A co się działo w Pyzdrach w 1410 roku?
Na odpowiedź na tytułowe pytanie trzeba będzie chwilę poczekać, ale obiecuję, iż padnie i się dowiemy, co działo się w tym pamiętnym roku, w którym w śmiertelne szranki stanęło najprzedniejsze rycerstwo całej średniowiecznej Europy.
fot. M. Admczewska
Tymczasem trochę o Archiwum Państwowym w Poznaniu, które znalazło się w moim cyklu o bibliotekach, choć oczywiście biblioteką nie jest, mimo iż posiada własną czytelnię i wspaniałą kolekcję ksiąg i rękopisów. Niczego się jednak nie wypożycza zwykłemu śmiertelnikowi. Archiwum ma zupełnie inną funkcję do spełnienia, mianowicie: gromadzi, przechowuje, zabezpiecza i udostępnia różnego typu świadectwa przeszłości. I co ciekawe, mierzy swój zasób nie tylko liczbą woluminów, czyli pojedynczych egzemplarzy, ale podaje również metry bieżące, a także kilogramy, bo kilogramami mierzy się nośność regałów.
I tak w poznańskim Archiwum akta zajmują ponad czternaście tysięcy metrów, pergaminy i papier ponad pięćdziesiąt cztery, dokumentacja techniczna sto, zdjęcia trzy, pozostało parę metrów innych dokumentów. W sumie to prawie piętnaście kilometrów cennych informacji. (Niektóre z nich są bezcenne i wpisanych na listę UNESCO, o czym napiszę w drugiej części, gdyż skarby Archiwum wymagają odrębnej opowieści).
Oczywiście metrów tych archiwaliów byłoby znacznie więcej, gdyby nie to, iż przedwojenne archiwum znajdujące się na wzgórzu Przemysława spłonęło w czasie bitwy o Poznań w 1945 roku. To, co się udało ocalić lub odzyskać, po wojnie stało się zaczątkiem nowego zbioru archiwalnego, a samo Archiwum znalazło się w odbudowanym gmachu pruskiego sądu, po którym zostały jedynie grube mury i reprezentacyjna klatka schodowa. Do dziś mieści się ono przy placu Wielkopolskim.
To tam znajdują się akta, zdjęcia, mapy, nagrania dźwiękowe, filmy i inne materiały historyczne. Najstarsze dokumenty podpisane przez królów i ich kancelarie, wyroki sądów i rozporządzenia władz miejskich, dokumenty powstania wielkopolskiego i powstania styczniowego.
Dawno, dawno temu…
Archiwum w czasach I Rzeczypospolitej przechowywało akta instytucji państwowych pierwszej instancji, obejmujących teren powiatu i całego województwa. Przede wszystkim z sądów i urzędów grodzkich. Sądy te ukształtowały się pod koniec XIV wieku i początkowo zajmowały się sprawami karnymi, jak byśmy dziś powiedzieli: z czterech paragrafów – podpalenia, napadu na dom szlachcica, rabunku na drodze publicznej i gwałtu.
fot. M. Admczewska
Z czasem kompetencje sądów zwiększono i zajmowały się one sprawami o ziemię i o sumy pieniężne. Spisywano więc rozprawy sądowe, ich przebieg i zeznania świadków. Był również urząd grodzki, dla wpisów w „sprawach niespornych” czynny codziennie. Miały one walor tzw. wiary publicznej, więc wpisywano tam pożyczki, zastawy, posagi, darowizny, testamenty. Do dziś możemy przeczytać, ile to panna dostała skrzyń, mebli, zastawy srebrnej, a choćby poduszek. Z „wizji dóbr” można się dowiedzieć, w jakim stanie był dwór przechodzący w tracie sprzedaży w kolejne ręce, jak wyglądał, gdy go opuszczano, a jak – gdy się wprowadzano. Niekiedy to niezwykle szczegółowe opisy.
By je czytać potrzeba nie lada wprawy. choćby jeżeli styl jest czytelny, a litery umiarkowanie zamaszyste, to i tak kwiecisty styl, pełen łacińskich wtrętów, nastręcza niewprawnemu czytelnikowi znacznych trudności. Nie lada wyczynem jest samo przyniesienie takiej księgi, najbardziej bowiem okazała z 1671 roku ma ponad tysiąc dwieście stron i jest imponująca, pod każdym względem. Co kilka kartek kolejna ważna ludzka sprawa i kolejny charakter pisma.
Na stałe i czasowo
Wraz z zaborami archiwa przeszły w ręce pruskie. Zaborcy przejęli stare dokumenty i dołożyli nowe. Dziś poważną część zasobów Archiwum stanowi Kartoteka Ewidencji Ludności Miasta Poznania z lat 1870–1931. Do kartoteki musiały być wpisane nie tylko osoby na stałe przebywające w Poznaniu, ale również przebywające czasowo. Zbiór ten to 1090 jednostek archiwalnych, czyli pudeł, w których jest od kilkuset do tysiąca kart.
fot. M. Admczewska
Przestrzegano skrupulatnie, aby karty był założone dla wszystkich mieszkańców miasta i dziś mamy wpis syna Adama Asnyka, ale wiemy również, kiedy Cyryl Ratajski z żoną Stanisławą May przeprowadził się z Puszczykowa na ulicę Chopina. To ocean danych dla historyków i badaczy, ale nie tylko! Coraz więcej osób zajmuje się profesjonalnie bądź hobbystycznie genealogią, a kartoteki te dostarczają wielu cennych informacji.
W ramach projektów digitalizacji dokonano tytanicznej pracy, skanując ponad milion kart ewidencji mieszkańców Poznania, tak by dostęp do tych akt był łatwy dla wszystkich zainteresowanych. Dostępna jest również wyszukiwarka nazwisk.
Digitalizuje się także starsze dokumenty, chroniąc je przed nadmiernym użytkowaniem. Sama pamiętam, jak studiując historię sztuki, przeglądałam jedną z ksiąg grodzkich, szukając informacji o dworze w Prusimiu. Dotarłam do niezwykłych opisów budynku przed i po remoncie, wraz z opisami tapet w „kwiatuszki malowanych”. Wyszłam z czytelni archiwum bogatsza w wiedzę i wrażenia z obcowania ze starymi dokumentami, ale i również cała upstrzona drobinami papieru, który osypywał się i kruszał na brzegach kartek. Między innymi dlatego digitalizuje się stare dokumenty, by nie narażać ich na niszczenie i by mogły dotrzeć do jak największej grupy zainteresowanych. Nie bez powodu w Archiwum Państwowym znajduje się skaner wartości dobrego sportowego samochodu.
Rozmowa z Julią Wesołowską, kierowniczką Oddziału popularyzacji zasobu archiwalnego
Joanna Jodełka: Podobno jeden skaner z Archiwum kosztował tyle co ferrari, czyli prawie pół miliona złotych. Co potrafi takie cudo?
Julia Wesołowska: Rzeczywiście, wyłączając bezcenne materiały archiwalne, te wielkoformatowe skanery są jednymi z najcenniejszych obiektów w Archiwum Państwowym w Poznaniu. Nasze skanery potrafią z ogromną precyzją i szybkością wykonać kopie cyfrowe dokumentów, ksiąg, map i fotografii. Co ważne, zachowując standardy bezpieczeństwa i nie nadwyrężając ich wątłego zdrowia. Możemy łatwo zeskanować na przykład pokaźnych rozmiarów mapy lub staropolskie księgi sądowe. Skaner dzięki swojej ruchomej podstawie dostosowuje się do ich grubości. Dokładność uzyskanych plików cyfrowych pozwala pracować badaczom z dbałością o detale często trudno widoczne gołym okiem, na przykład na delikatnych pieczęciach woskowych albo w ściśniętych linijkach średniowiecznego tekstu.
fot. M. Admczewska
Warto pamiętać, iż praca specjalisty digitalizatora to nie tylko godziny spędzone przy skanerze, ale cały proces, w którym sprawdzamy jakość i poprawność plików, przygotowujemy pomoce ewidencyjne i przesyłamy skany do opublikowania w internecie. Można je oglądać na stronie Szukaj w Archiwach, na której znajdują się skany ze wszystkich archiwów państwowych. Na początku 2023 roku „produkcja” w Poznaniu przekroczyła łącznie liczbę 5 mln skanów dostępnych w sieci.
JJ: Kto dziś korzysta z zasobów archiwalnych?
JW: Przede wszystkim gościmy w naszej czytelni genealogów. To osoby z pasją, które doskonale czują się w otoczeniu materiałów archiwalnych, ksiąg stanu cywilnego i akt parafialnych. Wykonują też mrówczą pracę udostępniania informacji na stronach, które prowadzą towarzystwa genealogiczne. Drugą liczną grupą są naukowcy, mniej i bardziej doświadczeni, studenci i profesorowie nie tylko kierunków historycznych, ale również prawa, architektury czy socjologii. Ostatnio nasze zbiory użytkuje również prof. Grażyna Liczbińska ze swoim zespołem z Instytutu Biologii i Ewolucji Człowieka Wydziału Biologii UAM, która bada rodziny poznańskie w XIX wieku.
Niesamodzielnie, bo pod okiem naszych specjalistów na lekcjach archiwalnych, korzystają też z naszego zasobu liczne grupy: uczniowie szkół podstawowych i średnich, seniorzy, pasjonaci. Dostosowujemy tematykę i zakres tych lekcji do naszych odwiedzających, którzy często po raz pierwszy stykają się z materiałami archiwalnymi. To bardzo interesujące zajęcie, takie osoby zawsze mają interesujące spostrzeżenia i świeże oko do archiwaliów.
JJ: W czasie walk o Poznań Archiwum Państwowe płonęło. Umie sobie pani wyobrazić, co czuli archiwiści w tym czasie?
JW: Pożar poznańskiego Archiwum na Górze Przemysła w 1945 roku to jedno z najtrudniejszych i najstraszniejszych wydarzeń w historii naszej instytucji. Tak pisał o nim Kazimierz Kaczmarczyk, jeden z dyrektorów Archiwum: „W sobotę 20 stycznia 1945 r. rozpoczęła się gremialna, paniczna ucieczka Niemców z Poznania. Wieczorem tego samego dnia zjawił się w Archiwum dr Weise, niemiecki jego kierownik i oświadczył kustoszowi Kaletce, iż Archiwum jest rozwiązane.
fot. M. Admczewska
Gmach archiwum obsadziły oddziały wojska niemieckiego, które z archiwum i z sąsiednich obiektów jak poczta i sąd apelacyjny zrobiły punkty oporu przeciw wojskom radzieckim. Dnia 29 stycznia wieczorem gmach archiwalny objął pożar, który obrócił go w perzynę wraz ze znajdującymi się w nim zbiorami. Po tysiącach fascykułów akt i ksiąg i po drewnianych regałach pozostała jedynie warstwa popiołu 20 cm grubości”. Podobno podczas pożaru słychać było straszliwy dźwięk pękających dźwigarów podtrzymujących budynek.
To trudne do wyobrażenia, co musieli przeżywać ówcześni archiwiści. Uspokaja mnie to, iż w tej chwili dysponujemy licznymi zabezpieczeniami przeciwpożarowymi, które chronią nasze materiały. Oby taka tragedia nigdy się nie powtórzyła.
JJ: Do archiwum można przynieść swoje skarby. Co zasługuje na to, by w Archiwum Państwowym się znaleźć?
JW: Zachęcamy do przekazywania do naszego Archiwum materiałów dokumentujących historie rodzin i rodów, takich jak fotografie, dyplomy, listy czy pamiętniki. Zależy nam na tym, aby trwale zachować świadectwa życia i działalności poznanianek i poznaniaków, a także przybliżać te historie szerszemu gronu odbiorców. Do tej pory w ramach programu „Archiwa rodzinne” przejęliśmy na przykład materiały rodziny Czekalskich, które wśród wielu arcyciekawych dokumentów zawierają też prace Józefa Czekalskiego, który w 1890 roku jako pierwszy przetłumaczył na język polski „Księgę puszczy” („Księgę dżungli”) Rudyarda Kiplinga. Zachęcam do kontaktu z moją koleżanką z oddziału, Beatą Karwalską, z którą można konsultować nie tylko przekazanie dokumentów do Archiwum Państwowego w Poznaniu, ale też podpytać ją, jak dbać o prywatne archiwa rodzinne.
Co roku, 6 grudnia, obchodzimy też w archiwach państwowych Dzień Darczyńcy. Honorujemy osoby, które przekazały materiały do naszego Archiwum. Często dla naszych darczyńców przekazywane materiały to bezcenna historia rodziny, dlatego staramy się podkreślić, iż dla nas również są to wyjątkowe dary i jesteśmy im za nie niewymownie wdzięczni.
JJ: W opisie zasobów występuje pozycja zajmująca ponad trzy metry bieżące i są to materiały ulotne. Niezwykle to brzmi, ale pojęcia nie mam: co to?
JW: Ta nazwa przywodzi nam na myśl jakieś materiały ulatujące z wiatrem czy zanikające z czasem i jest to po części dobry kierunek rozumowania.
fot. M. Admczewska
Materiały ulotne to po prostu różnego rodzaju dokumenty drukowane lub powielane innymi technikami, takie jak plakaty, ulotki, prospekty reklamowe, broszury, kartki pocztowe, kalendarze i wiele innych. Mamy w Archiwum na przykład afisze z Teatru Wielkiego, sięgające aż do 1945 roku, ale i pochodzące z XIX wieku afisze Teatru Amatorskiego przy Towarzystwie Przemysłowym. Wielką popularnością cieszy się nasz zbiór pocztówek z dziewiętnasto- i dwudziestowiecznego Poznania i okolic, dostępny również online, na którym znajdziemy wspaniałe szkice naszego miasta i regionu w dawnym kształcie.
JJ: W Archiwum przechowuje się również mikrofilmy. Jakie?
JW: Mikrofilmowanie to sposób kopiowania materiałów archiwalnych na taśmie światłoczułej, który poprzedzał erę skanerów w archiwach. dzięki specjalnego urządzenia tworzyło się czarno-białe obrazy dokumentów na taśmie przypominającej film z aparatów fotograficznych. Tak sporządzony mikrofilm można odtworzyć dzięki specjalnego czytnika. Mikrofilmy służyły z jednej strony do udostępniania materiałów czytelnikom bez potrzeby zaglądania do oryginałów, a z drugiej spełniają funkcję zabezpieczającą. Z mikrofilmów swego czasu korzystały nie tylko archiwa, ale także biblioteki.
Produkcja mikrofilmów w Archiwum Państwowym w Poznaniu stanowiła bardzo istotny element naszej działalności aż do pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Dziś cały czas korzystamy z wykonanych na taśmie kopii w naszej czytelni, dzięki umieszczonym tam czytnikom mikrofilmów. Wykonujemy też z nich część skanów – po pierwsze, dzięki temu nie nadwyrężamy po raz kolejny oryginałów, a po drugie możemy w krótkim czasie udostępnić dużo więcej kopii w internecie. Minusem mikrofilmów jest to, iż się zużywają – rysują, mogą się rozerwać czy ukruszyć. Skan jest dużo bardziej wytrzymały, może być powielany wielokrotnie. Dlatego w skanach upatrujemy przyszłości udostępniania.
JJ: Rok 1410 jest rokiem bitwy pod Grunwaldem. Data ta jest do tej pory najpopularniejszym szyfrem i kodem w domofonach i PIN-ach. Wydawałoby się, iż cały ówczesny świat musiał żyć tą wielką bitwą, a tymczasem w Pyzdrach… w 1410 roku?
JW: Tymczasem w Pyzdrach życie toczyło się swoim zwyczajnym rytmem.
fot. M. Admczewska
To pokazuje nam wspaniałe źródło, jakim jest księga sądu ziemskiego w Pyzdrach. Sprawy sporne rozstrzygane tam pomiędzy 1410 a 1413 rokiem malują przed nami obraz społeczności niewzruszonej odległą wojną z zakonem krzyżackim. Ludzie popadali w konflikty z sąsiadami, dzielili i kupowali majątki, żądali sprawiedliwości dla siebie i swoich rodzin.
Bitwa pod Grunwaldem dominuje w obrazie dziejów tamtego okresu. I to właśnie archiwa dają nam wgląd w pozornie nieznaczące sprawy, w codzienność, która coraz częściej staje się dla nas bardziej interesująca niż wielkie wydarzenia. Zachęcamy do odwiedzenia naszego Archiwum, aby poznać te szczegóły, zdobyć informacje dotyczące swojej rodziny, społeczności, regionu, wsi i miasta, które nie tylko dają nam pojęcie o tym, jak wyglądało życie ludzi przed nami, ale pozwalają też lepiej zrozumieć, kim jesteśmy teraz.