Córka nie zaprosiła mnie na swoje wesele, ponieważ bardzo nie podobał mi się mój zięć. O jej życiu dowiadywałam się od naszych krewnych i znajomych. A po siedmiu latach przyszła do mnie sama, chciała pożyczyć dużą sumę pieniędzy. Odmówiłam jej, a ona znowu odeszła. Pewnego razu, po trzech latach, spotkałam moją córkę, prowadziła za rękę małego chłopca

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Wychowywałam się w rodzinie, gdzie wszyscy się kochali i szanowali, podobnie wychowywałam własną córkę Annę. Nic nie zapowiadało kłopotów, mieliśmy pełną rodzinę, córka nigdy nie zaznała odmowy, ani ze strony mnie, ani męża. Była mądra i piękna.

Wszystko było dobrze, dopóki nie odszedł mój mąż. Ale nie na darmo mówi się, iż nieszczęścia chodzą parami. Gdy męża nie było, tak tęskniłam, iż nie od razu zauważyłam, jak córka przywykła nie nocować w domu, spotykała się z pewnym chłopakiem i w ogóle oddaliła się ode mnie.

Zaczęła mieszkać z tym mężczyzną w wynajmowanym mieszkaniu, a potem ten mężczyzna stracił pracę i przyprowadziła go do mnie do domu.

Bardzo mi się nie podobał, prosiłam córkę, by zostawiła tego człowieka i znalazła dla siebie godnego i dobrego mężczyznę, bo ten choćby nie był w stanie zapewnić jej normalnego życia, nie miał choćby pieniędzy na chleb.

Tego wieczoru moja córka rzeczywiście opuściła mój dom, myślałam, iż na krótko. Ale okazało się inaczej. Sama nie wiem, jak to się stało, ale nasza kłótnia z córką przeciągnęła się na dziesięć lat. Początkowo starałam się z nią pogodzić, ale ona unikała jakiejkolwiek komunikacji ze mną, a później wyszła za mąż za tego mężczyznę.

Na wesele nikt mnie nie zaprosił. Dowiadywałam się od znajomych, jak się córce wiedzie, jak jej idzie. Moja córka przyszła do mnie tylko po siedmiu latach, z prośbą o pożyczenie sporej sumy pieniędzy. Nie rozmawiałyśmy przez siedem lat, a zamiast wszystkich niewypowiedzianych ciepłych słów znów pokłóciłyśmy się. Córka znów odeszła. Jak się później okazało, wtedy była w ciąży. Ale ja o tym nie wiedziałam, chociaż gdybym wiedziała, wątpię, czy mogłabym jej od razu wybaczyć siedmioletnią nieobecność.

Niedawno wyszłam na emeryturę i zaczęłam często spacerować po parku. I oto, po dziesięciu latach naszego nieporozumienia, spotkałam córkę na ulicy – spacerowała z synem, moim wnukiem. To pierwszy raz, gdy zobaczyłam go tak z bliska. Ogarnęła mnie taka fala uczuć, iż nie byłam w stanie się powstrzymać: podbiegłam i, chwyciwszy córkę za ręce, szczerze prosiłam Annę, by mi nie odmawiała i pozwoliła mi komunikować się z wnukiem.

Od tego dnia w końcu odzyskałam córkę, zaczęłyśmy odwiedzać się nawzajem. Mogłam przyznać, iż wtedy się myliłam: zięć okazał się porządnym człowiekiem.

W naszych relacjach zapanowała harmonia, ale córka wciąż nie ufa mi w pełni. Nie pozwala zabierać wnuka do siebie na noc. Nie przysyła go do mnie na wakacje i nie zatrzymuje mnie u siebie na dłużej. Czy moja dziewczynka naprawdę nie mogła mi wybaczyć? Jak jeszcze mogę udowodnić, iż naprawdę żałuję i zdaję sobie sprawę, iż się myliłam?

Idź do oryginalnego materiału