Czytam różne historie tu i tam, na necie i w gazecie, oraz w życiu i takie mam wrażenie, iż dobrymi radami to jest piekło wybrukowane, jak to dobrze widać z daleka, co komu by lepiej było i jak komu trzeba doradzić, a z bliska sytuacja staje się naraz taka mniej oczywista.
Jak wychodziłam za mąż, to usłyszałam wiele dobrych rad, od wielu dobrze życzących ludzi, którzy nic dobrego wróżyli, bo nic dobrze nie wróżyło – ja w ciąży, oboje bez pracy, on z problemami, nad którymi nie będę się teraz rozwodzila, skoro się nie rozwiodłam, bez własnego mieszkania ani żadnych perspektyw. Znajomi kiwali głowami, ‘ech, głupia ty’ i już widzieli oczami duszy ten czarny scenariusz, który za lat dziesięć, gdzie tam! Pięć wystarczy! niechybnie się zrealizuje.
A tymczasem minęło lat 25, znajomi już dawno po rozwodzie, a my się sobą cieszymy codziennie.
Tak, iż nie zawsze widać z boku więcej, niż ze środka.
A po 20 latach nikt juz nie pamięta, iż miał mówić a nie mówiłem, bo nie mówi.
Dodam jeszcze, że dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, bo uwielbiam banały.