Zaskakująca uwaga
"Moja córka, Helenka, ma 11 lat i chodzi do piątej klasy. Jest typem dziecka, które raczej nie sprawia kłopotów wychowawczych – przynajmniej na tyle, na ile mogę to ocenić jako jej matka. W domu bywa gadatliwa, ale w szkole, jak twierdzą nauczyciele, zwykle skupia się na lekcjach i nie wdaje się w niepotrzebne rozmowy. Dlatego gdy otworzyłam jej dzienniczek i zobaczyłam uwagę, przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
'Helena rozmawiała podczas pracy w grupach' – przeczytałam i aż zmarszczyłam brwi.
Czy ja dobrze rozumiem? Rozmawiała podczas pracy w grupach? Z tego, co pamiętam, praca w grupach polega właśnie na… rozmowie. Przecież dzieci mają wtedy współpracować, wymieniać się pomysłami, dochodzić do wspólnych wniosków. Jak więc można dostać uwagę za rozmowę w sytuacji, która wręcz tego wymaga?
Czy uwagi zawsze są sprawiedliwe?
Nie zrozumcie mnie źle – nie kwestionuję autorytetu nauczycieli. Wiem, iż prowadzenie lekcji w klasie pełnej dzieci to wyzwanie, które wymaga żelaznej konsekwencji. Ale czasem mam wrażenie, iż uwagi w dzienniczku są wpisywane trochę z rozpędu, bez głębszego zastanowienia, czy faktycznie jest się czym martwić.
Gdy byłam uczennicą, dostawało się uwagi za konkretne przewinienia: rozrabianie, przeszkadzanie nauczycielowi, brak pracy domowej. A teraz? Mam wrażenie, iż dzisiejsze szkoły momentami przypominają miejsca, gdzie karze się dzieci za to, iż zachowują się… jak dzieci. Czy Helena faktycznie zrobiła coś niewłaściwego? A może po prostu
nauczycielka uznała, iż rozmawiała odrobinę za głośno?
Szkoła czy tresura?
Niepokoi mnie, iż szkoła coraz częściej próbuje zamienić dzieci w ciche, idealnie zdyscyplinowane jednostki, które mają siedzieć nieruchomo, słuchać i nie wychylać się. W rzeczywistości jednak rozwój młodego człowieka nie polega na biernym odbieraniu wiedzy, ale na interakcji, zadawaniu pytań i… właśnie rozmowie.
Oczywiście, są granice. Gdyby Helena podczas pracy w grupach gadała o wakacjach albo o nowym serialu na Netfliksie, mogłabym zrozumieć, iż nauczycielka zwróciła jej uwagę. Ale w tej sytuacji? Może po prostu w szkole zaczynamy przesadzać z kontrolą, chcąc, by dzieci były grzeczne nie dlatego, iż same to rozumieją, ale dlatego, iż boją się kolejnej czerwonej adnotacji w dzienniczku.
Nie zamierzam robić z tego wielkiej afery. W końcu to tylko jedna uwaga, a Helena – o ile mi wiadomo – nie ma w zwyczaju przeszkadzać na lekcjach. Ale ta sytuacja dała mi do myślenia. jeżeli w dzienniczku pojawiają się takie wpisy, to co będzie dalej? Czy za chwilę dzieci zaczną dostawać uwagi za to, iż podczas przerwy śmiały się trochę za głośno?
Może czasem warto spojrzeć na szkołę z perspektywy dziecka. I zamiast karać za bycie sobą, zastanowić się, czy nie lepiej byłoby po prostu… odpuścić".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).