Chrobry. Szkoła, nie król. Wspomnienia Zbigniewa Marczyńskiego

gazetatrybunalska.info 1 tydzień temu

Lata mijają dość gwałtownie i ni stąd ni zowąd okazało się, iż już siedemdziesiąt lat temu uzyskałem świadectwo dojrzałości w szacownym I Liceum Ogólnokształcącym im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim.

Korzystając z tej okazji pozwolę sobie przypomnieć trochę faktów dotyczących Chrobrego z lat 1950-1954 , a były to lata nie tyle ciekawe, co nieprzewidywalne.

Po ukończeniu nauczania w szkołach podstawowych, bowiem uczęszczałem do trzech, a mianowicie: klasa pierwsza w tajnej szkole w Warszawie, klasy 2-6 w szkole ćwiczeń przy ulicy Stronczyńskiego w Piotrkowie oraz klasa siódma w szkole przy ulicy Sienkiewicza.

A potem było I Liceum im. Bolesława Chrobrego . W tamtych latach było to liceum męskie. I były to najlepsze moje szkolne lata .

Stary, historyczny budynek mieszczący się w strukturze resztek murów obronnych trybunalskiego grodu, klasztoru i kościoła Jezuitów (dawniej o.o. Pijarów). Parter, to gabinet dyrektora z sekretariatem szkoły, gabinet szkolnego dentysty oraz klasy lekcyjne dla uczniów klas ósmych (szkoła była „jedenastolatką”). Na parterze o porządku decydował woźny, obdarzony potężnymi wąsami, zwany „Piłsudskim”.

Z korytarza na parterze można było udać się do pracowni fizycznej i chemicznej, do sali gimnastycznej lub po schodach „potiomkinowskich” do szatni na niskim parterze.

Na pierwszym piętrze pokój nauczycielski, izby lekcyjne klas dziewiątych i dziesiątych oraz duży węzeł sanitarny dla uczniów wykorzystywany jako palarnia dla niewolników nałogu tytoniowego. Na tym piętrze „rządził” woźny Stępień.

Ostatnie piętro , to aula szkolna oraz pomieszczenia dla klas jedenastych, czyli maturalnych. Tutaj władzę miał woźny Kosmoski.

Ci co rozpoczynali naukę ze mną w klasie ósmej dobrnęli do matury bez mała w tym samym składzie osobowym. Udało mi się znaleźć w pamięci nazwiska kilkunastu moich kolegów, oto lista uczniów klasy VIII – XI A: Błeszyński, Berliński, Gałuszko, Gliszczyński, Guderski, dwóch Filipków nie będących rodziną, Kordowiak, Krawczyński, ja czyli Marczyński, Muszkiet, Ochalski, Pajor, Rawicki, Renke, Świderski, Tazbir, Warmuziński i Wyczółkowski. Innych nie pamiętam.

Druga klasa, równoległa, posiadała symbol „B” i uczęszczali do niej uczniowie mieszkający w szkolnym internacie i pochodzący z terenu powiatu piotrkowskiego. Pamiętam nazwiska: Matuszczyk, Mazurczyk i Haraziński (nie jestem przekonany jak pisało się jego nazwisko) – ten ostatni był szefem szkolnej organizacji ZMP. Kilku z nich osiągnęło tytuły profesorskie na wyższych uczelniach. Ale nie było kontaktów koleżeńskich miedzy obu klasami. Była więc klasa miejska i wiejska – internatowa. Klasy się tolerowały, ale nie pałali do siebie nadmierną sympatią. Trochę zazdrości i trochę nawyków wyniesionych z domów rodzinnych.

A grono pedagogiczne, to kadra najwyższej klasy zawodowej. Język polski wykładali profesorowie: Wróblewska, Boczkówna i Strychalski. Dzisiaj mogę z czystym sumieniem stwierdzić, iż dzięki ich wysiłkowi ja osobiście z językiem ojczystym problemów nie mam. Królową nauk, czyli matematyk,ę usiłowały wtłoczyć w nieco pustawe łepetyny profesorka Seredyńska – analiza matematyczna i profesor Gawińska – geometria, stereometria i elementy wyższej matematyki . O ile ta pierwsza nie bardzo uczniów lubiła i z wzajemnością, zwana była „Módką”, natomiast p. Gawińska była przez swoich uczniów lubiana, szanowana i wspominana.

Wychowawczynią naszej klasy przez cały pobyt w Chrobrym była profesor Nowakowska zwana „Ciotką” ucząca fizyki w klasach 8 i 9. Podziwiam jej odporność na zachowanie podopiecznych. W klasach 10 i 11 fizykę wykładał „dziwak nad dziwaki” prof. Justyna zwany “Jużek-luksztorpeda” – bardzo szeplenił, ale postać wspaniała i taką zapamiętali jego uczniowie.

Chemia nieorganiczna, to prof. Mejer – cały czas spędzał w swojej pracowni . Chemię organiczną, biologię i astronomię wykładał p. Nowak – nauczyciel groźny i skuteczny. Wymagał pisania ołówkiem w zeszytach gładkich z określonym marginesem . Po latach został dyrektorem liceum.

Spotkałem profesora w Łodzi na ulicy nomen omen Piotrkowskiej . Zapytał mnie po nazwisku czym się zajmuje. Powiedziałem ,że pracuję w szkole (co było prawdą).

– To co jesteś tam woźnym?
– Nie, jestem nauczycielem.

Odszedł choćby nie powiedziawszy do widzenia. Musiałem nie być jego ulubionym uczniem.

Geografia – to wspaniała postać naukowca – profesor Rybner. Globus, mapy i inne drobiazgi charakteryzowały przemykającego po korytarzach geografa.

W szkole nauczano różnych języków. Obowiązkowo język rosyjski wykładany przez profesora Małka. Dobry, poczciwy nauczyciel. Poruszał się o kulach, bo brakowało mu jednej nogi. Fama głosiła, iż stracił ją w Legii Cudzoziemskiej. Prawda okazała się jednak pospolita: stracił kończynę w Sulejowie w wypadku. Uczniom bardziej odpowiadała ta pierwsza wersja.

Język angielski – to pan prof. Zembrzucki . Nas nie uczył. W naszej klasie obowiązywała łacina uczona przez “Kundę” czyli prof. Kmiecik. Wyjątkowo skuteczna i nielubiana przez uczniów zołza. Był też nauczany przez panią prof. Rembekównę język francuski. Wspaniała i kochana przez uczniów nauczycielka. Zmarła na pokładzie samolotu lecącego do jej ukochanego Paryża. Wielka strata.

Nauczycieli historii było dwóch: historia starożytna wykładana przez prof. Jesiołka – malutkiego człowieczka o wielkim sercu, charakterze i wiedzy; przemycał nam wiele informacji o historii naszej ojczyzny nie obejmowanych w beznadziejnym podręczniku niejakiej prof. Missalowej, dla której historia Polski rozpoczynała się od „wielkiego proletariatu”.

Historia nowożytna oraz przedmiot o nazwie NOK czyli Nauka o konstytucji były domeną groźnego wicedyrektora liceum prof. Badowskiego (jego syn w późniejszych latach był bardzo popularnym redaktorem programu telewizyjnego “Klub 6-ciu kontynentów”). „Badosiu”, bo tak go nazywali uczniowie, zwalczał bardzo skutecznie brak tarcz i czapek szkolnych oraz palaczy papierosów. Owe tarcze na rękawach oraz szkolne czapki – kaszkiety były bowiem obowiązkowe .

Pozostają jeszcze przedmioty mniej naukowe, ale dla chłopaków niezbędne, a mianowicie rysunek i malarstwo wykładane przez p. Gnypa – artystę malarza oraz przysposobienie wojskowe, któremu dowodził p. Piłatowski. Generałem, to on nie był, ale kapralem i zupakiem na pewno.

No i pozostaje wychowanie fizyczne. Prof. Wołoszański zwany Tońkiem (ojciec późniejszego dziennikarza, pisarza, producenta filmowego specjalizującego się w historii II wojny światowej), to historia szkoły. Założenie było jedno: każdy uczeń opuszczając Liceum Chrobrego musi być fizycznie sprawny . Powinien udzielać się w sporcie no i umieć skakać przez skrzynię . W naszej klasie najlepszym uczniem był Adam Warmuziński, ale sportowiec z niego żaden. Tońko postawił mu zadanie opanowanie dowolnej konkurencji sportowej pod groźbą nie dopuszczenia do matury. Adam zakolegował się z Wojtkiem Gliszczyńskim, który rzuty nożem do celu opanował mistrzowsko i postanowił tę wiedzę przekazać Adamowi. Edukacja trwała parę miesięcy i pod koniec roku Tońko zorganizował popis Adama. Efekt przeszedł nasze wyobrażenia, a rzucający nie miał problemów z przejściem do klasy maturalnej.

Dyrektorem liceum w latach 50. był prof. Stolarski, który również wykładał logikę. Dobry człowiek i nauczyciel. Znany ze swoich ciekawych komunikatów nadawanych przez szkolny radiowęzeł. Np.: – Uczniowie!. Dzisiaj w kinie nad Strawą (chodziło o kino “Polonia” znajdujący się nad rzeczką, a raczej kanałem) będzie wyświetlany film kolorowy o treści ładnej itd….

Cztery lata nauki minęły dość gwałtownie . Z małolatów staliśmy się młodzieńcami stojącymi przed wyborem, co robić dalej ze sobą.

Nadszedł czas matur. Aula szkolna udekorowana okolicznościowo. Na pojedynczych ławkach kartki z nazwiskami abiturientów. A my ubrani galowo, spoceni od stóp do czubków fryzur. Czekamy. Wreszcie drzwi się otwierają i wchodzimy. Zajmujemy miejsca . Podają tematy i się zaczyna. Pisemny egzamin z języka polskiego i matematyki. Potem ustne i jesteśmy po maturze. Jesteśmy dorośli i wyedukowani. Przed nami jeszcze tylko ewentualne studia wyższe i normalne życie!

Większość naszego rocznika ukończyła studia medyczne, inżynierskie, pedagogiczne i inne. Dzisiaj pozostaje jedynie wspominanie tamtych lat, jest co wspominać, bo chodziliśmy w ciężkich, ale i ciekawych latach do wspaniałej szkoły i byliśmy uczniami nie mniej wspaniałych nauczycieli i przyjaciół młodzieży.

70 lat od matury, to szmat czasu. Całe życie, ale jakie fajne i ciekawe. Z szacunkiem dla naszych wychowawców i z poważaniem dla Piotrkowa. Może jeszcze ktoś z moich kolegów lub przyjaciół przypomni sobie tamte lata?

→ Zbigniew Romuald „Aldek” Marczyński

11.09.2024

• zdjęcie tytułowe: I LO im Chrobrego, widok os strony południowej, foto: Mariusz Baryła / Gazeta Trybunalska

• więcej wspomnień: > tutaj

Idź do oryginalnego materiału