Niby przedszkole Montessori, a takie cyrki z leżakowaniem. Żałowałam, iż zapisałam tam dziecko

mamadu.pl 2 godzin temu
Wybrałam dla syna prywatne przedszkole, reklamowane jako bliskościowe i nowoczesne. Na papierze wszystko wyglądało idealnie, ale gwałtownie okazało się, iż dzieci nie mają tam choćby leżaków do odpoczynku. Maluchy, które zasypiały w ciągu dnia, spały po prostu na twardej podłodze – i to był dla mnie sygnał, żeby przenieść synka do innej placówki.


Nowoczesne przedszkole bez leżaków


Kiedy mój młodszy syn miał 2,5 roku, musiałam wrócić do pracy. Był bardzo ze mną związany, więc decyzja o zapisaniu go do przedszkola nie była łatwa. Zdecydowaliśmy się na prywatną placówkę, do której można było dopisać dziecko w ciągu roku szkolnego. To był dla nas plus, bo nie musieliśmy czekać do września i nowego roku szkolnego w publicznej placówce.

Przedszkole miało świetne opinie – znajome mówiły mi, iż jest bliskościowe, nowoczesne, działa w duchu Montessori. Do tego było kameralne, bo w nowej filii placówki była tylko jedna grupa dzieci w wieku 3-4 lata. Na pierwszy rzut oka brzmiało idealnie dla malucha, który dopiero zaczyna przygodę z przedszkolem.

Rzeczywiście, panie pracujące w grupie były cudowne. Ciepłe, cierpliwe, z dobrym podejściem do dzieci. Miałam poczucie, iż syn jest w dobrych rękach.

Ale dość gwałtownie okazało się, iż nie wszystko jest takie piękne, jak w folderze reklamowym. Największym zaskoczeniem było leżakowanie, a adekwatnie jego brak.

Smutny widok: maluchy śpiące na gołej podłodze


Opowiem, jak tłumaczyła mi to nauczycielka dzieci. Kiedy zaczynał się rok szkolny, większość dzieci była przejęta nową sytuacją i nie chciała spać w przedszkolu. Zamiast spokojnie przeczekać ten czas, przedszkole całkowicie zrezygnowało z leżakowania.

Podejrzewam, iż zrobiono to dla świętego spokoju, bo skoro dzieciaki nie chcą spać, to po co je zmuszać? Problem w tym, iż maluchy wciąż często potrzebują drzemki. Zwłaszcza te młodsze, które mają za sobą dopiero kilka miesięcy po odpieluchowaniu czy dopiero zaczynają funkcjonować bez drzemki w domu.

Jak to wyglądało w praktyce? Po obiedzie dzieci słuchały bajki. Niektóre w tym czasie zasypiały na dywanie, inne słuchały w ciszy.

Brzmi w miarę okej, prawda? Tyle iż w przedszkolu w ogóle nie było leżaków ani materacyków. Skoro "nie ma drzemki", to nie ma też warunków do spania. Efekt był taki, iż dzieci, które jednak zasnęły, spały po prostu na twardej podłodze na wykładzinie.

Kilka razy odbierałam syna jeszcze przed podwieczorkiem i widziałam ten obrazek na własne oczy. Leżały tam maluchy – niektóre choćby bez przykrycia jakimś kocykiem. Zmęczone, w dziwnych pozycjach, po prostu "tam, gdzie padły". Dla mnie to był przykry widok. Nie słyszałam jednak, żeby ktoś z rodziców miał z tym problem, co trochę dziwi.

Zdecydowałam się przepisać syna do tradycyjnej placówki


Nie tak wyobrażałam sobie "bliskościowe" podejście. Bliskość to przecież szacunek do potrzeb dziecka. A jeżeli jakieś dziecko potrzebuje snu, to niech ma do tego zapewnione warunki – wygodny leżaczek, kocyk, choćby matę piankową, a nie twardą podłogę.

Po kilku miesiącach zrozumiałam, iż to miejsce, choć piękne i nowoczesne, nie jest dla nas. Wypisałam syna i od września trafił do publicznego przedszkola. Dużego, zwyczajnego, gdzie zasady były jasno określone. A wśród nich – obowiązkowe leżakowanie w pierwszym roku dla wszystkich trzylatków.

Jak któreś z dzieci nie chciało spać, to leżało, odpoczywało, słuchało audiobooka czy bajki czytanej przez panią. I wiecie co? To się sprawdziło. Mój syn, który w prywatnym przedszkolu spał gdzie popadnie, nagle bez problemu kładł się na leżaczku, miał swój kocyk, swoją przestrzeń i czuł się bezpiecznie.

Ta historia nauczyła mnie jednego: nie zawsze to, co drogie, nowe i reklamowane jako "bliskościowe", jest najlepsze dla dziecka. Czasem właśnie te zwyczajne, sprawdzone rozwiązania – jak stały plan dnia i leżakowanie – dają maluchom poczucie bezpieczeństwa i pomagają im spokojnie przejść przez trudny okres adaptacji.

Dlatego warto patrzyć na to, jak w praktyce wygląda dzień dziecka w przedszkolu i czy placówka naprawdę odpowiada na jego potrzeby. Bo bliskość to nie jest tylko słowa na ulotce – to codzienne, konkretne działania, które pokazują, iż dobro dziecka jest na pierwszym miejscu.

Idź do oryginalnego materiału