Zwrot losu: nowe życie Weroniki
Weronika smażyła na kuchni schabowe, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. gwałtownie wycierając ręce w fartuch, podeszła, by otworzyć. Na progu stała para nieznajomych – kobieta i mężczyzna, już w podeszłym wieku, ale powściągliwi w okazywaniu emocji.
– To pani Weronika? – pierwsza odezwała się kobieta, skinąwszy głową. – Jesteśmy rodzicami Jacka. Możemy wejść?
Imię, które padło, uderzyło Weronikę jak grom. Jacek – ten sam, który obiecywał jej miłość, a potem porzucił, gdy dowiedział się o ciąży. Zastygła na moment, ale w końcu skinęła głową i cofnęła się, przepuszczając gości.
Przy kubku herbaty rozmowa potoczyła się powoli. Małżeństwo wspominało syna, mówiąc o nim tak ciepło, jakby był świętym. Weronice ciężko było tego słuchać, bo to od niego doświadczyła największej zdrady. Gdy była już gotowa poprosić ich o wyjście, kobieta nagle powiedziała:
– Proszę nas zrozumieć. W dzisiejszych czasach pełno oszustów. Nie wątpimy w pani słowa, ale… – zawahała się. – Proszę zrobić test. jeżeli chłopiec naprawdę jest naszym wnukiem, chcemy być blisko. Pomagać, wspierać, być rodziną.
Weronika zgodziła się. Gdy wyniki potwierdziły ojcostwo Jacka, goście wrócili nie z pustymi rękoma: zabawki, ubranka, kopie gotówką… Ale to nie był koniec.
Tydzień później zadzwonili. Na spotkaniu wręczyli jej dokumenty – jednopokojowe mieszkanie, puste, bez remontu, ale teraz należało do niej i syna. Prezent. Niespodzianka. Nowy początek.
Weronika nie mogła powstrzymać łez, stojąc w tych czterech ścianach. Stara kanapa, odpadający tapet, zmatowiały żyrandol… ale to był ich kąt, jej dom. Otworzyła okna, wpuszczając świeże powietrze i nadzieję.
A wszystko zaczęło się inaczej.
Trzy lata temu przyjechała do miasta, wynajęła pokój u uciążliwej staruszki i znalazła pracę w sklepie. Była sama, z problemami, ale i z marzeniami. A potem poznała Jacka – wysokiego, o mocnych dłoniach, z pewnym siebie uśmiechem. Zdawało się, iż oto jest – szczęście.
Lecz gdy tylko powiedziała mu o ciąży, w jednej chwili stał się obcy: *„Oszalałaś? Jakie dziecko? To nie moje. Zrób aborcję”*. I odszedł.
Płakała całą noc. Staruszka, u której mieszkała, wysłuchała, pokiwała głową, a potem rzekła: *„Jeśli urodzisz – możesz zostać. jeżeli nie – szukaj nowego pokoju. Nie popieram zabijania dzieci”*.
I Weronika została. Urodziła. Pracowała. Żyła. Wszystko dla syna.
Aż pewnego dnia staruszka zniknęła na cały dzień. Wieczorem wyznała: *„Znalazłam adres rodziców Jacka. Poszłam do nich. Nie żyje, wyobraź sobie… A oni choćby o was nie wiedzieli”*. Weronika po cichu płakała w nocy, rozumiejąc, iż choć się gniewała – gdzieś w głębi serca wciąż go kochała.
I oto, dwa tygodnie później, do drzwi zapukali jego rodzice…
Teraz wszystko jest inaczej. Mieszkanie – wprawdzie stare, ale własne. Staruszka, która teraz stała się prawdziwą babcią, codziennie przynosi im pierogi. Weronika pracuje zdalnie i dorabia w piekarni. Syn rośnie wesoły i dobry.
Stoi przy oknie, tuląc ciepły kubek, i się uśmiecha.
– Babciu, a kiedy znów do ciebie przyjedziemy?
– Niedługo, mój złoty. Bardzo niedługo.
Czasami życie robi niespodziewane zwroty. Najważniejsze, by nie bać się iść naprzód.