CHRONIENI PRZEZ MIŁOŚĆ

newsempire24.com 5 dni temu

OCHRONIENI MIŁOŚCIĄ

Spotkanie Mai i Bartosza było zapisane w gwiazdach.

…Bartosz nigdy nie widział swojego ojca. Wychowywała go mama i babcia. Gdy mały Bartek pytał o tatę, mama mruczała coś pod nosem, iż to geolog, zawsze w terenie, szuka cennych minerałów. A raz, w złości, krzyknęła: — Nigdy nie miałeś ojca, Bartku!

Dzieckiem będąc, Bartosz przyjmował te wymówki bez zastrzeżeń, ufając matce bezgranicznie. Gdy podrósł, postanowił jednak dociec prawdy. W końcu nie z Ducha Świętego się urodził! Okazało się, iż jego mama w młodości wyjechała w delegację i wróciła z dzieckiem, czyli z Bartoszem. To babcia wyjawiła mu tajemnicę, szeptem, by nikt nie słyszał.

Bartosz był niepomiernie rad, iż zagadka została rozwiązana. Dzięki Bogu, nie znaleziono go w kapuście. Postanowił, iż przy pierwszej okazji spotka się z ojcem, czy tamten tego chce, czy nie. — W końcu jestem jego synem, a nie byle kto! — A przy okazji dał sobie słowo: — Będę miał prawdziwą rodzinę. Żonę i dzieci. Tylko jedną żonę, ale dzieci — całą gromadkę.

…Maja również nie zaznała ojcowskiej miłości. Jej mama rozstała się z ojcem, gdy dziewczynka miała niespełna dwa lata. Jego miejsce zajął ojczym. Dobry człowiek, ale jednak… Zawsze stawiał Mai za wzór swoje dzieci z pierwszego małżeństwa. To irytowało. Maja mogła liczyć tylko na miłość matki.

Gdy dorosła, postanowiła: — jeżeli wyjdę za mąż, to tylko raz i na zawsze! Tylko gdzie znaleźć takiego faceta?

I znalazła.

…Był wigilijny wieczór. Styczeń, mróz, zmierzch. Księgarnia. Bartosz i Maja stoją w kolejce do kasy. Oboje trzymają w dłoniach tomik Adama Mickiewicza. Ich spojrzenia przypadkiem się spotykają. I Bartosz rusza do ataku. Zasypuje Maję komplementami, pytaniami (taktownymi i pełnymi szacunku). Nie mógł tak po prostu pozwolić jej odejść. Musiała zostać jego żoną! Tylko ona! Ta dziewczyna.

A Maja choćby nie kokietowała. Czuje się z tym rozgadanym chłopakiem tak, jakby znała go od stu lat.

Oczywiście, pochodzi z dobrego domu, a nie wypada pannie wdawać się w rozmowy z nieznajomymi. Bartosz docenił jej skromność i zaproponował wymianę numerów telefonów. Maja zapisała jego, ale swojego nie podała. — Zadzwonię po świętach — obiecała mgliście.

Bartosz nie mógł przegapić takiego daru niebios, jakim była Maja. Pożegnali się, ale Bartosz podążył za nią dyskretnie, by poznać jej adres.

Przez całe święta unosił się nad ziemią. W końcu znalazł swoją „żabkę” i będzie ją kochał po wsze czasy.

Lecz minęły święta, a „żabka” nie dzwoniła. Bartosz zaczął się niepokoić i postanowił działać.

Swój tomik Mickiewicza, kupiony w księgarni, włożył do skrzynki Mai. Czyżby nie domyśliła się, od kogo? Dziewczyna zadzwoniła jeszcze tego wieczora, pełna pretensji:

— Cześć, Bartek! Dlaczego nie dzwoniłeś? Czekałam!

— Maju, nie mam twojego numeru. Zadzwoniłbym dawno. Chyba pamiętasz, w księgarni bałaś się go podać? — Bartosz promieniał ze szczęścia.

— Ale przecież jakoś mnie znalazłeś! — nie dawała za wygraną Maja.

„Typowo kobieca logika” — pomyślał Bartosz. Był zachwycony, iż wreszcie wszystko się wyjaśniło. Maja wcale nie była mu obojętna!

Nie czekając na lepsze czasy, Bartosz i Maja wzięli ślub. Jakże inaczej? Mieli ze sobą wiele wspólnego. Po pierwsze — czystą, nieskalaną miłość; po drugie — pragnienie mieć tyle dzieci, ile Bóg da; po trzecie — zamiłowanie do twórczości Mickiewicza. Czy to mało?

Na tak solidnym fundamencie postanowili budować swoje życie.

Maja uczyła studentów polskiego na uniwersytecie, Bartosz był świetnym programistą.

Po upływie odpowiedniego czasu w świat przyszła Zosia. Dwa lata później urodził się Staś. Wszystko układało się jak z nut.

Bartosz nie porzucił myśli o znalezieniu ojca. Pomógł internet. Wśród dziesiątek osób o tym samym nazwisku w końcu odnalazł pokrewnego ducha. Napisali do siebie. Ojciec mieszkał w Warszawie. Zaprosił Bartosza w odwiedziny.

Spotkanie było wzruszające. Ojciec miał swoją rodzinę, ale przez te wszystkie lata pamiętał o Bartoszu.

— Świetnie, synu, iż mnie znalazłeś. Teraz będziemy w kontakcie — mężczyzna przytulił Bartosza.

Bartosz z dumą wymienił wszystkich członków swojej rodziny. — Patrz, tato, jesteś już dwukrotnym dziadkiem. I to nie koniec…

Ojciec Bartosza był profesorem medycyny.

Do domu wrócił uniesiony nad ziemią. Spodobał mu się ojciec — ciepły, szczery człowiek.

Oczywiście, obowiązki rodzinne nie pozwalały Bartoszowi często spotykać się z tatą. W końcu kontakt się urwał.

Zosia i Staś podrośli. Maja postanowiła obronić doktorat. W końcu jej babcia i mama były doktorami filozofii. Nie chciała zostać w tyle.

Temat wybrała nieprzypadkowy — o Mickiewiczu. Matka dwójki dzieci sumiennie zbierała materiały, przygotowywała się.

Bartosz wspierał żonę, pomagał w domu, jak mógł. Trzy lata minęły na przygotowaniach do obrony. W tym czasie Zosia i Staś doczekali się siostrzyczki Hani.

Z obroną trzeba było poczekać.

Gdy Hania poszła do przedszkola, Maja wróciła do badań. Już, już wydawało się, iż doktorat jest w zasięgu ręki…

Nagle Bartosz zachorował. Diagnoza nieznana medycynie, ale coś groźnego dla życia. Lekarze rozkładają ręce. A Bartosz niknie w oczach. Leczenie nie przynosi skutku. Mai delikatnie zasugerowano, iż szanse na przeżycie są znikome. A Bartosz ma zaledwie czterdzieści lat! Jak mówią — nieszczęścia chodzą parami.

Co przeżyła Maja, tego nie da się opisać. Bartosz, świadomy swojego stanu, przepraszał ją, iż tak wyszło, iż nie pomoże jej wychować trójki dzieci…

Maja po kryjomu płakała gorzkimi łzami. A do tego wiedziała, iż w niej rośnie nowe życie. Bartoszowi nie mówiła, by nie pogarszać jego cierpień.

W głębi duszy nie wierzyła, iż tak nagle i absurdalnie może się skończyć jej szczęście. Czym zasłużyli sobie na gniew Boga— Bartoszu, musisz wyzdrowieć, nie zostawisz mnie samej z dziećmi, chcę, żebyś żył długo! — Maja łkała przy łóżku umierającego męża, a potem, gdy w końcu przyjechał jego ojciec, słynny profesor medycyny, i gdy poradził im odwiedzić zielarza, a gdy ten podał tajemnicze zioła, a gdy po dziesięciu dniach Bartosz wstał z łóżka, a gdy po miesiącu wrócił do pracy, a gdy urodził się mały Kacper, a gdy Maja porzuciła doktorat, by skupić się na rodzinie — wtedy oboje zrozumieli, iż prawdziwe szczęście tkwi nie w tym, co osiągamy, ale w tym, kogo kochamy.

Idź do oryginalnego materiału