Zdrowy maluch
"Odporność sama się u dziecka nie zrobi, a ponieważ w tym rok synek poszedł o przedszkola, więc mamy niemałe wyzwanie. Pomijając chore dzieci chodzące do przedszkola, to jednak duża zmiana otoczenia. Jestem fanką spacerów w każdej pogodzie i hartowania. Wystarczy dziecko odpowiednio ubrać, a będzie dobra zabawa i dużo korzyści dla zdrowia. Na szczęście synek ma dobry apetyt i warzywa oraz owoce to nie problem. Mimo rożnorodnej diety uważam, iż jesienią to niestety za mało i jakieś ekstra wspomaganie odporności się przyda.
Sposobów naturalnych jest wiele, ale ja co roku na początku jesieni zaczynam podawać synkowi tran. Jego działanie jest udowodnione, więc był to dla mnie oczywisty wybór. Stasia nie zachwyca ten smak, ale do tej pory bez większego problemu udawało mi się zachęcić go do łykania. Przecież nie każdy lek jest smaczny i nie uważam, by wszystko dziecku trzeba było osładzać.
Za cukier dziękujemy
Nie podoba mi się to, iż wszystko dziś dla dzieci jest takie słodkie: od deserków przez witaminy po leki. Absolutnie nie rozumie tego moja teściowa, dla której jestem terrorystką, która dziecku nie pozwala na słodycze. Ja po prostu dbam o zdrowe nawyki. Odpuściłam już kłócenie się o batoniki, gdy wpadamy czasem na obiad. Jak ma ochotę, to niech będzie babcią i go rozpieszcza raz na jakiś czas, ale ostatnio poszła o krok dalej, co mocno mnie zdenerwowało. Świetnie wie, iż nie pozwalam na słodycze każdego dnia.
Staś został u babci na kilka godzin i gdy wróciliśmy, przywitał nas z szerokim uśmiechem i patykiem w buzi. 'Znowu słodycze' - pomyślałam. Tym razem lizak. Syn, widząc moją minę, od razu rzucił: 'Mamusiu nie martw się, to zdrowy lizak na gardło z witaminkami, teraz będę je jadł codziennie!'. W ramach prezentu dla przedszkolaka babcia sprezentowała Stasiowi dwa wielkie pudła owocowych żelków witaminek i torbę lizaczków na gardło.
'By codziennie mógł brać smaczne witaminki!'
Po pierwsze niezbyt wierzę w takie witaminki. Często mają mniej witaminy niż inne preparaty (wystarczy dokładnie porównać składy), a za to mają tonę cukru. Synek zachwycony, więc kłopotliwego prezentu nie tak łatwo będzie się pozbyć. Zła, pytam, dlaczego kupiła bez konsultacji ze mną takie żelki. "To są witaminy, a nie cukierki" - odpowiedziała. Przecież jako rodzic to ja decyduję, co podaję dziecku.
Zna mój stosunek do cukru i już machnęłam ręką na słodkości podczas wizyt, ale nie chcę słodyczy każdego dnia. Tymczasem pod płaszczykiem zdrowych witamin zakupiła dziecku wiadro cukru. Czytam jej skład z opakowania, by zrozumiała, o czym mówię: syrop glukozowy, sacharoza, woda, substancja żelująca - żelatyna wieprzowa, kwasowości - kwas cytrynowy, aromat taki i siaki... a witaminy na szarym końcu. Może i są lepsze i gorsze składy, ale bez wątpienia mają cukier, do którego ja mojego dziecka przyzwyczajać nie mam zamiaru.
To nie są cukierki!
Patrzy nam mnie jak na wariatkę i mówi: 'No przecież to witaminy. Staś krzywi się na tran, to teraz będzie ci łatwej'. przez cały czas nic nie rozumie, przecież nie chodzi o to, by było łatwiej, bez grymaszenia, smaczniej, tylko by było zdrowiej. Ogląda reklamy i we wszystko ślepo wierzy: zdrowy sok, zdrowy żelka, zdrowy lizak, zdrowy batonik... tłumaczę jej, iż nie można dziecku wmawiać, iż to zdrowe rzeczy, bo tak zostanie mu na całe życie. Zdrowe rzeczy mogą być smaczne, ale nie muszą, a na pewno nie muszą być słodkie. Lizaka nie zje, bo niezdrowy, ale taki na gardło (nawet jak gardło nie boli) to już można?
Teraz mam zapas żelek na pół roku i 3-latka, który już krzyczy, iż nie musi brać więcej tranu... Cała praca, jaką włożyłam w zachęcanie do tranu, poszła na marne. Wystarczyło jedno głupie zdanie i jeden głupi prezent od mojej teściowej".
Apteka to nie sklep ze słodyczami
W dzisiejszych czasach wcale nie tak łatwo się połapać, co tak naprawdę jest zdrowe, a co nie. Nie brakuje produktów "dla dzieci", które w rzeczywistości mogą mieć wątpliwe składy. Jednocześnie witaminy można kupić w markecie i drogerii. Pewne granice się zacierają, a i marketing robi swoje.
Szczególnie dla seniorów poruszanie się w takim gąszczu produktów może być niełatwe. Pamiętajmy również, iż "za naszych czasów" aż tak nie sprawdzano składów tego, co dzieci konsumowały. jeżeli rodzic ma bardzo precyzyjne podejście do cukru (lub innych ograniczeń w żywieniu), zamiast denerwować się, warto porozmawiać o tym z członkami rodziny.
Można np. zachęcić do czytania składów i wyjaśnić, iż np. syrop glukozowy, ekstrakt słodu jęczmiennego czy sacharoza to także cukier. Można również podpowiedzieć, co byłoby lepszym rozwiązaniem. To pewnością oszczędzi nerwów zarówno rodzicom, jak i dziadkom.