Marek Leśniak przez 28 lat pełnił funkcję dyrektora Zespołu Szkół w Oleśnie. Od kwietnia został powołany na stanowisko wicekuratora oświaty w Kuratorium Oświaty w Opolu. O długiej historii jego kadencji, przeprowadzonych zmianach, zachowaniu młodzieży oraz o wyzwaniach stojących przed szkołą, z ikoną “Lotnika” rozmawia Damian Pietruska.
– Ma pan za sobą 28 lat na stanowisku dyrektora oleskiego Zespołu Szkół. Liczył pan kiedyś, ilu absolwentów ukończyło szkołę w tym okresie?
– Tak, od kiedy byłem dyrektorem szkoły, naukę ukończyły 144 klasy, czyli około 3,5 tysiąca absolwentów.
– Co te liczby dla pana znaczą? Domyślam się, iż nie są to nic nieznaczące cyferki. Za tymi liczbami kryją się z pewnością niezliczone wspomnienia, anegdoty i historie.
– Liczby robią wrażenie – 144 przeróżne rozdziały – ogrom wykonanej pracy. 3,5 tysiąca osób to spora społeczność, a za każdą z nich stoi jednostka i osobna historia. Absolwenci mocniej zapamiętani i ci, którzy nieco mniej zapadli w pamięć. To ludzie, którzy gdzieś zniknęli i nie mam o nich informacji, ale też tacy, którzy wiele w życiu osiągnęli dla siebie i dla innych. Od wielkich, naprawdę ogromnych sukcesów, do ludzi, którzy wykonują codzienne prace, co też jest sukcesem, aż do sytuacji mniej radosnych.
Istotne są przyjaźnie, które udało się nawiązać w okresie szkolnym. Są roczniki i klasy, które systematycznie się spotykają od wielu, wielu lat. Pielęgnują relację. Miałem przyjemność uczestniczyć w tych spotkaniach, a w tym roku mamy też kilka zjazdów. Są też jednak grupy, które o sobie kilka wiedzą, ale też kilka o sobie wiedzieli w trakcie nauki. Nie udało im się zbudować relacji.
– Podczas zakończenia roku szkolnego klas maturalnych, powiedział Pan, iż dla każdej szkoły sukcesy absolwentów to największa duma…
– Absolwent jest wizytówką szkoły. Oprócz przekazywania wiedzy, zawsze zależało mi, żeby kształcić kulturę osobistą. Obycie, zachowanie, umiejętność wypowiadania się w różnych sytuacjach, konfrontacja z innymi. Nasi uczniowie wychodzili często z naszej szkoły z tarczą, czuli, iż są dobrze przygotowani do pełnienia ważnych życiowych ról.
– Zaskoczyło Pana spontaniczne pożegnanie uczniów, którzy przygotowali dla pana olbrzymi szpaler? Takich sytuacji nie da się wyreżyserować, musiało to wyjść od nich.
– Czy zaskoczyło? choćby nie marzyłem, nie śniłem o takim pożegnaniu. Mój plan na ten dzień był taki, iż spotkam się ze wszystkimi uczniami, ale w poszczególnych klasach. Znam uczniów i bardzo ich cenię, dlatego zależało mi, aby się pożegnać. gwałtownie jednak zrozumiałem, iż zaczyna się coś dziać, iż nie stanie się to w sposób, który sobie zaplanowałem. Wzruszenie było przeogromne! Świadomość, iż dostąpiłem czegoś wyjątkowego. Jestem ogromnie wdzięczny! Człowiek różnie jest odbierany przez różne osoby i relacje także mogą być różne – przyjazne lub mniej. Samo życie. To się jednak zadziało spontanicznie, a charakter tego spotkania zostanie przeze mnie mocno zapamiętany. To jest chwila, do której będę wracał w trudniejszych momentach. Przekazana została mi ogromna energia!
– Był Pan na stanowisku dyrektora prawie trzy dekady. Co się przez ten czas zmieniało?
– Wszystko się zmieniło. Zaczynałem w 1996 roku. Zmienił się układ województw, nowe organy prowadzące, czyli powiaty, jako kraj weszliśmy do NATO, później do Unii Europejskiej, zupełnie zmienił się ustrój. Przez ten czas przeszliśmy niezliczoną liczbę reform w edukacji. Osoby, które były na stanowiskach ministerialnych miały różne pomysły na oświatę.
– Reform oświaty było za dużo?
– Tak, z doświadczenia, mogę to spokojnie powiedzieć – oświata nie lubi rewolucji. Choćby przejście na gimnazja i skrócenie nauczania w liceach ze szkół czteroklasowych na trzyklasowe. Później znowu likwidacja gimnazjów i zwiększenie liczby klas, co skutkuje tak zwanym “pustym rocznikiem” w przyszłym roku szkolnym. Marzę o tym, aby osoby, które decydują o zmianach w oświacie były bardziej dalekowzroczne, żeby widziały konsekwencje kolejnych zmian. Te zmiany wpływają też na braki kadry pedagogicznej. Nauczyciele mają dość zawirowań i niepewności.
– Przez te wszystkie lata zmienił się także sam budynek szkoły.
– Zdecydowanie! Budynek został rozbudowany o przepiękną hale sportową, zaplecze sportowe, bazę dydaktyczną, szatnie, pomieszczenia księgowe, połączone zostały dwa obiekty – starego budynku dydaktycznego z małą salą gimnastyczną.
– Jak przez te wszystkie lata zmieniała się sama młodzież? Owa zmiana musi być przecież widoczna, na przykład ze względu na rozwój technologiczny i korzystanie z telefonów czy komputerów.
– Oczywiście, technologia towarzysząca uczniom zdecydowanie się zmieniła. Kiedy zaczynałem, pojawiły się przecież dopiero pierwsze komputery Atari. Zachowania młodzieży generalnie są odbiciem zmian społecznych. Lata 90. były trudnym okresem, bowiem od przemian ustrojowych wchodziliśmy do nowego systemu życia, co przejawiało się w postawach buntowniczych, choćby poprzez ubiór, muzykę czy wypowiadane teksty. Ludzie chcieli się czymś wyróżnić w szarym świecie. Po wejściu do Unii Europejskiej nadszedł taki fajny czas – nadziei i optymizmu. Wtedy też jednak pojawiły się gimnazja kosztem trzyletnich liceów, a nie czteroletnich. Brakowało nam wtedy tego jednego roku, żeby złapać jeszcze lepszy kontakt z młodzieżą. To przecież tylko dwa i pół roku nauki.
Współczesna młodzież jest zupełnie inna, pod względem technologicznym, technicznym bardzo “do przodu”. Mogą więcej wiedzieć o świecie, szybciej mogą nawiązywać kontakty, również te anonimowe. Nasza szkolna młodzież ma mnóstwo do zaoferowania – to ludzie o ogromnych talentach. Cała sztuka polega na możliwości wyeksponowania ich umiejętności.
– Jakie momenty wyróżniłby pan w swojej karierze? Takie, które mocno wryły się w pamięć.
– 1997 rok, kiedy żegnałem się z moją klasą jako jej wychowawca. Odłączenie internatu od naszej szkoły. W 2002 roku podjęcie odważnej decyzji o rozbudowie obiektu, w 2009 roku rozpoczęcie budowy i jej zakończenie w 2011 r. W 2012 r. remontowaliśmy stary obiekt.
Był też taki moment mniej uchwytny, może dekadę temu, nasza młodzież zaczęła mocniej utożsamiać się z symboliką “Lotnika”. To przejawiało się w ubiorze, popularnych bluzach czy koszulkach. Emblematy pojawiały się na terenie szkoły. Dzisiaj to nasz znak firmowy. Ta symbolika stała się naszą wizytówką i co ważne, wyszła to od samych uczniów. Kiedy były wprowadzane “mundurki” wiedzieliśmy, iż ich narzucanie jest problematyczne, dlatego się do nich nie przymierzaliśmy. Uczniowie sami znaleźli firmę w Gdańsku, przyszli z gotowymi projektami i co roku pojawiają się kolejne przedmioty z emblematem “Lotnika”.
W pamięci zostają także indywidualne sytuacje. Kiedy udało się w trudnych przypadkach wyprowadzić ucznia “na prostą”, pomóc młodej osobie. Dotrzeć do człowieka, do jego świadomości. Do tego potrzeba cierpliwości i pokory. To sól tej pracy, która daje największą satysfakcję, nie kolejne remonty czy rewolucje.
– Zmienił pan jednak dyrektorski fotel na gabinet w Kuratorium Oświaty w Opolu. Czym pan się będzie zajmował?
– Jestem wicekuratorem. W podstawowym zakresie moich obowiązków jest nadzór pedagogiczny, a w nim między innymi funkcjonowanie szkół. To bardzo szeroki zakres działań. Musiałem zmierzyć się z decyzją o zmianie pracy, mocno ją przemyśleć. Wiązało się to bowiem ze sporą niewiadomą.
– Na ile szkoła powinna się zmienić, aby nadążyć za zmianami technologicznymi, choćby patrząc na rozwój sztucznej inteligencji. Potrzebna jest ewolucja systemu edukacji a może kolejna rewolucja?
– Do tych zmian należy podejść roztropnie. Trzeba mieć konkretną wizję, w jakiej skali wprowadzić zmiany w placówkach. Czy we wszystkich wprowadzić takie same, biorąc pod uwagę formę tych placówek i ich przygotowanie? Sztuczna inteligencja działa, uczniowie z niej korzystają i nie da się tego procesu wyłączyć. Podstawą jest przygotowanie nauczyciela, żeby potrafił także z niej korzystać i rozumiał jej działanie. Nie da się wyrzucić technologii z życia szkolnego. Sztuka polega na mądrym wykorzystaniu tego sprzętu. Uczniowie potrafią w mgnieniu oka odnaleźć potrzebną wiedzę. Nie są w stanie jednak ocenić, czy znaleziona wiedza jest wiarygodna. Tu pojawia się rola nauczyciela. Powinien w swojej dziedzinie potrafić oddzielić informacje prawdziwe od fałszywych i tę wiedzę przekazać uczniom. Bez rozgraniczania wiarygodności informacji, które stale do nas docierają, jesteśmy niezwykle podatni na przeróżne manipulacje.
Musimy posiadać bazową wiedzę, ponieważ bez telefonu w ręce kilka wtedy nam w głowach zostaje. Korzystanie z technologii ma swoje wady. Problemy z koncentracją, nadpobudliwość, brak umiejętności czytania książek, wydłużające się godziny przed ekranem, wady wzroku. Nie chodzi o moralizowanie, ale spokojne wyjaśnianie wszelkich zagrożeń.
– U sportowców, po zakończeniu kariery, często mówi się o zjawisku tęsknoty za “zapachem szatni”. Pan będzie tęsknił za szkołą?
– Z całą pewnością! Znam tu każdy kąt, uczestniczyłem we wszystkim, co się tutaj tworzyło od lat 90. Tęsknił będę, ale na szczęście nikt mi nie zabronił wstępu do szkoły, cały czas jestem nauczycielem, oddelegowanym do pracy w kuratorium. Jestem częścią tego zespołu. Zostały pozytywne i prawidłowe relacje, a szkoła została przekazana w bardzo dobre ręce.
– Co może pan doradzić przyszłym dyrektorom, ale też innym nauczycielom?
– Żeby zawsze pamiętać, iż po drugiej stronie stoi uczeń. Czasami, gdy nie wiemy, jak się zachować, to postarajmy się na chwilę postawić w jego roli. Zrozumieć jego perspektywę i jego problemy, spojrzeć na sprawę jego oczami. Być może wtedy znajdziemy odpowiednie rozwiązanie. Jako nauczyciele nie możemy traktować ucznia “z góry”.
– Dziękuję za rozmowę!