A po co się oglądać? Lepiej byłoby przejść obok…

newsempire24.com 19 godzin temu

No i po co się obejrzał? Poszedłby dalej…
Kiedy podejmujemy decyzję, przekonujemy siebie, iż postępujemy słusznie, szukamy usprawiedliwień. Początkowo jeszcze męczą nas wątpliwości, boimy się odwetu za nasze czyny. Ale gdy nic się nie dzieje, uspokajamy się, utwierdzamy w przekonaniu, iż zrobiliśmy dobrze, i żyjemy dalej, starając się nie wracać do przeszłości.

Aż któregoś dnia ten bumerang wraca. Albo dopada nas spóźnione poczucie winy…

Poznali się w początkach lat dwutysięcznych. Krzysiek podszedł do przystanku i czekał na autobus. Niedaleko stała dziewczyna – zwyczajna, takich pełno. Ale nagle serce walnęło go w klatkę piersiową. „Za chwilę przyjedzie autobus, ona wsiądzie, i już jej nigdy nie zobaczę”. choćby się odwrócił. Jakiś autobus stał na światłach. Serce zaczęło mu walić mocniej, jakby poganiało. Więc Krzysiek podszedł do dziewczyny.

– Cześć. Na który autobus czekasz?

Dziewczyna spojrzała na niego, próbując go rozpoznać, a on patrzył jej w oczy i wiedział, iż już nigdy ich nie zapomni i nigdy nie zaśnie spokojnie.

– Jestem Krzysiek. Nie czekasz na dwieście czwarty?

– Nie – uśmiechnęła się w końcu. – Na trzydziesty.

Krzysiek odetchnął z ulgą. Nie widział nadjeżdżającego autobusu – miał jeszcze czas.

– Mieszkasz na Ursynowie? – znów zapytał.

– Nie, jadę do babci.

– Spieszysz się? – spytał, już niemal pogodzony z porażką.

– Nie specjalnie. A co? – Dziewczyna patrzyła na niego z ciekawością.

Krzyśka rozpromienił własny głos:

– Może przejdziemy się do następnego przystanku?

Dziewczyna zawahała się przez moment, potem się uśmiechnęła i skinęła głową.

Serce waliło mu mocno i radośnie. Szli razem do następnego przystanku, potem jeszcze dalej… Tak dotarli do osiedla, gdzie mieszkała babcia Basi, nie czując zmęczenia i nie zauważając upływającego czasu.

Gdy Basia zatrzymała się przed blokiem babci, oboje wiedzieli o sobie już całkiem sporo, jakby znali się od lat. Przed pożegnaniem wymienili się numerami telefonów. I oboje byli pewni, iż spotkali swoją drugą połówkę.

Rok później wzięli ślub. Najpierw mieszkali u babci Basi, a gdy skończyli studia i znaleźli pracę, wzięli kredyt i kupili mieszkanie. Od razu dwupokojowe – z myślą o przyszłości.

Kiedy Basia powiedziała, iż zostaną rodzicami, serce Krzysztofa walnęło go w klatkę tak samo jak w dniu, kiedy ją poznał, jakby mówiło: „No co, tatusiu, zdrętwiałeś?!”. I Krzysiek rozpłynął się w uśmiechu. Zostanie ojcem! Nagle, niespodziewanie, odpowiedzialnie.

Życie zmieniło się diametralnie. Teraz tylko planowali i dyskutowali, jakie będzie ich dziecko, jak je nazwą, gdzie postawią łóżeczko, jaką kupią wózek… Krzysiek zatrzymywał choćby mamy na ulicy i pytał o rady. One chętnie dzieliły się doświadczeniami, od wózków po ząbkowanie.

Znajomi, którzy już mieli dzieci, oferowali ubranka po swoich pociechach.

Młodzi nie mogli się doczekać narodzin. W końcu przyszedł na świat niebieskooki chłopczyk. Gdy Basia wracała ze szpitala, w pokoju stało nowe łóżeczko z miękkimi bokami. W szafie leżały śpioszki, czapeczki i body, a w przedpokoju czekał nowoczesny wózek.

W końcu nadszedł dzień, gdy Krzysiek, pełen miłości i nadziei, wniósł do domu malutki zawiniak. Mieszkanie ożyło od krzyku dziecka, zamieszania i wzruszeń rodziny.

Gdy na pierwszej wizycie u pediatry Basia zobaczyła napiętą twarz lekarza, zapytała drżącym głosem:

– Coś jest nie tak?

Lekarka nie odpowiedziała i zleciła dodatkowe badania. Potem padła straszna diagnoza. Basia płakała, a Krzysiek zaciskał szczęki i próbował ją uspokoić. Nie wierzyli, mieli nadzieję, iż to pomyłka. Jak to możliwe? Przecież są młodzi, zdrowi!

– Ciężki poród, uraz – wyjaśnił zmęczony lekarz.

Rozpoczęły się dni rozpaczy i walki o ich synka. Matka Krzysztofa zasugerowała, żeby oddali chłopca do specjalnej placówki. „Urodzicie zdrowe dzieci, po co sobie życie psuć?”.

Krzysiek nie mógł spojrzeć w zapłakane oczy Basi, ale powiedział stanowczo:

– Kacperka nigdzie nie oddamy.

Chłopiec rósł, uśmiechał się, wyglądał jak każde dziecko. Mieli nadzieję, iż lekarze się pomylili. Ale gdy przyszła pora, by Kacper zaczął chodzić – nie stanął na nogach. Lekarze nie dawali żadnych gwarancji, iż kiedykolwiek będzie chodził.

Rozpoczęła się walka: masaże, rehabilitacja, ćwiczenia… Basia nie wróciła do pracy po macierzyńskim, zajmowała się synem. Cała pensja Krzysztofa szła na leczenie i spłatę kredytu. Rodzice pomagali, jak mogli.

Pewnego weekendu Basia poprosiła Krzysztofa, żeby wziął Kacpra na spacer, a ona posprząta. On odmówił.

– Basia, ja posprzątam, a ty idź z nim. Rozumiesz, dzieci biegają, trzymają mamy za rękę… A ludzie patrzą na Kacpra w wózku, jak na dziwoląga. Nie chcę tego widzieć.

To był pierwszy dzwonek. Potem było ich więcej.

Kiedyś Basia zaproponowała sprzedaż mieszkania i kupno domu.

– Zbudujemy podjazdy, Kacper będzie mógł wychodzić sam…

– Tak, będzie lepiej – odparł Krzysiek, spuszczając wzrok. – Tylko że… ja nie dam rady.

Basia go puściła. Jej oczy były pełne strachu, ale nie płakała.

***

Minęło siedemnaście lat.

Po pracy Przemek zajrzał do sklepu po prezent dla ojca – zbliżały się jego sześćdziesiąte piąte urodziny.

Nie znalazłszy nic odpowiedniego, ruszył ku wyjściu. Przed nim szła kobieta w zielonym zestawie. Przemek przyglądał się jej zgrabnej sylwetce, wdychając delikatne perfumy. „Taka kobieta – właśnie mi potrzeba” – przyszły mu do głowy słowa piosenki.

Kobieta zatrzymała się, szukając czegoś w torebce. Przemek przeszedł obok, ale nagle się zatrzymał. Chciał zobaczyć, czy jej twarz jest tak samo piękna jakTak bardzo chciał coś powiedzieć, ale w tej samej chwili kobieta odwróciła się i spojrzała mu prosto w oczy – i nagle zrozumiał, iż to Basia, ta sama, którą kiedyś zostawił, teraz z uśmiechem na ustach, ale już bez niego w sercu.

Idź do oryginalnego materiału