Biedna staruszka z sąsiedztwa znalazła 300 tysięcy złotych; gdy je oddała, właściciel stwierdził, iż 'brakuje’ ponad 100 tysięcy – zdezorientowana musiała wziąć pożyczkę w banku, by je uzupełnić.

polregion.pl 6 godzin temu

Najbiedniejsza staruszka w okolicy znalazła 300 tysięcy złotych. Gdy poszła je oddać, właściciel stwierdził, iż brakuje ponad 100 tysięcy. Zaskoczona, musiała iść do banku po pożyczkę, by uzupełnić sumę.

Pani Jadwiga, która mieszkała na końcu ulicy, była przez wszystkich lubiana. Wdowa od młodości, z dziećmi mieszkającymi daleko, żyła sama w starym, przeciekającym domu, utrzymując się z małej dzierżawy i zbierania butelek oraz makulatury.

Pewnego ranka, zbierając puszki nad rzeczką, zauważyła skórzaną torbę leżącą na ziemi. Otworzyła ją i znalazła grubą paczkę banknotów. Na gwałtownie przeliczyła około 300 tysięcy złotych. Nigdy w życiu nie trzymała w rękach tyle pieniędzy. Dłonie jej drżały, a serce waliło jak młot. Ale pomyślała: Co cudze, to nie moje i gwałtownie zawinęła banknoty, by zanieść je panu Zbigniewowi najbogatszemu właścicielowi tartaku w okolicy.

Gdy ten zobaczył pieniądze, od razu je przeliczył i zmarszczył brwi:
Jak to 300 tysięcy? W tej torbie było ponad 400 tysięcy! Gdzie reszta? Oddaj, co zabrałaś!

Pani Jadwiga zdrętwiała, bełkocząc przeprosiny, ale on uparcie twierdził, iż brakuje gotówki. By nie uchodzić za złodziejkę, musiała zacisnąć zęby i wziąć w banku pożyczkę na brakujące 100 tysięcy. W okolicy zaczęły krążyć plotki jedni ją bronili, inni wątpili.

Trzy dni później o świcie głośny hałas wyrwał wszystkich z domów. Przed chałupą pani Jadwigi stało dziesięć lśniących samochodów, każdy z otwartymi drzwiami i pełen prezentów, sprzętów AGD i kopert z pieniędzmi. Z jednego wysiadł mężczyzna w garniturze, z wilgotnymi oczami, i powiedział wzruszony:
Mamo! Dwadzieścia lat cię szukałem Jestem tym dzieckiem, które przygarnęłaś, gdy mnie porzucili. Wróciłem, by podziękować.

Zanim skończył, za jego plecami pojawiła się kolejna postać sam pan Zbigniew, blady i drżący, patrzący, jak syn rzuca mu znaczące spojrzenie

Pan Zbigniew cofnął się, poruszając ustami bez słowa. Wzrok mężczyzny nie był już ciepły, ale zimny jak stal.

Pamięta pan? spytał powoli, każdy słowo ciężki jak ołów. Gdy moja przybrana matka nosiła mnie na rękach, zabrał pan ziemię jej rodziców i zmusił, by mieszkała w chacie nad rzeczką.

Szepty sąsiadów rozniosły się po całej ulicy, a wszystkie oczy zwróciły się ku panu Zbigniewowi z oburzeniem.

Mężczyzna znów spojrzał na panią Jadwigę z czułością:
Mamo mam teraz sukces i chcę, byś nigdy więcej nie zaznała biedy. Te samochody, prezenty i pieniądze wybierz, co chcesz. A nowy dom kupiłem na najlepszej działce w mieście.

Pani Jadwiga, ze łzami w oczach, pogłaskała twarz syna, którego wychowała od niemowlęcia.

Wtedy on odwrócił się do pana Zbigniewa:
A pana dług to nie pieniądze, ale honor. Trzy dni temu oskarżył pan moją matkę o kradzież i zmusił do pożyczki. Wykupiłem ten dług. Teraz to pan jest dłużnikiem.

Pokazał dokument z nazwiskiem Zbigniewa i horrendalnym procentem takim, jaki on sam nakładał na biednych. Pan Zbigniew zbladł jak ściana, kolana mu się uginały.

Nie chcę pieniędzy rzekł mężczyzna stanowczo. Chcę, by pan obszedł całą okolicę, opowiedział prawdę o mojej matce i przeprosił ją publicznie.

Pan Zbigniew spuścił głowę. Po raz pierwszy potężny właściciel tartaku zadrżał przed tłumem.

Wtedy pani Jadwiga odezwała się cicho, ale mocno:
Nie potrzebuję od pana zwrotu. Tylko pamiętaj pieniądze można odzyskać, ale gdy straci się godność już jej nie kupisz.

Słowa te uciszyły całą ulicę. Pan Zbigniew stał jak wryty, gdy syn ujął rękę matki i poprowadził do domu wśród oklasków sąsiadów.

Od tamtego dnia podwórko pani Jadwigi zawsze rozbrzmiewało śmiechem, pachniało świeżym obiadem i lśniło od luksusowych aut jako przypomnienie, iż dobro zawsze wraca.

Idź do oryginalnego materiału