Bałam się, iż mąż mnie zostawi, bo urodziłam córkę, a nie syna.

twojacena.pl 1 tydzień temu

Bałam się, iż mąż mnie zostawi, bo urodziłam córkę, a nie syna.

W mojej rodzinie zawsze istniał kult synów. Mieszkamy w Polsce i z jakiegoś powodu dziewczynki były mniej doceniane. Wychowywano mnie w takim przekonaniu. Mam młodszego brata i siostrę i zawsze widziałam różnicę w traktowaniu.

Gdy urodziła się moja siostra, ojciec był bardzo niezadowolony. Choć na USG mówili, iż to dziewczynka, do ostatniej chwili wierzył, iż lekarze się pomylili. Dopiero w szpitalu przekonał się, iż znowu ma córkę. Ale kiedy mama zaszła w ciążę moim bratem, ojciec się zmienił. Krewni gratulowali rodzicom z niesamowitą serdecznością. Wszyscy się cieszyli.

„Dziewczyna to dziewczyna. Wyjdzie za mąż i odejdzie. A syn to kontynuacja rodu!” — powtarzał ojciec.

Różnice było widać też w wychowaniu. Brata nie zmuszano do obowiązków domowych, nie krzyczano za słabe oceny czy wybryki. Nie powiem, iż traktowano nas z siostrą źle, ale różnica była oczywista. Brata dosłownie noszono na rękach.

Pomyślałam wtedy, iż w każdej rodzinie bardziej cieszą się z chłopca. Z takim przekonaniem wyszłam za mąż. Żyliśmy z mężem zgodnie, ufaliśmy sobie. Gdy powiedział, iż marzy o synu, nie zdziwiłam się — dla mnie to było normalne. Kiedy dowiedziałam się o ciąży, marzyłam o chłopcu. Ale podczas USG lekarz z euforią oznajmił, iż będziemy mieć córeczkę. W środku wszystko mi się zawaliło. Jak mu to powiedzieć? Myślałam, iż będzie awantura, spakuje rzeczy i odejdzie.

Nie wiem, czemu wyobrażałam sobie takie scenariusze, przecież moi rodzice nie rozstali się po moim i siostry urodzeniu. Ale byłam załamana. Ze stresu trafiłam do szpitala z ryzykiem poronienia. Męża nie było wtedy w mieście, ale natychmiast do mnie przyjechał.

Nie wiedział jeszcze o wyniku USG, a ja nie miałam pojęcia, jak mu to powiedzieć — przecież tak pragnął syna. Mąż nie pytał o płeć dziecka, martwił się o mnie, dopytywał o zdrowie, obiecywał przynieść coś smacznego, prosił, żebym się nie denerwowała.

Po jego wyjściu długo płakałam. Podeszła pielęgniarka, żeby mnie uspokoić. Opowiedziałam jej o swoich obawach. Nie wiem, jak zrozumiała mnie przez łzy. Powiedziała, iż powinnam myśleć o dziecku, a nie o mężu.

„Wiesz, ilu facetów jest na świecie? Znajdziesz innego! Najważniejsze, żebyś donosiła córkę — jej szkodzi, gdy się stresujesz. I dziecko takie się urodzi!” — mówiła.

Rano spotkała mojego męża i zaczęła go strofować. Nie wiedziała, iż on jeszcze nie zna płci dziecka. Wszedł do sali z szeroko otwartymi oczami i spytał, skąd wzięłam te głupoty. Przyznałam się do wszystkiego. Mąż popatrzył na mnie, jakbym zwariowała. Powiedział, iż wszystko mu jedno, czy urodzi się chłopiec, czy dziewczynka, i poprosił, żebym nie wymyślała.

Postarałam się uspokoić, ale czasem myślałam, iż mąż tylko tak mówił, żeby mnie pocieszyć, a sam był rozczarowany. Ale gdy urodziłam dziewczynkę i zobaczyłam jego minę, łzy w jego oczach, zrozumiałam, iż naprawdę się cieszy. Teraz z uśmiechem wspominam tamte obawy. Dobrze, iż pielęgniarka nam pomogła — sama bym się doprowadziła do nerwicy jeszcze przed porodem.

Idź do oryginalnego materiału