Czy pozwalając byłej teściowej widywać dziecko, tracę swoją dumę i sumienie? Tak twierdzi moja matka.

polregion.pl 3 dni temu

Jak można pozwolić, by była teściowa widywała dziecko? Nie masz ani dumy, ani sumienia – tak powiedziała mi własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córeczka skończyła dwa lata. Małe przyjęcie, które organizowałam sama, jak potrafiłam, bez środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu to babcia. Czy dziecku zaszkodzi, iż ktoś je kocha?

Halina – tak ma na imię moja była teściowa – przyszła nie z pustymi rękami. Przyniosła zabawkę, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszłyśmy do parku, pochodziłyśmy, potem wstąpiłyśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko skończyło się, gdy wróciła do domu moja matka…

— Zupełnie ci wstyd obcy?! – warknęła już od progu. — Pozwalasz tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmujesz prezenty – czy ty w ogóle masz godność?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachując rękami, jęcząc. Mówiła, iż zabawka to tandetny chiński szmelc, słodycze to trucizna, a pieniądze – jałmużna. Całą noc jej słowa wiły mi się po głowie, choćby gdy w końcu zamilkła. Krzyczała, iż Halina jest „dobrą babcią”, a ona, moja matka – „złą”. Że zawsze wszystkich zdradzam. Że dla mnie została kiedyś bez grosza, a teraz ja zostawiam ją dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, wpisał na matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie – byłam nikim. I nie miałam dokąd pójść.

Rozwodem zajmował się adwokat mojej teściowej – do dziś nie rozumiem po co, skoro nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się dziecka. A na papierach nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie żądałam nic – ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego: żeby móc zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi nie dano.

Halina nie była w szoku. To nie była pierwsza i, jak rozumiem, nie ostatnia kobieta w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. choćby pomogła mi się wynieść – wynajęła firę transportową, zapłaciła za przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wciskamy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty – śmieszne. Mąż zniknął, jakby nigdy go nie było. Tylko Halina czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie stawiałam oporu. Nie widziałam powodu, by zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogie futro, przyjechała nowym autem, podarowała pluszaka i cukierki. Tyle. A w domu zaczęło się piekło.

Mama wpadła w histerię. Mówiła, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że skoro ojciec się zrzekł – to i babcia nie powinna mieć prawa. Że jestem hańbą rodziny. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z domu – w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, bez pojęcia, dokąd iść.

Stałam w klatce schodowej i myślałam: za co adekwatnie jestem winna? Za to, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? Za to, iż dziecko bawiło się misiem? A może za to, iż jestem zmęczona samotnością?

Czasem czuję, jakbym utknęła między dwiema ścianami. Z jednej strony – mężczyzna, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej – matka, która udaje, iż broni, a w rzeczywistości dusi. A ja chcę tylko odrobiny spokoju. I żeby moją córkę ktoś kochał. choćby ci, którzy kiedyś mnie zranili.

Ale chyba w tym domu miłość to zbrodnia.

Idź do oryginalnego materiału