Kwestia umowna
Czym adekwatnie jest ta "gotowość"? Wybranymi umiejętnościami? Gotowością do odnalezienia się w grupie rówieśniczej? Czy może gotowością do dopasowania do systemu i spędzania w bezruchu 7 godzin w szkolnych ławkach?
Myślę niestety, iż ten ostatni czynnik najbardziej wpływa na nasze przekonanie o "gotowości" lub "niegotowości" szkolnej ucznia. Tylko iż można inaczej.
Wybrałam dla mojej córki prywatną placówkę. Placówkę, w której nie będzie przykuta do ławki, w której dziecko i jego możliwości są na pierwszym miejscu. Miejscu, w którym świadomi nauczyciele wiedzą, iż istnieją inne metody nauczania niż wykłady dla 6 czy 7-letnich dzieciaczków.
Omijam więc nieco system, wybieram inne ścieżki. Podstawa programowa będzie zrealizowana, ale nie zgadzam się na stare rozwiązania, które już nikomu nie służą.
Dlatego jest we mnie mniej lęku.
Intuicja matki
Drugi powód, dla którego zapisuję dziecko wcześniej do szkoły, to moja osobista intuicja. Znam moją córkę i widzę, na jakie kroki mogę sobie pozwolić. Widzę, iż jest śmiałą, odważną, bezpośrednią istotą i poradzi sobie w nowej grupie, sytuacji. Nie boi się życia, nie boi się odezwać, och, czasem słychać ją aż zbyt dosadnie.
Myślę, iż to niezwykle indywidualna kwestia, która nie powinna być dyskutowana na forum społecznym. Fajnie, iż prawo pozwala nam zapisać do pierwszej klasy 6-letnie dziecko, ale już rozmowy na temat tego, czy te dzieciaki są gotowe, czy nie, są pozbawionego głębszego sensu. Sama nie wiem, trochę to brzmi jak "wrzucanie wszystkich do jednego worka".
Znamy oczywiście pewne schematy psychologiczne i pewne umiejętności winne być posiadane przez dzieci rozpoczynające szkoły. Traktowałabym je jednak bardziej jako punkt odniesienia do indywidualnej pracy, osobowości niż jako stałe pola, nienaruszalne procedury.
W ogóle mam takie silne przekonanie, iż to, co stałe, nienaruszalne nie jest ok, jeżeli mowa o dzieciach. Dziecko jest zmianą, dziecko jest w ciągłym rozwoju, dziecko jest żywym przykładem umiejętności adaptacji do zmian. Dziecko, jeżeli nie nabędzie traum i schematów od rodziców, które je blokują, jest życiem, jest odważne. I poradzi sobie.
To w nas dorosłych jest lęk. My już wiemy, iż wszystko może pójść nie tak. Sztuką wychowawczą jest tego lęku na dzieci nie przenieść.