Życie pod rządami despoty

polregion.pl 6 dni temu

Życie pod jarzmem tyrana

Gdy los zapędził nas z mężem w ślepy zaułek, musieliśmy zamieszkać z jego ojcem w małym miasteczku pod Poznaniem. Wydawało się, iż to tylko tymczasowe rozwiązanie, ale już po kilku miesiącach zrozumiałam, iż nie wytrzymam tu choćby roku. Czuliśmy się jak niewolnicy w domu okrutnego pana, a teraz, choćby jeżeli przyjdzie nam głodować, nigdy nie wrócę do teścia. Jego podejście do mnie zabiło wszelką nadzieję na pokojowe współżycie.

Rodzice męża dawno się rozwiedli. Wychowywał go ojciec, Bogusław Nowak, a matka dawno założyła nową rodzinę i rzadko pojawiała się w ich życiu. Może dlatego teść patrzył na kobiety z pogardą. Pierwszego dnia wydawał się tylko gderliwym starcem, ale niczym więcej. Szanując go za to, iż sam wychował mojego męża, starałam się znaleźć z nim wspólny język. Na próżno.

Nie mieliśmy własnego mieszkania. Wynajmowaliśmy pokój w Poznaniu, oszczędzaliśmy, ale gdy zaszłam w ciążę, wszystkie plany runęły. Pieniędzy ledwie starczało, a poród był tuż-tuż. Z ciężkim sercem poprosiliśmy Bogusława o gościnę. Już po kilku dniach żałowałam tej decyzji, jakby przeczuwając, w jaki koszmar zamieni się moje życie.

Nigdy nie znałam tylu obowiązków. Sprzątanie, gotowanie, prasowanie – wszystko spadło na mnie, jakbym była nie ciężarną kobietą, a służącą bez własnej woli. W ósmym miesiącu ledwo się ruszałam, brzuch ciążył, plecy bolały, ale nikt nie pozwalał mi odpocząć. Chodziłam jeszcze do pracy, by zarobić przed urlopem macierzyńskim, a w domu czekały kolejne zadania.

— Co się rozsiadłaś jak hrabina? — warczał Bogusław, jeżeli ośmieliłam się usiąść na kanapie. — Ciąża to nie choroba! Nikt za ciebie szmatą latać nie będzie!

Zaciskałam zęby i znów brałam się za szmatę, wycierałam kurz, myłam okna, sprzątałam kąty, gdzie kurz zbierał się od lat. Teść nie znał litości. Wymyślał nowe zajęcia, dopóki nie padłam z wyczerpania. I robił to tylko, gdy męża nie było w domu. Próbowałam zagrzewać się na dworze, by uniknąć jego gniewu, ale to nie pomagało.

— Wróciłem z pracy, a ciebie nie ma! — wrzeszczał, jeżeli obiad nie był gotowy. — Podłoga brudna, chrupocze pod butami, a ta sobie spaceruje!

Jego słowa ciąły jak noże. Upokarzał mnie przy każdej okazji, a ja milczałam, nie chcąc męczyć męża skargami. Bartek i tak harował na dwóch etatach, by nas utrzymać. Starałam się sama dogadać z jego ojcem, ale pretensje rosły jak śnieżna kula. Raz zupa za mało słona, raz talerz niedomyty, raz źle pościelone łóżko. Czasem jego uwagi były tak absurdalne, iż ledwo powstrzymywałam gorzki śmiech. Musiałam myć podłogi dwa razy dziennie, prasować nie tylko nasze ubrania, ale i jego koszule, jakbym była jego sługą.

— Po co ja mam żelazko brać, skoro w domu baba siedzi? — ryczał. — Jak mój syn taką niezdarę sobie wybrał, to niech się z nią rozwodzi! Leży cały dzień, leniwa!

Żyjąc z Bogusławem, zrozumiałam, dlaczego jego żona uciekła zaraz po urodzeniu syna. Wytrzymać z tym człowiekiem przekraczało ludzkie siły. Zaczęłam podziwiać tamtą kobietę, która wytrzymała przynajmniej kilka lat. Była bohaterką. Ale i mój limit został przekroczony.

Stałam w kuchni, szorując garnek, gdy teść wszedł i zaczął kolejny wykład o tym, jak „wszystko robię źle”. Jego pełen pogardy głos był ostatnią kroplą. Z hukiem rzuciłam garnek do zlewu, wytarłam ręce i bez słowa poszłam pakować rzeczy. Wolałabym żyć w biedzie, niż pozwolić temu tyranowi zniszczyć moje nerwy i zdrowie. Myślałam nie tylko o sobie, ale i o dziecku, które nie potrzebowało krzyków i upokorzeń.

— Waluj, gdzie chcesz! — wrzeszczał za mną, sypiąc wulgaryzmami.

Wtedy wrócił Bartek. Gdy zobaczył mój stan, ledwo powstrzymał się, by nie rzucić na ojca. Udało mi się go odciągnąć, a już następnego dnia wynajęliśmy malutki pokój. Od tamtej pory Bartek nie odzywa się do ojca. Bogusław wysłał kilka złośliwych wiadomości, oskarżając syna, iż „wymienił rodzinę na jakąś babę”. Po tym Bartek zerwał z nim kontakt.

Do dziś nie rozumiem, jak taki człowiek mógł wychować dobrego i troskliwego syna. Może teść zgorzkniał z samotności lub z zazdrości, ale nie mam siły ani ochoty tego analizować. Nie utrzymujemy kontaktu i mam nadzieję, iż tak już zostanie.

Idź do oryginalnego materiału