Są takie sytuacje, które na pierwszy rzut oka wydają się drobiazgiem. Ot, zwykły dzień w przedszkolu, rozmowa dzieci po śniadaniu, kilka zdań rzuconych od niechcenia podczas zabawy klockami. Ale czasem z takich małych rzeczy wyrasta coś większego – niepokój, lęk, a choćby panika – tak jak ot było w przypadku mojej córki. I nagle okazuje się, iż coś, co miało miejsce w domu, przy stole, między dorosłymi, dociera do przedszkolnej sali i odbija się echem tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał.
Piszę ten list jako mama 4-latki. Moja córka kilka dni temu, kładąc się wieczorem do łóżka, była jakaś nieswoja. Gdy zapytałam, czy chce porozmawiać o tym, jak jej minął ten dzień, zapytała mnie, czy naprawdę może umrzeć po szczepieniu. Zrobiło mi się zimno. Starałam się delikatnie dopytać, skąd taki pomysł.
Okazało się, iż koleżanka z grupy powiedziała jej, iż w tam jest trucizna. Że dorośli to ukrywają. Że trzeba bardzo uważać. I iż ona słyszała to w domu. Wyjaśniłam córce, iż to nie prawda, a szczepienia mają nas chronić przed groźnymi chorobami, przez które można być w szpitalu i się bardzo źle czuć.
Uważajcie, o czym rozmawiacie
Pech chciał, iż kilka dni później moja mała miała mieć szczepienie. Jak możecie sobie wyobrazić, moje dziecko zareagowało histerycznie. Płacz, krzyk, strach – nie pomogły rozmowy, skończyło się na tym, iż ta wizyta nie należała do najprzyjemniejszych i nie zaszczepiliśmy się. Pielęgniarka nie była w stanie podać jej szczepienia, kiedy tak reagowała. Przełożyliśmy wizytę, ale problem nie zniknął.
Tu nie chodzi tylko o szczepionki. Nie rozumiem, jak można być przeciwko szczepieniom, ale tu chodzi w ogóle o poglądy dorosłych, o których na co dzień słyszą ich dzieci. W przedszkolu dzieci rozmawiają o politykach, wojnie, śmierci, "tym złym prezydencie", "ludziach, co przyjeżdżają i zabierają domy", o tym, iż "będzie koniec świata". Wszystko to słyszą gdzieś obok – w telewizji, w samochodzie, przy rozmowie dorosłych, której nikt nie filtrował.
Apeluję do innych rodziców – rozumiem, iż mamy różne poglądy, emocje, niepokoje. Ale nasze dzieci nie są gotowe, żeby to wszystko przyjmować. Ich głowy i serca są jeszcze zbyt małe, żeby udźwignąć ciężar dorosłych spraw. I choćby jeżeli nam się wydaje, iż dziecko się bawi, iż nie słucha, iż nie rozumie – ono chłonie wszystko. A potem przekazuje dalej – w swojej wersji, ze swoimi dziecięcymi lękami, do innych dzieci. I robi się z tego bańka strachu, która pęka w najmniej spodziewanym momencie.
Nie da się wychować dziecka w próżni, ale możemy zadbać o to, by nie obciążać go tym, co nie jest dla niego. Rozmawiajmy o trudnych sprawach, ale nie przy dzieciach. Nie puszczajmy wiadomości w tle. Nie róbmy im świata straszniejszego, niż już i tak bywa.