Macierzyństwo to miłość i presja w jednym pakiecie
Bycie matką to nieustanne balansowanie – między potrzebami dziecka a swoimi, między oczekiwaniami społeczeństwa a własnym instynktem, między radami z forów internetowych a tym, co naprawdę działa w moim domu.
Kiedyś myślałam, iż dobra matka to ta, która zawsze wie, co robi, nigdy nie podnosi głosu i szyje kostiumy na bal przebierańców własnoręcznie o drugiej w nocy. Dziś wiem, iż dobra matka to ta, która umie się zatrzymać i powiedzieć: "Tego nie robię, bo to mnie wypala".
Zajęło mi kilka lat, żeby wyjść z pułapki "matki idealnej" i dać sobie prawo do luzu. Nie dlatego, iż kocham moje dziecko mniej, ale właśnie dlatego, iż kocham je naprawdę.
Oto siedem rzeczy, z których świadomie zrezygnowałam – dla siebie, dla niego i dla naszego wspólnego zdrowia psychicznego.
1. Nie gotuję codziennie "domowych obiadków"
Nie robię z kuchni ołtarza macierzyństwa. Zdarza się, iż obiad to naleśniki z mrożonki albo makaron z pesto. I wiesz co? Dziecko żyje, rozwija się świetnie, a ja nie jestem wrakiem człowieka o 19:00.
2. Nie zapisuję dziecka na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe
Nie będę produkować "dziecka sukcesu", które nie ma czasu się nudzić. Wierzę, iż zabawa, gapienie się w sufit i budowanie z klocków też rozwijają. A moje dziecko potrzebuje nie tylko angielskiego i pływania, ale też... matki w dobrym nastroju.
3. Nie siedzę po nocach szyjąc, klejąc, piekąc...
Kiedyś robiłam torty z masą cukrową i stroje na Halloween z papier-mâché. Dziś kupuję gotowca w sklepie. Mam czas, żeby napić się herbaty i obejrzeć serial. Przestałam już walczyć o tytuł "Mamy Roku" – nikt mi za to nie wręczał medalu, tylko podkrążone oczy.
4. Nie poświęcam się już bez reszty
Nie jestem męczennicą. Mam swoje potrzeby i czas tylko dla siebie – choćby godzinę tygodniowo. Chodzę na jogę, czytam książki, czasem spotykam się z przyjaciółkami. Bo matka to też kobieta, a nie tylko funkcja opiekuńcza.
5. Nie udaję, iż "wszystko ogarniam"
Czasem płaczę. Czasem krzyknę. Czasem mam bałagan w domu i chaos w głowie. Ale nie udaję, iż to nie istnieje. Dziecko uczy się przez obserwację – wolę, żeby widziało matkę autentyczną niż wiecznie uśmiechniętą kukłę z Instagrama.
6. Nie porównuję się już z innymi matkami
Nie interesuje mnie, iż sąsiadka uczyła dziecko alfabetu w wieku dwóch lat. Moje dziecko rozwija się we własnym tempie, a ja jestem wystarczająco dobrą matką – nie najlepszą na świecie, ale taką, która naprawdę się stara. I to mi wystarcza.
7. Nie rezygnuję z partnerstwa
Nie jestem jedyną osobą odpowiedzialną za dom i dziecko. Dzielimy się obowiązkami, bo oboje jesteśmy rodzicami. Nie bawię się w "wszystko sama" – to droga do frustracji i wypalenia. Współdzielenie odpowiedzialności to nie porażka, to fundament zdrowej rodziny.
I wreszcie śpię spokojnie...
Odkąd przestałam robić wszystkie te wszystkie rzeczy, które "powinnam", odzyskałam coś bardzo cennego – święty spokój. Śpię lepiej, śmieję się częściej i mam więcej cierpliwości dla mojego dziecka.
Nie dlatego, iż zrezygnowałam z bycia matką, ale dlatego, iż zaczęłam być nią na własnych zasadach.
Nie jestem idealna, ale jestem obecna. I to wystarczy.