Czesławie, czy twoja żona na pewno jest taka, za jaką ją uważasz?
Nie chciałem ci o tym mówić w dzień ślubu W skrócie, wiesz, iż twoja świeżo upieczona małżonka ma córkę? mój kolega z pracy dosłownie przygwoździł mnie do fotela kierowcy.
O co ci chodzi? nie chciałem wierzyć w takie rewelacje.
Moja żona, gdy zobaczyła twoją Kingę na waszym weselu, szepnęła mi do ucha:
Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego wybranka ma córkę w domu dziecka?
Wyobrażasz sobie, Czesławie? Omal nie zadławiłem się sałatką. Żona mówi, iż sama dokumentowała zrzeczenie się noworodka. Moja Weronika położna w szpitalu. Rozpoznała twoją Kingę po pieprzyku na szyi. Mówi też, iż Kinga nazwała córkę Zosia i dała jej swoje nazwisko, podobno Kowalska. To było jakieś pięć lat temu kolega z zaciekawieniem czekał na moją reakcję.
Siedziałem za kierownicą jak rażony piorunem. Proszę bardzo, oto i nowina!
Postanowiłem sam wszystko wyjaśnić. Nie chciałem wierzyć w takie plotki. Oczywiście, zdawałem sobie sprawę, iż Kinga to nie osiemnastoletnia naiwniaczka wtedy miała trzydzieści dwa lata. Zanim się poznaliśmy, na pewno miała jakieś życie osobiste. Ale po co miałaby oddawać własne dziecko? Jak potem z tym żyć?
Dzięki znajomościom gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym była Zosia Kowalska.
Dyrektor placówki przedstawił mi roześmianą dziewczynkę:
Poznajcie, nasza Zosia Kowalska zwrócił się do niej dyrektor ile masz lat, kochanie, powiedz panu.
Nie sposób było nie zauważyć, iż dziewczynka zezuje. Zrobiło mi się jej szkoda. Już czułem, jakbym ją przytulał do serca. W końcu to córka mojej ukochanej! Babcia zawsze mawiała:
Dziecko choć krzywe, rodzicom cud.
Zosia śmiało podeszła bliżej:
Cztery latka. Ty mój tatuś?
Zawahałem się. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
Zosiu, porozmawiamy. Chciałabyś mieć mamę i tatę? głupie pytanie, ale już chciałem tę słodką dziewczynkę zabrać do domu.
Chcę! Zabierzesz mnie? Zosia spojrzała na mnie pytająco i bystro.
Zabiorę, ale trochę później. Poczekasz, króliczku? miałem ochotę się rozpłakać.
Poczekam. Nie oszukasz? Zosia zrobiła się poważna.
Nie oszukam pocałowałem ją w policzek.
W domu opowiedziałem wszystko żonie.
Kinga, nie obchodzi mnie, co było przede mną, ale Zosię musimy jak najszybciej zabrać. Oficjalnie ją adoptuję.
A mnie spytałeś? Ja chcę tej dziewczynki? Do tego jeszcze zezuje! Kinga podniosła głos.
To twoja córka! Zrobię Zosi operację oczu. Wszystko się naprawi. To cudowne dziecko od razu ją pokochasz zszokowała mnie postawa żony.
Ostatecznie niemal na siłę przekonałem Kingę do adopcji.
Musieliśmy czekać rok, zanim zabraliśmy Zosię do domu. Często ją odwiedzałem w domu dziecka. W tym czasie zaprzyjaźniliśmy się. Kinga wciąż nie pałała entuzjazmem i choćby próbowała wstrzymać procedurę adopcyjną. Udało mi się ją przekonać, by dokończyliśmy formalności.
W końcu nadszedł dzień, gdy Zosia po raz pierwszy przekroczyła próg naszego mieszkania. Najprostsze rzeczy ją zachwycały. niedługo okuliści skorygowali jej wzrok bez operacji, co zajęło półtora roku. Cieszyłem się, iż mojej córce nie trzeba było ciąć.
Zosia stała się podobna do Kingi jak dwie krople wody. Byłem szczęśliwy w mojej rodzinie dwie piękności: żona i córka.
Prawie rok po opuszczeniu domu dziecka Zosia wciąż nie mogła nasycić się jedzeniem. Chodziła i spała z kartonikiem ciastek. Nie dało się go odebrać. Dziewczynka wciąż czuła głód. Kingę to irytowało, mnie dziwiło.
Starałem się zjednoczyć rodzinę, ale niestety. Żona nigdy nie pokochała córki. Kinga kochała tylko siebie, swoje ego jak zahipnotyzowane słowo ja.
W naszym związku zaczęły się kłótnie. Źródłem wszystkich sporów była Zosia.
Po co przywlokłeś tę dzikus