszliśmy do tego, iż to jest oczywiste. A nie jest.

– Zaskoczyła mnie pani. Sądziłem, iż usłyszę o niemieckich inwestorach, których mniejszość przyciągnęła na Śląsk Opolski, i o miejscach pracy, jakie powstały.

– To prawda, rozwój gospodarczy ma znaczenie fundamentalne dla rozwoju naszego województwa, a wielu inwestorów przyciągnęli ludzie znający język niemiecki i polski, i specyfikę regionu. Osoby znające obie kultury organizacyjne, które odnalazły się bardzo dobrze w niemieckim kręgu gospodarczym i pokazały, iż można z powodzeniem inwestować w naszym województwie. Inni tutaj potrafili znaleźć pracowników ze znajomością języka, których w innych regionach Polski nie było. To jest już naukowo opisane, iż mniejszość niemiecka jest wartością dodaną, motorem rozwoju gospodarczego. To przekonanie towarzyszyło od początku wszystkim samorządowcom wywodzącym się z MN. Że abyśmy tu mogli dalej mieszkać i żyć, konieczne są miejsca pracy. I tak się skupiliśmy na gospodarce, iż się nam wydawało, iż język, kultura i tożsamość same się zachowają. Dlatego teraz tak mocno się fokusujemy na edukację językową, wartość wielojęzyczności i świadome uczenie się swojej tożsamości.

– Nie za późno? Te ołmy, co mogły wnuków nauczyć niemieckiego, w większości umarły.

– Nigdy nie jest za późno. Bo zawsze jest dobry czas na refleksję. Te ołmy były wychowane w innych warunkach.

– Przede wszystkim miały doświadczenie niemieckiej szkoły. To jest nie do nadrobienia.

– Założyciele struktur mniejszości nie zdawali sobie sprawy, iż będziemy się musieli nauczyć żyć jako mniejszość. A to znaczy, iż musimy uczyć się przekazywać tę wartość z pokolenia na pokolenie. Jak w organizacjach pozarządowych. Nadrzędne zadanie to realizować cele statutowe oraz znaleźć i wychować sobie następców. To się nie zadzieje samo. Języka nie dziedziczy się przez krew, tylko przez mówienie w nim.

– Przeżyć pokoleniowych też się nie dziedziczy. Generacja rodziców i dziadków w mniejszości na pierwszych mszach św. po niemiecku płakała z radości. Dziś w wielu miejscach mogliby płakać co najwyżej nad stanem frekwencji na tych nabożeństwach.

– Dotyka nas masa doświadczeń nowych i trudnych. Jak na warunki, w których jako organizacja zaczynaliśmy, na te wszystkie zmiany, które zachodziły przez lata w świecie i były naszym udziałem, wyszliśmy z tej próby obronną ręką, chociaż boli świadomość, iż można było zrobić więcej. Gdybyśmy mieli więcej odważnych osób. Albo lepiej tych najodważniejszych naśladowali. Świętej pamięci Joachim Niemann przed laty dążył do tego, by w każdej gminie była jedna szkoła dwujęzyczna, jak w Solarni w gminie Bierawa. Gdyby to się udało, edukacja językowa mniejszości niemieckiej byłaby w innym miejscu. Tej szansy nie wykorzystano.

– Nie mam problemu z dostrzeżeniem tego, iż mniejszość jest na Śląsku bogactwem. Natomiast równie często i od lat słyszę, iż jest ona także pomostem i wtedy mam wrażenie, iż to trochę slogan. I to mocno oklepany.

– Jak zaczynałam pracować w mniejszości, to akurat kanclerzem został Gerhard Schröder. Więc moim pierwszym doświadczeniem były restrykcje, które wówczas dotknęły mniejszość ze strony władz niemieckich. Równocześnie wciąż się wtedy mówiło, iż mamy być pomostem. Pomyślałam wtedy, iż jesteśmy mostem bez prawa głosu. Taką budowlą inżynieryjną, by Polacy i Niemcy mogli przechodzić po naszych plecach.

– Dziś mniejszość na brak wsparcia rządu federalnego narzekać nie może. Ale jak na portalach czytam komentarze pod informacją o Oktoberfeście typu: „Folksdojcze się bawią” albo „Raus do Niemiec”, to myślę, iż do autorów tych nienawistnych wpisów żaden pomost jeszcze nie sięgnął. Kto tych zwykle młodych ludzi do takiego pisania podżega? Prawicowi politycy, wpływy Rosji?

– Wszystko. To się utrwala. I bardzo boli, bo 10-12 lat temu aż takiego negatywnego nastawienia do wszystkiego co niemieckie nie było. Ono się za rządów PiS-u bardzo pogłębiło. Nie jest to też wyłącznie wpływ mediów społecznościowych. Proszę zwrócić uwagę na produkcje filmowe. Większość filmów historycznych, jakie trafiają na ekrany w Polsce, dotyczy czasów II wojny światowej. One wciąż utrwalają model Niemca, który jest nazistą. Z wielkim szacunkiem dla polskich ofiar wojny i z głęboką refleksją podchodzę do tego, co działo się w latach 1933-1945. Ale minęło 80 lat, a państwo niemieckie bardzo dobrze przepracowało swoją historię, szczególnie w przestrzeni edukacyjnej i społecznej. Myślę o tym, jak się współcześni Niemcy zachowują i co o tamtym czasie mówią. Związek Radziecki ani obecna Rosja w ogóle nie przepracowały swojej historii. A my jako społeczeństwo wciąż jesteśmy utwierdzani w przekonaniu, iż wrogiem Polski są Niemcy. Rosja nie.

– Niedawno odbył się w Opolu Kongres Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Dzień wcześniej także u nas obradowała Sejmowa Komisja ds. Mniejszości. Goście z zewnątrz byli zachwyceni siłą mniejszości niemieckiej w regionie. Mówili szeroko o jej udziale we władzach samorządowych wszystkich szczebli. Ale kiedy dziennikarze pytali liderów mniejszości, usłyszeli o niskim finansowaniu w Polsce i o braku choćby jednej szkoły z wykładowym językiem niemieckim. To jest tak dobrze, czy tak źle?

– Osoby z zewnątrz widzą członków mniejszości sprawujących władzę. Ale my ją sprawujemy – i od początku tak było – w imieniu wszystkich mieszkańców. Jako członkowie mniejszości, a teraz także Śląskich Samorządowców, zdecydowaliśmy, iż chcemy mieć wpływ na to, co dzieje się w naszych gminach, powiatach i województwie. Nic o nas bez nas. Udało się nam przekonać wyborców, iż jesteśmy odpowiedzialnymi gospodarzami. Nasze narzekanie dotyczyło tego, iż mamy za mało środków na działanie stricte mniejszościowe. Mamy udział we władzy, ale nie przekazujemy z automatu pieniędzy publicznych dla mniejszości. Zależy nam, by pewne działania były strukturalne.

W ustawie o mniejszościach 20 lat temu zawarto zapisy, które są do dziś martwe. Nie mamy mniejszościowego domu kultury, ani instytucjonalnego systemu wsparcia dla działań kulturalnych, jest system dotacji, o które rokrocznie stowarzyszenia mniejszości muszą się ubiegać. Wszyscy pamiętamy, jak ministerstwo edukacji przed laty kazało samej mniejszości pisać programy nauczania. Brakuje nam edukacji regionalnej, która by zawiłości historyczne opowiedziała prostym językiem, na przykładzie konkretnych ludzi. Ale mamy miłośniczki i miłośników historii lokalnej, stowarzyszenia, którzy tę lukę wypełniają.

– Tam, gdzie są dobre, często stowarzyszeniowe szkoły nauczające dwujęzycznie, uczniów nie brakuje. Ale jak się rozmawia z nauczycielami szkół publicznych, wielu mówi bardzo szczerze, iż zapału do niemieckiego uczniowie ze środowiska mniejszości nie mają. A i rodzice wychowujący czasem trochę bez wymagań, też specjalnie na język mniejszości nie naciskają.

– Trudności z dobrym korzystaniem z systemu edukacji i z domowym wychowaniem mają dziś wszyscy, nie tylko mniejszość niemiecka.

– Ale to mniejszość musi zachować język, żeby przetrwać. Często się to podkreśla.

– Tylko od słów i deklaracji do czynów jest często długa droga. Dwie generacje mniejszości musiały się wychować bez języka. Ja sama po niemiecku rozmawiałam dopiero z trzecim, najmłodszym dzieckiem. Mimo iż byłam świadoma i bardzo chciałam. W latach 90. nie bardzo miałam się od kogo dowiedzieć, jak funkcjonuje dwujęzyczne wychowanie w domu. Przy drugim z trojga dzieci spotykałam ludzi, którzy mówili, żebym tego nie robiła, bo dziecko nie nauczy się dobrze ani niemieckiego, ani polskiego.

– Dziś już wiemy znakomicie, iż jest inaczej. Dziecko wychowywane dwujęzycznie przyswaja naturalnie oba języki. choćby jeżeli na początku je miesza.

– Kiedy w 2011 roku urodził się najmłodszy syn, już wiedziałam, co i jak należy robić. Ale musiałam odbyć wiele rozmów i wielu osobom tłumaczyć, iż mówię w publicznych miejscach do dziecka po niemiecku. Dziwiły się na przykład albo choćby były oburzone panie pielęgniarki. A koledzy w szkole mówili synowi, iż ma dziwną mamę, bo inaczej do niego mówi. Myślę, iż członkom mniejszości, także tym żyjącym gdzieś w małych miejscowościach, wciąż trzeba mówić i przypominać, iż są wartościowymi ludźmi. Młodzieży trzeba powtarzać, iż to, iż mówią po polsku, po śląsku i po niemiecku to nie jest nic złego. To jest wartość i siła. Potrzebujemy kampanii świadomościowej. Tym bardziej, iż mówienie po niemiecku wciąż przez część osób z otoczenia mniejszości jest postrzegane źle, także wyśmiewane. Kto to inspiruje, nie wiem.

– Ta młodzież, która mówi po polsku, po śląsku i po niemiecku niekoniecznie chce wstępować do struktur mniejszości. Związek Młodzieży Mniejszości Niemieckiej ma z pewnością wielu ciekawych członków, ale to nie jest organizacja masowa. Ja wiem, iż tłumy młodych są chyba tylko na portalach. Nie ma ich w partiach politycznych, nie ma w Kościele. Ale to dla mniejszości słaba pociecha.

– Taka jest rzeczywistość. Nie mamy nawyku działania w organizacjach społecznych. Po przemianach ustrojowych wszystkie organizacje zostały wrzucone do wspólnego kotła. To im nie pomogło. Społecznego działania trzeba się nauczyć. Być może powinno być tak, iż każdy uczeń szkoły powinien do jakiejś organizacji pozarządowej należeć. Niech sobie znajdzie cokolwiek. Byle się nauczył pracy w grupie i dobrych relacji społecznych.

– Organizacji jest dużo.

– Ale dużo jest też młodych ludzi, którzy są osamotnieni, mają problem z akceptacją. To dotyka całego społeczeństwa. Nie tylko mniejszości.

– Wracam do mniejszości „dorosłej”. Znam to środowisko od lat. Więc i widzę podziały, które je przecinają. Pewnie to dobrze, iż nie jest to organizacja wodzowska. Ale ze zdziwieniem słuchałem – mimo dobrego wyniku wyborczego – krytyczne głosy zwłaszcza starszych członków mniejszości na temat Śląskich Samorządowców. Niektórzy choćby złośliwie mówili na tę organizację SS. Są rozczarowani liczbą członków TSKN, wynoszącą 20 tysięcy. Zwijamy się – mówią.

– Są działacze, którzy tęsknią do czasów, gdy struktury mniejszości powstawały. Kiedy Henryk Kroll startował w wyborach do Senatu, dostał 125 tysięcy głosów. Trzeba o tym pamiętać. Ale to już nie wróci. Świat się zmienił. Euforii już nie ma. Myśmy zamienili euforię na ciężką pracę. Po wyborach parlamentarnych niewielu dawało nam szansę na zachowanie stanu posiadania w sejmiku. A to się stało. I jest dowodem na to, iż ludzie tę zmianę i Śląskich Samorządowców zaakceptowali. Natomiast najstarsza grupa naszych członków – i to jest zupełnie naturalne – najbardziej tęskni do tego, co działo się w mniejszości 20-30 lat temu. Gdyby wszyscy nasi członkowie płacący składki zagłosowali na nas w wyborach do Sejmu, pewnie przez cały czas mielibyśmy posła.

– Nie ma takich środowisk, gdzie wszyscy głosują jednolicie.

– Nie ma. Ale nie można nam zarzucać, iż się zwijamy. Bo to nie jest prawda. My się zmieniamy. Gdybyśmy tego nie robili, już by nas nie było. Zmienił się choćby sposób prezentowania naszej twórczości. 30 lat temu w każdej gminie był mniejszościowy chór. Teraz młodzież śpiewa nowe niemieckie piosenki na konkursie Superstar. Ogromny rozwój przeżywają mniejszościowe orkiestry dęte. Bez mniejszości nie byłoby ich w Leśnicy, nie byłoby „Kaprysu” w Źlinicach, młodej orkiestry w Radłowie, w Głogówku i wielu innych miejscach. Renesans przeżywają Oktoberfesty, gdzie Polacy i Niemcy bawią się razem przy niemieckiej muzyce. To jest dzisiaj energia i siła mniejszości.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału