"Bóg jest ważny. Ale praca też". Oto dlaczego katecheci tak bronią religii

natemat.pl 3 dni temu
– Wszystko po trochu ma znaczenie. Ja jestem człowiekiem wierzącym, więc z jednej strony sprawy duchowe i Boże są dla mnie najważniejsze. Młodzi ludzie także. Uważam, iż mniej religii to wielka strata dla ich rozwoju i wiary. Ale po ludzku... na pewno praca jest ważna – zaznacza jeden z katechetów. Rozmawiamy z nimi w dniu, gdy Stowarzyszenie Katechetów Świeckich złożyło skargę do Trybunału w Strasburgu na rozporządzenie MEN ws. ograniczenia religii. Katolicy w sieci biją im brawo. A na Barbarę Nowacką lecą obelgi.


To temat, którym żyją dziś wszystkie katolickie i prawicowe media w Polsce. "Katecheci kontynuują walkę o utrzymanie lekcji religii w polskich szkołach", "Bój o religię", "W obronie lekcji religii w szkole!" – niesie się w internecie. Komentarze? Zwolennicy skargi są w euforii.

– jeżeli nie było innego wyjścia, i jest taka możliwość, to bardzo dobrze, iż taka skarga poszła do Trybunału w Strasburgu. To jest głos rozpaczy i wszystkie opcje trzeba wykorzystać. Nie poszliby tam, gdyby z katechetami rozmawiano inaczej. Ok, wielu uważa, iż wystarczy jedna godzina religii w tygodniu, bo brakuje nauczycieli. Ale niech to będzie załatwione inaczej! A nie, iż jakaś pani minister, w dodatku lewicowa, narzuca nam to z góry! – oburza się jedna z naszych rozmówczyń, która jest zaangażowana w pracę katechetów.

– To głos rozpaczy w walce o....? – pytam.

– To nie jest takie proste. To jest bardzo skomplikowane. Tu jest wiele wątków. Nie mogę pani jednym zdaniem odpowiedzieć na to pytanie. Tu nie ma jednego wątku, który można rozdmuchać – odpowiada.

– Praca?

– Owszem, bo stanowiska pracy zostaną mocno zredukowane. Chodzi o człowieka, który straci pracę. Ale też o coś więcej. Bo my mamy poczucie, iż oni w ogóle chcą wyrzucić religię ze szkoły. A chodzi o to, żeby uniwersalne wartości funkcjonowały w przestrzeni publicznej. Nie tylko sztuczna inteligencja, TiKTok i inne social media – tłumaczy.

– Bóg?

– Oczywiście, iż tak. Jest wiara i rozum. A rozum podpowiada nam, iż musimy bronić swego. Teraz są modne różne ideologie i z nas, katolików, chce się zrobić moherowców, którzy opowiadają bzdury i są ze średniowiecza. A tak nie jest – odpowiada.



"Chodzi też o ludzkie traktowanie. By traktowano nas jak innych"


Przypomnijmy, spór na linii MEN-katecheci-Episkopat trwa od miesięcy. Rozkręcił się, gdy resort Barbary Nowackiej podjął decyzję o ograniczeniu od września 2025 roku lekcji religii do jednej godziny w tygodniu. Episkopat jej nie uznaje. Burzą się katecheci. A Stowarzyszenie Katechetów Świeckich właśnie zaskarżyło rozporządzenie Ministerstwa Edukacji Narodowej do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka

w Strasburgu.

Tak walka o religię wkroczyła na zupełnie nowe pole.

– To słuszna droga. Dlaczego mają nie skarżyć się do Trybunału? Czasem wmawia nam się, iż mamy być ideowcami, iż mamy powołanie, by uczyć religii, iż nie chodzi o pieniądze. Ale chodzi też o ludzkie traktowanie. By traktowano nas jak innych. Nie robi się tak, żeby ludzie nie mieli czasu w przekwalifikowanie się. jeżeli już miały zapaść takie decyzje, to można to było to zrobić tak, jak w przypadku innych przedmiotów. Że był na to czas – reaguje Jerzy Talar, katecheta świecki z Nowego Sącza, który od 32 lat katechizuje w jednym z najlepszych techników w Polsce (w tym roku w rankingu Perspektyw zajęli IV miejsce w kraju).

Sytuację ocenia z perspektywy regionu, gdzie na katechezę chodzi wielu uczniów. W jego szkole frekwencja wynosi prawie 100 procent.

– Rodzice płacą podatki. Mają prawo do tego, by ich dziecko miało katechezę. jeżeli osoby wierzące chcą, żeby ona była, to powinna być. To nie jest coś wrogiego komukolwiek. Tu chodzi o normalność. I o pracę też – mówi.

"To nic zdrożnego, iż ludzie myślą o pracy. Niektórzy zostaną na lodzie"


Jerzy Talar również uważa, iż nie można wskazać jednego czynnika, który kieruje katechetami.

– Wszystko po trochu ma znaczenie. Ja jestem człowiekiem wierzącym, więc z jednej strony sprawy duchowe i Boże są dla mnie najważniejsze, ale ze względu na to, iż jestem też ojcem dwóch synów i pedagogiem to młodzi ludzie także. Uważam, iż mniej religii to wielka strata dla ich rozwoju i wiary. Przy świeckich katechetach młodzi ludzie czasami mieli więcej odwagi coś powiedzieć niż choćby przy księżach. Czasem dzięki temu udawało się coś wyprostować, a teraz będą zdani tylko na siebie i liturgię – zaznacza.

– Ale po ludzku na pewno praca jest ważna. To nic zdrożnego, iż ludzie myślą o niej, bo niektórzy po prostu zostaną na lodzie. Ktoś przez kilka lat studiował teologię i liczył, iż będzie miał zatrudnienie. Ma dzieci na utrzymaniu. Żal mi zwłaszcza młodych nauczycieli religii, którzy inwestowali w swoją edukację, mają jeden fakultet, a teraz muszą rozglądać się za inną pracą. To nie jest fair w stosunku do nich i ich rodzin – mówi.

Sam zbliża się do emerytury. Opowiada, iż skończył studia teologiczne, zaliczył też niezliczoną liczbę kursów i szkoleń, być może więcej niż nauczyciele innych przedmiotów. Bo katecheci co roku obowiązkowo muszą uczestniczyć m.in.

w trzydniowych rekolekcjach wypełnionych wykładami.

– Ciągle obowiązkowo musimy jeździć na różne szkolenia. Mam po nich cały zestaw dokumentów. Tylko co z tego? Na nic się to teraz nie przydaje. Czuję żal. I jest mi trochę przykro, iż człowiek tyle lat przepracował i okazuje się, iż jest zbędny – mówi Jerzy Talar. Przez myśl przebiegło mu nawet, czy tego wszystkiego nie rzucić.

Podyplomowo ukończył jeszcze filozofię, (a także: etykę, wiedzę o kulturze oraz "informatykę w szkole" na AGH), której także uczy. Ma też wychowawstwo. I w ten sposób uzbierał etat, czyli 18 godzin, które może stracić.

– Wczoraj dowiedziałem się, iż pani minister zlikwidowała dodatkowe przedmioty

w szkołach średnich, w tym filozofię, z której ukończyłem studia podyplomowe. I na trzy lata przed emeryturą okazało się, iż prawdopodobnie nie będę miał etatu – dodaje.

"Moim zdaniem takie naciski po prostu uprzedzają i odstręczają ludzi od Kościoła"


Żal. Rozczarowanie. Podobno wszyscy o tym rozmawiają. – To przegięcie. To nieliczenie się z nami – słychać.

– Przez wiele lat mówiło się, iż zlikwidują religię w szkołach, iż przeniosą ją do salek, ale takiego scenariusza chyba nikt przewidział. Nikt się nie spodziewał, iż znajdzie się taka pani minister, która coś takiego zrobi – mówi jeden z katechetów.

Szerzej skargę Stowarzyszenia Katolików Świeckich opisał serwis MamaDu. "Decyzja o skierowaniu sprawy do Trybunału zapadła po wyczerpaniu ścieżki prawnej w Polsce. (...) Przedstawiciele SKŚ uznali, iż nowe przepisy ograniczają młodzieży możliwość rozwijania się w duchu wartości, które dla wielu rodzin są fundamentem wychowania" – można przeczytać.

Oprócz skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, stowarzyszenie poinformowało też o powołaniu Komitetu Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej "Tak dla lekcji religii i etyki w szkole", który złożył zawiadomienie do Marszałka Sejmu

o swojej rejestracji.

Jeśli komitet zostanie zatwierdzony, ruszy zbiórka podpisów pod projektem ustawy, który zakłada m.in. obowiązkowe dwie godziny religii i etyki w tygodniu. Decyzję o zmniejszeniu liczby godzin do jednej mógłby podjąć biskup diecezjalny lub władze zwierzchnie adekwatnego kościoła/ innego związku wyznaniowego.

– Moim zdaniem wszystkie takie akcje paradoksalnie nie wzmacniają wrażliwości duchowej ludzi. Wprost przeciwnie. Wszystkie takie naciski po prostu uprzedzają

i odstręczają ludzi od Kościoła – reaguje w rozmowie z naTemat były katecheta świecki, który uczył religii jeszcze w czasach PRL. W salce przy kościele.

Doskonale pamięta, iż uczniowie, których uczył, mieli jedną godzinę religii w tygodniu i to wystarczyło.

Dalsza część artykułu poniżej:


Były katecheta ma taki pomysł...

– Uważam, iż katecheza skuteczna, to katecheza przy parafii, a nie w szkole. Odkrywanie relacji osobistej do Boga nie odbywa się na lekcjach. Moim zdaniem dwie lub jedna godzina religii w szkole nie ma większego wpływu na kształtowanie wrażliwości duchowej. Budowanie wspólnoty powinno odbywać się w Kościele. Jak zbudować wspólnotę w 45 minut między chemią a matematyką? – wskazuje były katecheta.

Jednak doskonale rozumie problem katechetów świeckich. – Proszę popatrzeć na to z ich punktu widzenia. Poświęcali się tej pracy przez ileś lat. To jest ich zawód, z tego żyją.

I nagle koniec. Z perspektywy takiego człowieka, to jest dramat. Tak jak dla wszystkich, kto traci miejsce pracy. I to nie jest tak, iż jest wiele alternatywnych rozwiązań dla takich osób – mówi.

Ale ma pewien pomysł.

– Moim zdaniem dziś jest ogromne zapotrzebowanie na rozumienie, czym jest religia. Gdy patrzymy na współczesny świat, na politykę i na to co dzieje się wokół nas, ogrom tych wydarzeń buduje się na bazie napięć religijnych i wartości. Żeby młody człowiek mógł zorientować się, co dzieje się w świecie, to w szkołach powinno być więc religioznawstwo. Rzetelna nauka o religiach świata – mówi.

– Ale nie z punktu widzenia jednej religii, która mówi o innych. Po odpowiednim przeszkoleniu, katecheci mogliby tego uczyć. Gdybym był w Stowarzyszeniu Katolików Świeckich, namawiałbym, żebyśmy wystąpili właśnie z taką inicjatywą. Że jedna lekcja to religia, a druga to czyste religioznawstwo. Moim zdaniem działania, które podejmują, przyniosą odwrotny skutek – uważa.

Idź do oryginalnego materiału