Jednym z najczęściej zadawanych pytań, które słyszy każda mama dwójki lub większej liczby dzieci w Polsce, jest: „A kto ci pomaga z dziećmi?” Wiele z nich odpowiada szczerze: „Pomagają mi.” Ale są też takie, które z dumą mówią: „Nikt mi nie pomaga, wszystko ogarniam sama.”
Takie mamy potrafią odprowadzić dzieci na liczne zajęcia dodatkowe w lokalnych domach kultury, pójść z nimi na spacer do parku, odrobić lekcje, poczytać bajki, utrzymać dom w idealnym porządku, ugotować domowy rosół i schabowego, znaleźć czas na jogę czy fitness, zadbać o siebie, a wieczorem jeszcze porozmawiać z mężem z uśmiechem. Często też pracują zawodowo — w szkole, w urzędzie, w biurze rachunkowym — dokładając się do domowego budżetu. Brzmi jak bajka? A jednak takie kobiety istnieją. Prawie.
Skąd ta różnica? Otóż hasło „nikt mi nie pomaga” każda mama interpretuje zupełnie inaczej. I właśnie tu zaczyna się cała zagadka. Bo ta „niepomoc” może mieć wiele form.
Weźmy choćby Anię z Gdańska. Pracuje jako nauczycielka angielskiego w domu. Kiedy przychodzą uczniowie, jej mama odbiera wnuczkę z podstawówki, daje obiad i zawozi ją na balet do Pałacu Młodzieży. Młodszy synek w tym czasie jest w przedszkolu, a niemowlę babcia zabiera na spacer po osiedlu. Ale Ania twierdzi: „Ja wszystko robię sama.”
Albo Justyna z Torunia — jej tata, emerytowany kolejarz, z euforią zostaje z wnukiem, gdy Justyna zawozi córkę na lekcje skrzypiec. Dwa razy w tygodniu. Dla niej to żadna pomoc. A każda mama wie, iż to ogromna ulga.
Joanna z Katowic co weekend rozwozi dzieci do dwóch babć. Z mężem idą do kina, jadą na zakupy lub po prostu odpoczywają. A mimo to powtarza: „Sami dajemy radę.”
Z kolei Agnieszka z Wrocławia kilka razy w tygodniu podrzuca maluchy swojej mamie na cały dzień — by trochę popracować, trochę zadbać o siebie, a trochę pobyć tylko ze starszym synem. Ale w sieci podkreśla: „Mam dużo energii, jestem zorganizowana, dlatego wszystko ogarniam.”
Natalia z Bielska-Białej regularnie zatrudnia opiekunkę, która nie tylko zajmuje się dzieckiem, ale i gotuje oraz sprząta. Ale Natalia wciąż mówi, iż wszystko ogarnia sama.
I pozostało Magdalena z Lublina. Samotna mama dwójki dzieci, pracująca na pełen etat. Ojciec dzieci zniknął, dziadkowie żyją własnym życiem. Pieniędzy na pomoc nie ma, a cała odpowiedzialność spoczywa na niej. Mimo to mówi: „Nikt mi nie pomaga, radzę sobie sama.” I to prawda. Ale jej „sama” znaczy zupełnie co innego niż w przypadku koleżanek z pomocą w tle.
Z moich obserwacji wynika, iż jeżeli jakaś mama sprawia wrażenie, iż wszystko potrafi zrobić sama — niemal zawsze w tle pojawia się pomoc: babcia, dziadek, ciocia, niania, sąsiadka. Ktoś, kto przez chwilę odciąży, przejmie dziecko, ugotuje zupę, przyjdzie po szkole. Te niewidzialne ręce to często prawdziwi cisi bohaterowie rodzinnych logistyki.
A jak Wy uważacie? Czy naprawdę da się być jednocześnie wspaniałą mamą, zadbaną kobietą, dobrą żoną i aktywną zawodowo — bez najmniejszego wsparcia? Czy to tylko pięknie podkolorowana wersja codzienności?