"Zawsze byłam przekonana, iż ludzie pracujący w szkole to osoby, które lubią obcować z dziećmi. Owszem zauważyłam, iż nie każdy nauczyciel ma powołanie, jednak jak można wybrać pracę w takim miejscu, jeżeli się dzieci nie lubi? Okazuje się, iż jednak o taki absurd nietrudno, a przykładem jest nasza szkolna pielęgniarka, która dosłownie nie znosi uczniów. Myślałam, iż historie o tej kobiecie są przesadzone, do dnia, w którym moje dziecko wróciło do domu z płaczem.
Wszyscy się jej boją
Akurat byłam w domu, gdy Natalka wróciła ze szkoły. Byłam zdziwiona, bo bardzo długo wracała. Przyznała, iż boli ją brzuch i ciężko jej się szło. Zapytałam, kiedy ją rozbolał i okazało się, iż w połowie dnia. Gdy zapytałam, dlaczego nie poszła do pielęgniarki, to się rozpłakała. I wyszlochała, iż bała się do niej iść. Zgłupiałam.
Okazało się, iż jakiś czas temu Natalkę na WF-ie w twarz uderzyła piłka. Córka się popłakała z bólu, poleciało jej też trochę krwi z nosa, została więc odesłana do szkolnej pielęgniarki. Z relacji Natalki wynika, iż pani była bardzo niezadowolona z jej wizyty. Niby zatamowała krwotok i ją obejrzała, ale przy tym nieustannie komentowała, iż córka przesadza i dopytywała, czy nie ma klasówki, z której chce się wymigać. Miała też powiedzieć, iż nic przecież takiego się nie stało i niepotrzebnie jej głowę zawraca.
Wkurzyłam się i po rozmowie z innymi rodzicami okazało się, iż takich kwiatków jest więcej. Gdy pielęgniarka ma zająć się grupą dzieci np. podczas fluoryzacji czy bilansu, nie potrafi opanować grupy i zaczyna krzyczeć. Indywidualne wizyty nie są lepsze, kobieta jest bezczelna i twierdzi, iż uczniowie zmyślają i przesadzają. Kpi z uczniów, gdy ci proszą o pomoc. To człowiek, który absolutnie nie powinien mieć styczności z dziećmi, a co dopiero pracować w szkole.
Nietykalna?
Rada Rodziców w imieniu nas wszystkich poprosiła panią dyrektor o pilną interwencję i natychmiastową zmianę osoby na tym stanowisku. Przecież to powinien być ktoś, komu dzieci ufają, a na ten moment boją się choćby pukać do drzwi jej gabinetu.
Okazuje się jednak, iż nie jest to takie proste. Dyrektorzy podpisują umowę z Zakładami Opieki Zdrowotnej, a te oddelegowują swoich pracowników do szkół. Ponieważ nasza pani dyrektor nie zatrudnia takiej osoby, to w efekcie nie może nic zrobić, poza wystosowaniem prośby o zmianę.
Miał ktoś z was podobną sytuację, jak można tę sprawę załatwić? To przecież jakiś absurd! Dzieci skazane są na jakąś wariatkę, która nie tylko nie chce pomagać, ale na dodatek szkodzi naszym dzieciom".