Weronika weszła do mieszkania i nadsłuchiwała. gwałtownie zrzuciła płaszcz, buty i od razu podeszła do pokoju matki.
Ta leżała na łóżku, pościel choćby nienaruszona. Zamknięte oczy, ręce złożone na piersi.
— Mamo! — krzyknęła przerażona Weronika.
— Co tak wrzeszczysz? — Matka powoli otworzyła oczy.
— Przestraszyłaś mnie. Leżałaś jak… — Weronika urwała.
— Tylko czekasz na moją śmierć. Nic nie szkodzi, niedługo się doczekasz — burknęła kobieta. — Dlaczego tak późno?
— Mamo, no po co tak mówisz? Naprawdę się wystraszyłam. Wstąpiłam po pracy do sklepu. Spóźniłam się tylko piętnaście minut — tłumaczyła się Weronika. — Potrzebujesz czegoś? To pójdę przygotować kolację.
Matka chorowała od zawsze, odkąd Weronika pamiętała. Do przychodni chodziła jak do pracy. Wracała i narzekała, iż lekarze to nieroby, tylko pensję biorą za nic. Nie potrafią leczyć, diagnozy postawić nie umieją.
Urodziła Weronikę późno, mając czterdzieści lat. “Dla siebie”, jak to mówią. Ojca Weronika nigdy nie poznała. Matka ucinała wszystkie rozmowy na jego temat. Gdy Weronika podrosła, przeszukała rodzinne albumy — było ich tylko dwa — ale nie znalazła ani jednego zdjęcia mężczyzny.
— Spaliłam wszystkie. Po co trzymać zdjęcia zdrajcy? — odpowiedziała matka na pytanie Weroniki. — Nie ufaj mężczyznom, córko. Trzymaj się od nich z daleka.
Na wycieczki szkolne dłuższe niż jeden dzień matka nie pozwalała Weronice jeździć.
— I tak nie mamy pieniędzy. Jak dorośniesz, to pojedziesz, gdzie zechcesz. A co, jeżeli zrobi mi się słabo, a ciebie nie będzie? Umrę, a ty zostaniesz sama na całym świecie — mówiła matka.
Przy byle okazji łapała się za serce. Weronika za każdym razem wpadała w panikę, biegła po leki. Na pamięć wiedziała, gdzie leżą tabletki na serce, a co brać na uspokojenie. Dlatego od dziecka marzyła, by zostać lekarzem i wyleczyć matkę.
Ale w ich mieście nie było akademii medycznej. O wyjeździe na studia do innego miasta nie mogło być mowy. Z kim zostanie matka? Żyli bardzo skromnie, a teraz, gdy matka przeszła na emeryturę, ledwo wiązali koniec z końcem. Po szkole Weronika poszła do pracy.
Niedaleko domu była mała kancelaria notarialna. Żadnego ogłoszenia o pracę nie widniało na drzwiach. Weronika weszła tak, na wszelki wypadek, zapytać, czy nie potrzebują kogoś. Okazało się, iż trafiła idealnie.
W kancelarii pracowało zaledwie kilku pracowników. Przy wejściu siedziała dziewczyna w ciąży. Zapisywała klientów, odbierała telefony, zarządzała ruchem, wykonywała drobne zlecenia. A na koniec dnia musiała jeszcze posprzątać biuro i wynieść śmieci — czyli była też sprzątaczką.
Od dawna prosiła szefową, by zatrudnili kogoś do sprzątania, bo z brzuchem ciężko nosić wiadra. Ale szefowa zwlekała. “Jak pójdziesz na urlop macierzyński, znajdziemy zastępstwo. Po co dwóch ludzi?” Weronika pojawiła się w samą porę. Cicha, spokojna, wzbudzała zaufanie. Została przyjęta.
Pół mycia musiała wykonywać także w ciągu dnia, jeżeli na dworze było błoto. Resztę czasu nudziła się, więc chętnie pomagała sekretarce: układała papiery, wpuszczała klientów, robiła kopie. Dziewczyna nauczyła ją obsługi komputera.
Gdy poszła na urlop macierzyński, nikogo nie szukano. Weronika już wszystko ogarniała. Teraz dostawała podwójną pensję i była zachwycona.
W szkole podkochiwała się w chłopaku z sąsiedniego bloku. Wracali razem, raz czy dwa zaprosił ją do kina. Wtedy matka ostrzegła: “Chłopaki mają tylko jeden cel. Skorzysta, wykorzysta i zniknie. Zostaniesz sama, jak ja z tobą.”
— Czy tata też cię oszukał? Dlatego spaliłaś jego zdjęcia? — domyśliła się Weronika.
Matka zmieszała się, ale gwałtownie się opanowała.
— Nie, z twoim ojcem było inaczej. Była miłość, ślub, potem ty. Ale i tak mnie zostawił, znalazł młodszą i ładniejszą. Wszyscy mężczyźni to zdrajcy. Nikomu nie wierz — powtórzyła.
O tym, iż urodziła córkę bez męża i “dla siebie”, matka oczywiście nie wspomniała.
Po maturze chłopak wyjechał na studia. Teraz widywali się rzadko. A potem zobaczyła go z dziewczyną. Odwrócił wzrok, udając, iż jej nie zna. “Wszyscy zdrajcy” — przypomniała sobie słowa matki.
Młodzi klienci kancelarii próbowali zainteresować się sympatyczną dziewczyną. Ale wszystkich odprawiała. Matka ciągle chorowała, wymagała uwagi. Raz ciśnienie, raz krzyż, raz stawy. Ostatnio coraz częściej serce. Po pracy Weronika pędziła do domu.
Gdy tylko pojawiał się jakiś adorator, matka dzwoniła: “Przyjedź, znowu mi słabo.” Jakby wyczuwała. Weronika pędziła, wzywała pogotowie. Nic poważnego, lekarz robił zastrzyk i odjeżdżał, a adorator znikał.
Tak mijała młodość, a matka wciąż żyła, “chorowała” coraz więcej, rzadziej wstawała z łóżka. Mężczyźni przestali zwracać na Weronikę uwagę. Ubierała się skromnie, włosy spinała z tyłu, makijażu nie używała. Na tle zadbanych koleżanek wyglądała niewyróżniająco.
Gdy kolejny raz wezwała pogotowie, lekarka zmierzyła ciśnienie, osłuchała matkę, potem odciągnęła Weronikę na bok.
— Nie moja sprawa, ale twoja matka tobą manipI wreszcie, gdy samolot oderwał się od ziemi, Weronika poczuła, jak ciężar całego życia opuszcza jej ramiona, a przed nią otwiera się świat pełen możliwości, którego nigdy nie śmiała choćby sobie wyobrazić.