Czy powinnam wynieść Ci walizkę z rzeczami? – zapytała żona

polregion.pl 1 dzień temu

15 marca 2025

Czy chcesz, żebym już teraz wyciągnął walizkę? zapytała żona.

Zabierz ją!
Co? zdziwiła się przygotowująca się do długiego wyjazdu dziewczyna, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

No właśnie, czy mogę ci teraz wziąć walizkę? dodała Agnieszka, wyciągając rękę.

Jaka jeszcze walizka? Same przenieście swoje bagaże! pomyślała Zosia, po czym wsunęła się na dywanik w przedpokoju i wyszła. Wszystko wydawało się w porządku, ale w tle pozostał nieco niepokój.

Wieczorem w domu rozległ się telefon.

Będziesz miał dziecko! Będziemy mieli dziecko! oznajmiła Zosia z dumą, spoglądając na mnie, jakby oczekiwała podniebnego echa. Czyż nie jesteś szczęśliwy, kochanie?

Zosia Stepanowa pojawiła się w naszym liceum w trzecim roku. Razem z Wojciechem Ryżowiczem przenieśli się tutaj z innego miasta, bo ojciec Wojciecha, żołnierz, dostał rozkaz służby w innym miejscu. Rodzina się przeprowadziła, a dziewczyna, z którą Wojciech miał romans, podążyła za ukochanym. Zosia okazała się prawdziwą wojowniczą przyjaciółką.

Wojciech jednak nie. Kiedy po przeprowadzce Zosia dowiedziała się, iż niedługo zostanie mamą, jej kochanek po prostu zniknął. Zniknął z radaru: odsunął się od rodziców, nie wiadomo gdzie, zabrał dokumenty z ostatniego roku studiów medycznych i nie odbierał telefonów.

Wtedy Zosia zauważyła, iż przystojny wykładowca anatomii, Leon Jurkiewicz, zaczyna jej poświęcać uwagę. Zosia była bystrą dziewczyną; jej kręcone włosy potrafiły wyłowić każde rozwiązanie. Nie zamierzała wracać z brzuchem do domu rodziców to nie byłoby dobre dla nikogo.

Dziecko było jedyną nadzieją rodziców. Gdyby nie przybyło, mogłaby dostać rozprysk po tyłku od rozczarowanych rodziców. W dodatku przywiozła ze sobą dodatkowy głód w wielodzietnej rodzinie takie rzeczy nie były mile widziane.

Wtedy pojawiła się perspektywa trzystaletniego, dojrzałego mężczyzny, który nie miał dzieci w rodzinie Łukasza. Nie było tajemnicą, iż w domu Łukasza nie było potomstwa.

Zosia więc rozpoczęła romans z zamężnym Leonem. Z euforią zauważyła, iż nie przywiązuje wielkiej wagi do środków antykoncepcyjnych prawdopodobnie chce być ojcem.

No dobra, Łukaszu spełnię twoje marzenie! Zostaniesz szczęśliwym ojcem! pomyślała piękna Zosia i ruszyła do dzieła.

Po półtora miesiąca mogła przekazać koledze radosną nowinę: dziecko przyjdzie na świat po siedmiu miesiącach. Sprytny nie powie, a głupi nie zauważy. Całe przedsięwzięcie zostało dopięte na ostatni guzik najpierw lekka kolacja w uroczystej atmosferze. Zosia wynajęła pokój u samotnej babci za symboliczną opłatę.

Starsza pani była nowoczesna w kwestii intymności i nie stawiała przeszkód w spotkaniach dziewczyny z kochankiem, wystarczyło, iż płaciła czynsz i od czasu do czasu przynosiła smakołyki. Życie współczesnego seniora nie jest łatwe. Trzeba jeszcze coś jeść i leczyć się. Ceny w aptekach i sklepach nie naprawiają sytuacji.

Kiedy Łukasz wypił kieliszek wina, a Zosia tylko napił się wody, podała mu pozytywny test ciążowy, tak jak w serialach, i powiedziała: Będziesz miał dziecko! Będziemy mieli dziecko! Czy nie cieszysz się, kochanie?

Mężczyzna nie zareagował tak, jak się spodziewałam: nie podniósł mnie w walc, nie wziął na ręce i nie poprosił o małżeństwo. Po chwili ciszy odparł:

Nie jestem gotowy!

Na co nie jesteś gotowy? zdziwiła się Zosia. Z mojego punktu widzenia zawsze był gotowy, jak harcerz!

Na dziecko!

Czyli jesteś gotowy na tworzenie dzieci, a potem przepraszam, odpuść? uśmiechnęła się lekko, pytając, czy to kolejny rozczarowanie.

Leon Jurkiewicz zignorował pytanie i po prostu wyszedł.

Cholera, ten wykładowca! wykrzyknęła Zosia, nie krępując się w języku rodzinnym.

Nie muszę jednak uważać go za bezduszną bestię po prostu Łukasz był bezpłodny! Dlatego dziecko nie mogło być jego. Co więcej, Leon pamiętał, iż Zosia kiedyś spotykała się z zaginionym Wojciechem. Puzzle się ułożyły.

Bezpłodność Łukasza wzięła się z infekcji świnki w dzieciństwie, co w późniejszym życiu doprowadziło do niskiej jakości nasienia. Po trzech latach małżeństwa para zorientowała się, iż w nasieniu jest tak mało, iż prawie nie rusza się.

Gdyby nie potrzebny był jeden sprawny plemnik, wszystko byłoby w porządku, ale gdy potrzebny, nie da się go wyssnąć. Wiedzieli o tym tylko oni, zachowując tajemnicę i udając, iż intensywnie pracują nad tematem.

Myśleli, iż może wezmą dziecko z domu dziecka taką decyzję podjęli, choć jednocześnie żyli dla siebie, co też nie było złe.

O bezpłodności nie wiedział choćby ojciec Łukasza jego matka już nie żyła. Ojciec cierpiał na nowotwór, a rodzina starała się go pocieszyć, wierząc, iż niedługo dostanie wnuka. Choroba postępowała, więc Łukasz i Agnieszka postanowili, by ojciec odszedł w spokoju, nie obciążony dodatkowymi smutkami.

Para była szczęśliwa: Łukasz kochał Agnieszkę, a ona całkowicie mu ufała. Niewielka zdrada według nich tylko wzmacniała związek. Po ogłoszeniu ciąży Zosi, zainteresowanie ze strony wykładowcy spadło. Nie dało się ukryć, iż w rodzinie coś się zmieniło.

Leon przestał odzywać się do studentki Zosi Stepanowej, więc ona postanowiła przyjść do niego pod pretekstem rozmowy. W jego nieobecności miałaby okazję wyjść z prawdą na świat.

Agnieszka, jako osoba wyważona, po usłyszeniu od Zosi o jej ciążce, odpowiedziała krótko i bez emocji:

Zabierz ją!

Co? zaskoczona dziewczyna znów patrzyła, jakby coś pospiesznie się wydarzyło.

No właśnie, czy mam ci teraz wziąć walizkę? powtórzyła Agnieszka.

Jaki jeszcze walizka? Niech sami noszą swoje! pomyślała Zosia, stuknęła w dywanik przy wejściu i wyszła. Wszystko wydawało się w porządku, choć w powietrzu wisiał lekki posmak niepokoju.

Wieczorem znowu rozległ się telefon.

Kogo wiesz, Agnieszko? zapytał Leon z autentycznym oburzeniem. Nie mam miejsca, żeby coś tu testować! Czy nie znasz mnie? Jestem przykładowym żonatym mężczyzną!

Tak, Łukasz naprawdę był przykładowym mężem i nie miał romansów. Agnieszka mu uwierzyła i tym razem. Nie przybyło żadnych walizek, nie było żadnych gości.

Zosia nie czekała na decyzję w dziekanacie, nie szukając wymówek. Wiedziała, iż czasy partii i komisji już minęły. Pójdziemy inną drogą! przypomniał kiedyś sławny przywódca. I Zosia wzięła los w swoje ręce.

Wyruszyła w stronę Jurka, potencjalnego teścia Łukasza. Jego adres znalazła w Internecie. Ojciec Łukasza przebywał w pewnym stanie po przyjmowaniu leków, więc przywitał piękną, ciężarną dziewczynę z otwartym sercem: w końcu miał wnuka! Bez namysłu zaoferował jej wsparcie finansowe trzydzieści tysięcy złotych miesięcznie. Rozważył, iż syn jeszcze nie jest pewny, więc niech decyduje w swoim tempie. Dziadek nie zostawił jej samej, obiecał pomagać.

Zosia, czując się zwycięską, ruszyła do pracy w centrum medycznym, przyjmując telefony. Dzięki swojemu wykształceniu medycznemu wystarczyło jej to do zatrudnienia. Dziecko przyjęło się bez poważnych komplikacji, a USG pokazało, iż to dziewczynka.

Często odwiedzała dziadka Jurka, który z euforią podawał jej świeże owoce, na które Zosia nie mogła sobie pozwolić. Kiedy nadszedł termin porodu, przyjechał po nią z wózkiem, choć sam potrzebował pomocy był już starszy. Obiecał, iż nie zostawi jej po swoim odejściu.

Niestety, po pół roku od narodzin dziewczynki Jurko zachorował i zmarł. Zosia przybyła na pogrzeb, a sąsiadka zgodziła się zająć dzieckiem, przynajmniej na noc. Zastanawiała się, po co to wszystko, ale myślała, iż może pojawi się testament, w którym zostanie wymieniona wnuczka Jurka. Nie było takiego testamentu.

Rodzina była zdziwiona jej obecnością na pogrzebie, ale nie wywołała tego zbyt wielkiego zamieszania. Z pomocą opiekunki, prawda o ukrytych funduszach ujrzała światło dzienne. Kiedy Zosia próbowała wsiąść do autobusu na obiad pożegnalny, kierowca, na prośbę małżonków, zamknął przed nią drzwi. Autobus ruszył, a ona biegła za nim, stukając pięścią w drzwi.

Została z oszczędnościami z trzechdziesięciozłotych miesięcznych wypłat oraz z kapitałem macierzyńskim i dodatkiem dla samotnej matki. Wystarczyło jej to, by dalej żyć. Zdecydowała się podjąć pracę przy telefonach i kontynuować naukę zdalnie, by w przyszłości zostać pielęgniarką.

Dziecko trafiło do żłobka, a Agnieszka po roku od pogrzebu została ponownie w ciąży tym razem naprawdę z Łukaszem. Ich syn przyszedł na świat zdrowy i wesoły.

Czasem Agnieszka wspominała przybycie Zosi, jakby była w ciąży od jego męża. Czy nie kłamała? Niepotrzebnie rozmyślała o tym, ale odrzuciła te myśli. W końcu Łukasz okazał się wspaniałym ojcem: troskliwym, kochającym i czułym, tak jak powinien być.

Podsumowując, życie potrafi przybrać najróżniejsze zwroty, a człowiek musi iść naprzód niezależnie od burz. Nauczyło mnie to, iż prawdziwa siła tkwi w przyjmowaniu odpowiedzialności i w umiejętności wyciągania wniosków z własnych błędów.

Idź do oryginalnego materiału