Dopiero co się urodziły, a już chodzą do przedszkola czy szkoły. W sumie nieistotne, na jakim etapie rozwoju są teraz nasze dzieci. Niezależnie od wszystkiego, życie przecieka nam przez palce. Mija dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Maluchy dorastają, a nam pozostają tylko wspomnienia. By jak najdokładniej zapamiętać, by jak najmniej przeoczyć, fotografujemy. Niemalże każdy moment i każde ważne wydarzenie z życia naszego dziecka. My, matki, jesteśmy w tym mistrzyniami.
Pstryk i zdjęcie
Zdjęciami i filmikami telefony mamy zapchane po brzegi. Przegrywamy na komputer, dysk zewnętrzny czy zapisujemy w chmurze, by zwolnić miejsce. By podczas kolejnego spaceru, wyjazdu, czy odwiedzin u rodziny, móc wykonać kolejną partię zdjęć. Być może nie każda mama jest fanką fotografowania swojego dziecka, ale na pewno jest ich wiele. choćby wizyta na placu zabaw utwierdza mnie w tym przekonaniu.
W miniony weekend wybraliśmy się do parku zabaw, w którym dzieci czują się jak w raju. Niewymuszonym uśmiechom i okrzykom euforii nie było końca. Chłopcy bawili się do samego końca, do całkowitej utraty sił. Dopiero kiedy baterie całkowicie się im rozładowały, padli i usnęli w samochodzie.
Uśmiechnij się!
Nie śmieję się i nie krytykuję, bo sama często postępuję podobnie. "Uśmiechnij się do mamusi" – słyszałam na każdym kroku. "Zatrzymaj się, odwróć. Chcę zrobić ci zdjęcie" – też często padało z ust rodziców.
Wyobraźcie sobie teraz taką sytuację. Duży, dmuchany zamek. Gromadka skaczących i zjeżdżających z niego dzieci. Obok dopingujący rodzice. "Super, brawo, świetnie sobie radzisz". Niektórzy tylko patrzą, inni też robią zdjęcia.
Jedna z mam zwróciła moją uwagę. Jednak nie tylko ja patrzyłam na nią kątem oka, ale chyba każdy, kto był w pobliżu. Była wyjątkowo energiczna, głośna, czasami aż nadto. Jej kilkuletnią córkę też rozpierała energia. Skakała na dmuchańcach i śmiała się w niebo głosy. Mama fotografowała ją z różnych stron. Prosiła, by się odwróciła, zatrzymała, uśmiechnęła. By ukucnęła, pomachała, czy położyła ręce na biodrach. "Ale sesja zdjęciowa" – pomyślałam.
Kiedy chyba po raz dziesiąty krzyknęła: "Uśmiechnij się do mamusi", kobieta, która stała w pobliżu, nie wytrzymała.
"A o RODO pani słyszała? Na zdjęciach też jest mój syn, a ja sobie tego nie życzę" – powiedziała z pretensją w głosie.
Kto ma rację?
Kobieta absolutnie się tym nie przejęła. "Mnie pani dziecko nie interesuje. Fotografuję swoją córkę" – odpowiedziała. Zaczęła się niezbyt przyjemna wymiana zdań.
Chłopcy zeskoczyli z dmuchanego zamku i pobiegli na inną atrakcję. Ja za nimi. Jak skończyła się dyskusja? Nie mam pojęcia. Jednak zaistniała sytuacja skłoniła mnie do
przemyśleń. Czy możemy robić zdjęcia, na których widoczne są inne dzieci? To zgodne z prawem, czy niekoniecznie?
"Wykonanie i zapisanie w telefonie fotografii cyfrowej, na której widać konkretną osobę, jest przetwarzaniem danych osobowych – tak samo jak opublikowanie tego zdjęcie. RODO działa zawsze wtedy, kiedy przetwarzasz dane (w tym przypadku: wizerunek) w celach zawodowych czy zarobkowych" – czytamy na stronie fundacji PANOPTYKON.
Jednak kilka linijek poniżej, znajduje się taki zapis: "RODO nie ma zastosowania, jeżeli wykorzystujesz dane osobowe w ramach czynności o 'czysto osobistym lub domowym charakterze'. Oznacza to, iż jeżeli robisz fotkę na urlopie lub w publicznej kawiarni czy na ulicy, nie musisz myśleć o RODO (przynajmniej tak długo, jak długo nie zmieni się cel przetwarzania danych – jeżeli zrobioną dla celów osobistych fotkę postanowisz sprzedać, musisz spełnić wymogi stawiane przez RODO)".
Zatem jakby nie patrzeć, matka fotografująca córkę nie popełniła żadnego wykroczenia. Pod warunkiem, iż zdjęcia pozostaną w jej domowej biblioteczce.