—Dzień dobry. Jestem żoną Jurka. Mogę wejść?
Od tygodnia wokół akademika medycznego unosiła się gorączkowa atmosfera przed nadchodzącymi zawodami siatkarskimi. Drużyna medyków miała grać przeciwko politechnice. Przyjaciółka od rana namawiała Kingę, żeby poszła z nią na mecz.
—Nie lubię siatkówki, w ogóle sportu nie lubię. Nic z tego nie rozumiem — broniła się Kinga.
—Co tu rozumieć? Po prostu będziemy kibicować naszym, żeby wygrali. No proszę, zrób to dla mnie — błagała Ola.
—Nie wygrana chodzi ci po głowie, tylko Sebastian — westchnęła Kinga i w końcu się zgodziła.
W hali było pełno ludzi, wszystkie ławki zajęte. Gra wciągnęła choćby Kingę. niedługo wrzeszczała razem z innymi i machała chorągiewkami. Medycy mieli czerwone, politechnika niebieskie. Ostatecznie wygrali medycy. Przyjaciółki cieszyły się, jakby to był ich osobisty sukces.
—Do domu? — zapytała Kinga, gdy wyszły z budynku uczelni.
Dawno zapadł zmrok, latarnie już płonęły.
—Zaczekajmy na Sebastiana, pogratulujemy. Zaraz się przebierze i wyjdzie — poprosiła Ola ochrypłym od krzyku głosem.
Czekać faktycznie nie trzeba było długo. Sebastian wyszedł z jakimś chłopakiem. Zauważył dziewczyny, podszedł, przedstawił im swojego przeciwnika z boiska — Jurka. Okazało się, iż przyjaźnią się od szkoły. Szli we czwórkę, omawiając mecz. Potem rozdzielili się: Sebastian odprowadził Olę, a Jurek Kingę. Od tamtego dnia zaczęli się spotykać.
Rok później, gdy Kinga skończyła studia, pobrali się. Jurek ukończył naukę wcześniej, już pracował. Rodzice obojga wspólnie zgromadzili wkład własny, a młodzi kupili dwupokojowe mieszkanie na kredyt, z myślą o przyszłych dzieciach.
Trzy lata po ślubie Kinga urodziła syna, a sześć lat później córkę.
Między urlopami macierzyńskimi Kinga pracowała w przychodni stomatologicznej, lecząc wszystkich krewnych, znajomych i ich znajomych. Jurek był inżynierem w dużej firmie. W siatkówkę grał teraz rzadko, głównie latem na plaży. Ale formę zachował, był wciąż wysportowany i przystojny. Za każdym razem, gdy Kinga patrzyła na męża, przypominała sobie ich pierwsze spotkanie. Teraz choćby trudno było uwierzyć, iż mogła go nigdy nie poznać — w końcu nie chciała iść na te zawody.
Oczywiście, między nimi nie było już tej namiętności co na początku, ale żyli zgodnie. Przyjmowali gości na święta, jeździli na grilla do przyjaciół na działki w weekendy, wyjeżdżali nad morze. choćby dwa razy byli w Turcji. Raz sami, raz z synem Krzysiem, gdy Marysia była jeszcze tylko w planach. Wśród znajomych uchodzili za idealną parę. Jedną z nielicznych, która przetrwała do dziś.
Ola zazdrościła przyjaciółce, ale w dobry sposób. Uważała, iż Kinga i Jurek zawdzięczają szczęście właśnie jej. Gdyby wtedy nie namówiła Kingi na mecz, nigdy by się nie poznali. Ale z Sebastianem u Oli nie wyszło. Wyszła za mąż, rozwiódła się po dwóch latach i wciąż aktywnie szukała swojego szczęścia.
Pewnego wieczora Kinga odrabiała lekcje z synem, który chodził do piątej klasy. Córka siedziała obok, rysując, z głową przechyloną na bok i językiem wystawionym z wysiłku.
—Mamo, telefon chyba — powiedział Krzyś, podnosząc głowę znad zeszytu.
Kinga nasłuchiwała. Faktycznie, telefon wibrowKinga podeszła do okna, patrząc na błyszczące w ciemności światła miasta, i nagle zrozumiała, iż walka o miłość nigdy nie kończy się jednym zwycięstwem – trwa w każdej chwili, w każdym spojrzeniu, w każdej decyzji, którą razem podejmują.