Drugie zebrania z rodzicami zbliżają się wielkimi krokami. Uczniowie drżą, a opiekunowie pełni obaw szykują się na rozmowy z wychowawcami. Bo choć teoretycznie na bieżąco rodzice powinni być informowani o postępach w nauce, to w rzeczywistości bywa różnie. A to dzieci coś przeoczą, a to nauczyciele czegoś nie dopilnują.
Droga przez mękę
Życie nauczyciela, podobnie jak wielu z nas, nie jest usłane różami. To ciężka, niekiedy katorżnicza praca, którą można przyrównać do walki z wiatrakami. Sara, jedna z moich sąsiadek, jest nauczycielką biologii i niejeden raz opowiadała mi o tym, z czym za szkolnymi murami musi się zmierzyć. Szczerze to nie zazdroszczę.
Ponoć najgorsza jest papierologia, mnóstwo dokumentów, które systematycznie trzeba wypełniać. Praca nauczyciela to nie tylko kontakt z uczniami i przekazywanie im tego, co najważniejsze. To stres, niepokój i jedno pytanie, które pojawia się w głowie: "Czy aby na pewno wszystko uzupełniłam?". Tabelek, rubryczek i kolumn nie brakuje.
Niektórzy nie pozwalają sobie na zaległości, a inni dziennik uzupełniają wtedy, gdy nie mają już wyjścia. O jednej z takich osób opowiedziała mi znajoma Gosia, której córka chodzi do pierwszej klasy.
Dziennik przed zebraniem nie stygnie
Sąsiadka Sara stara się robić wszystko na bieżąco, ale nie każdy pedagog jest tak systematyczny i sumienny jak ona.
– Za trzy dni mam zebranie w szkole córki. I gdybym choćby nie przeczytała wiadomości od wychowawczyni dotyczącej spotkania, to i tak bym poznała, iż coś się szykuje. Nagle zaczęło pojawiać się więcej ocen w dzienniku, mnóstwo informacji i choćby przejrzysty sposób oceniania pierwszoklasistów zawitał. Wychowawczyni opisała znaczenie tych wszystkich tajemniczych literek (W, BD, Ł itd.), które do tej pory sama musiałam rozszyfrowywać – opowiada mi Gosia.
Słyszałam różne historie i triki stosowane przez nauczycieli, ale podchodziłam do tego z przymrużeniem oka. Wiem, iż niektórzy rodzice uwielbiają narzekać i wylewać swoje żale na pedagogów, a w szczególności wtedy, gdy ci niezbyt dobrze oceniają ucznia.
Dla nich wtedy nie liczy się zdanie drugiej osoby, bo są święcie przekonani, iż to ich dziecko miało rację. Jednak historie o zachowaniu niektórych nauczycieli, które opowiedziała mi znajoma, uważam za delikatnie niestosowne. Czym podyktowane zostało takie lekceważące podejście pedagoga do swoich obowiązków? I w sumie to nie jestem pewna, czy chcę poznać odpowiedź na to pytanie.
Jednym z głównych celów dziennika elektronicznego miało być bieżące przekazywanie rodzicom wszelkich informacji. Wgląd w oceny, ewentualne uwagi i wiadomości od nauczycieli. Dlaczego system zawodzi? Kto zawinił? Nauczyciel, system, biurokracja?
Oczyma swojej wyobraźni widzę moich nauczycieli z podstawówki. Najlepiej zapamiętałam tych z powołaniem, tych, na których zawsze i w każdej sytuacji mogliśmy liczyć. Tych, którym mogliśmy opowiedzieć o wszystkim i zgłosić każdą wątpliwość. I nigdy nie zostaliśmy zrównani z ziemią i poniżeni, a zawsze wysłuchani do samego końca. Nie było dziennika elektronicznego i mnóstwa udogodnień. Być może było trudniej, ale każdy wywiązywał się ze swoich obowiązków.
Takich nauczycieli naszym dzieciom życzę.