– A ty mi proponujesz biegać z niemowlęciem dwa kilometry, żeby kupić chleb? W ogóle, nie mam pojęcia, czy jesteśmy ci z Varą jeszcze potrzebni.

newskey24.com 18 godzin temu

28 kwietnia

Dziś po powrocie ze szpitala w Warszawie, gdzie Wiktoria przywiozła nowo narodzoną Jagodę, przywitali nas moi rodzice i teściowie. W domu w Poznaniu zasiadliśmy przy stole, ale po godzinie goście odchodzili, zostawiając nas samych młodych rodziców i naszą maleńką.

Krzysztof, jak zwykle, zsunął się na kanapę i włączył telewizor, a Wiktoria zabrała się za sprzątanie kuchni, którą w cztery dni jej nieobecności zamieniła w prawdziwe pole bitwy.

Po skończonej pracy Wiktoria nakarmiła Jagodę i, gdy zasnęła, postanowiła położyć się w łóżeczku w pokoju dziecięcym dzień był przecież pełen emocji i zamieszania. Nie zdążyła się jeszcze zdrzemnąć, gdy usłyszała mocne pukanie w drzwi. Gdy Wiktoria wyszła z pokoju, zobaczyła gości, których już zaprosił Jadwiga, moja siostra, wraz z mężem i dwiema przyjaciółkami Jadwigi, z którymi Wiktoria znała się ledwie.

Bracie, przybyliśmy, by cię pozdrowić! Pamiętam, jak byłeś mały, a teraz patrz już sam tata! krzyczała siostra, przytulając mnie i całując. Reszta również przyciskała mnie do siebie, obdarzając pocałunkami.

Jadwigo, ciszej, proszę, Jagoda właśnie zasnęła poprosiła Wiktoria.

Nie, nie! Małe dziecko i tak nic nie słyszy! Ty lepiej nakryj stół przynieśliśmy ciasto i szampana. Niech się podzielisz, odparła Jadwiga.

Wiktoria położyła na stole resztki z kolacji z rodzicami.

Coś wam brakuje! zmarszczyła czoło teściowa.

Przepraszam, nie spodziewaliśmy się gości. Właśnie wróciłam ze szpitala. Wszystkie pretensje kieruję do Krzysztofa on tu bez mnie królował odparła Wiktoria.

Dziewczyny, nie kłótnijcie się! Zamówiłem pizzę trzy rodzaje. Nikt nie zostanie głodny, oznajmił Krzysztof.

Goście siedzieli aż do dziewiątej, kiedy Wiktoria w końcu wyznała, iż musi kąpać i położyć Jagodę spać. Gdy odjechali, Krzysztof wymamrotał żonę:

Wiktorio, mogłaś być milsza. Ludzie przyjechali, by cię powitać, a ty przy stole ciągle biegłaś do dziecka i prawie wszystkich wygnałaś.

Co miałam zrobić, gdy w pierwszy dzień po szpitalu nie mam siły na gości? Przynajmniej przynieśli najtańsze zabawki dla dziecka odpowiedziała Wiktoria.

I podsumowując: od dziś w naszym domu najważniejszy jest nie gość, a dziecko. Jagoda potrzebuje stałego rytmu. Dlatego proszę cię, Krzysztofie, by przez kolejne trzy miesiące nie zapraszać nikogo.

Chcesz spotkać się z przyjaciółmi? Jasne, ale gdzie indziej, odparła Wiktoria.

Miesiąc minął. Krzysztof pracował, a ja z Jagodą zostaliśmy w domu. Jagoda była spokojna, a ja zdołałem zająć się praktycznie wszystkim w domu, choć gotowanie stało się prostsze. Krzysztof nic nie miał przeciwko.

Żyliśmy w miarę normalnie, aż pojawił się problem. Źródłem była matka Krzysztofa, Lidia Andrzejewicz, która nagle uznała, iż rozwiązaniem jest obarczenie nas obowiązkami.

Otóż Lidia ma 80letnią matkę, Katarzynę Iwanową, mieszkającą we wsi około stu kilometrów od Poznania. Babcia Katarzyna mieszka w tradycyjnym domku z studnią, stosami drewna w szopie i podwórzem pełnym ziemi. Działka ma dziesięć arów, które sama uprawia. Wnuki pomagają tylko przy sadzeniu i wykopywaniu ziemniaków, które później jedzą przez całą zimę.

Zima była surowa, babcia przeziębiła się i ciężko zachorowała. Praca w ogródku stała się dla niej zbyt wielka. Lidia postanowiła, iż całe lato wyruszy do wsi z Jagodą, by wesprzeć matkę.

Początkowo nie uwierzyłam myślałam, iż teściowa żartuje. Ale była poważna.

Nie mogę zabrać mamy do miasta ogród już zasadzony. Kto będzie podlewać? Ja sama pracuję. Przyjadę na weekend, załatwię sprawy, ale w tygodniu kto wyciągnie wodę ze studni? pytałam.

Studnia jest zaledwie trzysta metrów od domu, ale ciężko jest nosić wiadro pełne wody. Babcia dźwiga pół wiadra, a potrzebna woda jest ogromna na gospodarstwo i na nawadnianie.

Nie rozumiem, Lidio, czy chcesz, żebym została wodonośną? zdziwiłam się.

Możesz nie nosić wiader. Babcia ma wózek, na który zmieścisz dwie butle po czterdzieści litrów i zaniesiesz wodę. Babci nie wystarczy już sił, a ty dasz radę. A w ogródku podlać i odchwaszyć nie jest trudne, tłumaczyła.

Nie, Lidio, podlejcie i odchwaszczcie swój ogródek sami. My z Krzysztofem kupujemy ziemniaki i warzywa w sklepie, więc niech pracują ci, którzy zbierają plony, odmówiłam.

Wyślij Jadwigę. Ona też nie pracuje, dodała teściowa.

Jadwiga ma dwoje dzieci! protestowałam.

A ty myślisz, iż nie masz dzieci? odparła Lidia.

Nie porównuj: Jadwiga ma pięcioletniego i trzyletniego synka. Trzeba ich pielęgnować. A Artur będzie w przedszkolu całe lato, pod opieką. A co z Jagodą? Czy ona ucieknie? Nakarm ją, włóż do wózka i zajmij się sprawami, nalegała.

Wiesz, iż muszę co miesiąc jeździć z Jagodą do przychodni i szczepić ją, przypomniałam.

Można obejść się bez lekarzy. Dziecko zdrowe, nie ma sensu biegać po przychodniach tam łatwiej się zarazić, odrzuciła.

W końcu Lidia rozkazała:

Jedź. Nie ma nikogo więcej, kogo mógłbym wysłać. Moja matka wychowała wszystkie moje dzieci troje. Nie spędzałam długo na urlopie macierzyńskim.

Po dwóch miesiącach Jadwiga oddała się matce, Wiktorowi i mnie w cztery tygodnie. Teraz babcia jest słaba, więc nadszedł czas, by oddać jej długi pomóc.

Szanuję Katarzynę Iwanową. Wiem, iż pomogła wam bardzo. Ja jednak nic jej nie jestem winna. Wy Jadwiga, Wiktoria i ja jesteśmy jej dłużnikami. Nie zamierzam spłacać cudzych długów, odpowiedziała Wiktoria.

W piątek rano Krzysztof przypomniał żonie:

Spakowałaś rzeczy? Jutro jedziesz na wieś.

Krzysztofie, już powiedziałam twojej mamie i powtarzam ci: nie jadę do żadnej wsi. Tym bardziej nie zabiorę Jagody. Co jeżeli zachoruje? Czy mam iść dwadzieścia kilometrów pieszo do miasta? odparłam.

W twojej zapomnianej przez Boga wsi nie przyjeżdża choćby autobus, a sklep jest w sąsiedniej wiosce. A ty proponujesz biegać dwa kilometry z noworodkiem po chleb? podkreśliła Lidia.

Kiedy twoja matka prosiła mnie, by przenosić czterdziestolitrówki, milczałeś. Czy naprawdę zamierzasz je podnieść, gdy sam ważysz pięćdziesiąt siedem kilogramów? spytała Wiktoria.

Można nie napełniać butelek do pełna, odparł Krzysztof. Koniec kłótni. Skoro mama tak kazała, pojadę. Nikt inny nie jedzie. Jutro o dziesiątej przyjedzie tata, zawiezie nas. Lepiej spakujmy rzeczy dziś.

Kiedy Krzysztof poszedł do pracy, Wiktoria zaczęła pakować. Najpierw zadzwoniła do rodziców.

Mama Wiktorii, pielęgniarka w oddziale pediatrycznym, najpierw nie uwierzyła, iż Lidia chce zamknąć noworodka w wiosce.

Do roku trzeba pilnować rozwoju dziecka. Co trzy miesiące wizyta u specjalisty, a w rok kolejna! Jak można tak lekceważyć? oburzyła się.

Ojciec Wiktorii w ciszy załadował bagaże do samochodu. Wiktoria z Jagodą pojechała do mieszkania rodziców.

Kiedy Krzysztof wrócił z pracy i zobaczył, iż nie ma ani żony, ani dziewczynki w domu, od razu wiedział, gdzie ich szukać. Dzwonił kilkakrotnie, nie otrzymując odpowiedzi. W końcu poszedł sam. Gdy tylko rozpoczął rozmowę, Wiktoria zrozumiała, iż mąż niczego nie pojął.

Nie odsyłają cię do kopalni, tylko do wsi! Na świeże powietrze! Czy naprawdę przez tę głupotę stworzyłeś problem? zapytał.

Tak, sam sobie go stworzyłam. Dwa lata temu, kiedy poślubiłam cię, wydawałaś się idealna: wysoki, szerokopiersiowy, dobry. Nie zauważyłam, iż pod tą fasadą kryje się mały, posłuszny syn twojej mamy, który robi dokładnie to, co ona mówi. Gdyby mama wysłała cię do kopalni, i tak byś nie protestował, przyznała.

I co, nie wrócisz do domu? dopytał Krzysztof.

Nie wrócę. Dom to miejsce, w którym jest bezpiecznie, kochają i chronią. Nie znalazłem w sobie obrońcy. Żyj z mamą.

Po pół roku udało mi się rozwieść z Krzysztofem. Dziś rozumiem, iż najważniejsze w rodzinie jest wyznaczyć granice i nie pozwolić, by cudze oczekiwania pochłaniały nasze życie. Lekcja: szanuj własne potrzeby i dobro dziecka, zanim poddasz się presji innych.

Idź do oryginalnego materiału