Zwróciła dziecku uwagę w sklepie. Nagle obca kobieta zaczęła ją pouczać. "Nie wytrzymałabym"

gazeta.pl 2 godzin temu
Czy obcy ludzie mają prawo wtrącać się do tego, jak wychowujemy swoje dzieci? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo gdy dziecku dzieje się krzywda, liczy się każda reakcja. Jednak są czasem sytuacje, w których przydałoby się nieco empatii i zrozumienia. - Byliśmy w sklepie, a moje dziecko chciało zabawkę - zaznacza autorka filmu opublikowanego na TikToku. Podkreśla, iż cała ta sytuacja nie byłaby niczym wyjątkowym, gdyby nie fakt, iż tuż za jej plecami stała kobieta, żywo zainteresowana tym, co i jak mówi do syna.
- Byłam z synami w sklepie (...). Młodszy w tym czasie spał. Przechodząc obok alejki z zabawkami, mieliśmy postój i dyskusję na temat tego, którą zabawkę Natuś chce kupić. Znając mojego syna, wiedziałam, iż mam dwie opcje. Pierwsza to biorę pod pachę i wychodzimy z wielką awanturą, a druga to poświęcić te dziesięć, piętnaście minut na to, by po prostu mu wytłumaczyć - opowiada Julka, która prowadzi na TikToku profil @Julka Nat i Spółka. Okazało się, iż całą sytuację obserwowała influencerka. W końcu postanowiła zareagować.

REKLAMA







Zobacz wideo Aneta Zając: "Jeżeli jeden rodzic obraża drugiego, to tak naprawdę obraża dziecko"



Sklepowe dyskusje z dzieckiem z finałem na Tik Toku
- Kiedy rozmawiałam z synem i starałam się mu wytłumaczyć, jednak z marnym skutkiem, iż dziś nie kupimy zabawki, za plecami usłyszałam szept - opowiada dalej w swoim filmie Tiktokerka. - Dziewczyna zaczęła mi tłumaczyć, iż do szóstego roku życia, dziecko nie rozwiązuje takich sytuacji an poziomie intelektualnym, a emocjami - dodaje.
Poczułam, iż będzie ciężko, bo automatycznie mój poziom stresu wskoczył z wysokiego na jeszcze wyższy, bo każdy rodzic wie, iż takie dłuższe dyskusje z dzieckiem w sklepie nie są komfortowe. (...) Byłam zdenerwowana i czułam się oceniana przez tę dziewczynę. Ona oceniała to, w jaki sposób rozmawiam ze swoim dzieckiem
- opowiada matka w swoim filmie. Kobieta chciała jak najszybciej zakończyć tę dość dziwną sytuację i jak sama zaznacza, poprosiła syna, by wyszli ze sklepu, bo "nie czuła się komfortowo".
Historia w tym miejscu mogłaby się zakończyć, jednak kilka godzin później, matka dwójki chłopców natknęła się w sieci na filmik kobiety, która na swoim profilu opisała całą sytuację. - Ja mogę popełniać błędy. Nie muszę się uczyć od jakiejś randomowej osoby spotkanej na ulicy, tego, w jaki sposób rozmawiać ze swoim dzieckiem - komentuje autorka filmu.






Co na to internauci? Wielu jest zdania, iż tego typu sytuacje nigdy nie powinny mieć miejsca. "Nie oczekuję wtedy wsparcia, ale nie na miejscu jest ocenianie, a tym bardziej pouczanie, jak powinnam się zachowywać. Takie sytuacje to nie są jednostkowe przykłady. Mam dość, iż tak łatwo przychodzi jednym ludziom mówienie innym, jak mają żyć" - czytamy w jednym z komentarzy. "Co bym zrobiła? Nie wytrzymałabym i chyba coś konkretnie odpyskowała tej dziewczynie" - dodaje internautka.



Obcy ludzie i ich "dobre rady"
Dzieci są tylko dziećmi - ze swoją bezpośredniością, entuzjazmem, radością, ale nie brakuje również tych trudnych emocji. Pojawia się płacz, krzyk, a wszystko dlatego, iż tak jak w opisanej historii - nie chcieliśmy kupić dziecku kolejnej zabawki. Znajome? Dla mnie bardzo. Jako mama rezolutnego (prawie) czterolatka bardzo często spotykałam się z podobnymi sytuacjami. Nóż w kieszeni otwiera mi się na takie "moralizatorstwo", bo kiedy moje dziecko rozkręca kolejną aferę, a ja resztkami sił próbuję coś mu wytłumaczyć, takie "dobre rady" to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. To oczywiście nie pomaga, tylko wpędza w jeszcze większe wyrzuty sumienia. Oczywiście wszystko pod pozorem troski. Czy na pewno?


Jestem zdania, iż dzieci powinny uczyć się swoich emocji, a my - dorośli - powinniśmy im w tym pomóc. Tyczy się to także tych negatywnych. jeżeli moje dziecko czuje bezradność, coś go przerasta, nie radzi sobie z daną sytuacja - zaczyna płakać. Czasem zwykłe zmęczenie było impulsem do tego, by z pozoru błaha sytuacja stała się początkiem wielkiej afery. I jako mama uważam, iż ma prawo do tych emocji, jednak to nie jest wystarczający powód do tego, by ktoś miał prawo oceniać mnie i moje dziecko, dając rady, o które nie prosiłam.
Co sądzisz o tym, iż coraz częściej obcy ludzie uzurpują sobie prawo do wtrącania się w działania wychowawcze danego rodzica? Jakie są Twoje przemyślenia? Czy spotkałes/aś się już z taką sytuacją? Zapraszam do podzielenia się swoimi przemyśleniami: anita.skotarczak@grupagazeta.pl.
Idź do oryginalnego materiału