"Nasza Oliwka jest bardzo wrażliwą dziewczynką i szczerze mówiąc, od początku nie byłam przekonana do wyjazdu na obóz. Koleżanki jednak jechały i się uparła, iż ona także chce. Znam na tyle moje dziecko i jego potrzeby, by wiedzieć, iż żaden wychowawca, który ma pod opieką kilkunastu podopiecznych, niestety się nią nie zaopiekuje tak jak ja. Z drugiej strony chciała spróbować czegoś nowego i bardziej dorosłego, więc uległam.
Miałam nadzieję, iż ją dobrze przygotuję
Wiele rozmawialiśmy, jak taki obóz wygląda. Chciałam, by zrozumiała, na co się pisze, ale cały czas zarzekała się, iż rozumie i chce takiego wyjazdu. Spakowałam córce walizkę i wsadziłam ją do autokaru.
Już pierwszej nocy niestety był płacz. Była głodna, bo jedzenie było niesmaczne, narzekała na pokój i łóżko. Kolejnego dnia, gdy sytuacja się powtórzyła, zadzwoniłam do wychowawczyni, która zaczęła mnie uspokajać, iż to normalna reakcja u dzieci, które wyjeżdżają po raz pierwszy.
Przekonywała, iż pokoje są ładne i zadbane, a jedzenie smaczne, tylko iż dzieci muszą się oswoić z tym, iż jest inaczej niż w domu. Po trzecim dniu płaczu wsiadłam w auto i pojechałam odebrać Oliwię z obozu. Córka bez żalu opuściła to miejsce.
Próbowała, to się liczy
Organizatorzy chcieli mnie przekonać, iż lada moment córka z pewnością się przełamie. To był jednak zbędny trud. choćby jeżeli warunki były świetne, to moje dziecko przecież z jakiegoś powodu codziennie płakało. Próbowała i się nie udało. Trudno.
Przepadła kasa za pół wyjazdu? Także trudno. Miała się dobrze bawić, a nie ciągle płakać. Za bardzo to wszystko przeżywała, gdybym ją zostawiła, to byłaby zbyt wysoka cena. Jako matka uważam, iż najlepsze, co mogłam zrobić, to ją stamtąd zabrać".