Czy warto pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Moja matka twierdzi, iż nie mam dumy ani sumienia.

twojacena.pl 13 godzin temu

Jak można pozwolić byłej teściowej widywać dziecko? Nie masz ani godności, ani sumienia — tak powiedziała mi moja własna matka.

W zeszłym tygodniu moja córeczka skończyła dwa lata. Małe przyjęcie, które zorganizowałam sama, jak umiałam, bez wielkich środków, bez pomocy. Ojciec dziecka choćby nie pamiętał. Ani telefonu, ani wiadomości. Ale jego matka, moja była teściowa, pamiętała. Zadzwoniła, pogratulowała, powiedziała, iż chce zobaczyć wnuczkę. I ja, nie widząc w tym nic złego, zgodziłam się. W końcu chodziło o babcię. Czy to źle, gdy ktoś kocha dziecko?

Wanda, tak miała na imię moja była teściowa, przyszła nie z pustymi rękami — przyniosła pluszaka, trochę słodyczy i kopertę z pieniędzmi. Poszliśmy do parku, pochodziliśmy, potem wstąpiliśmy do mnie. choćby się uśmiechałam. Ale wszystko się skończyło, gdy do domu wróciła moja matka…

— Ty zupełnie nie masz wstydu?! — zasyczała od progu. — Pozwolić tej… tej… przychodzić i całować twoje dziecko! Powinnaś ją wyrzucić za drzwi! A jeszcze przyjmować od niej prezenty — czy ty masz choć odrobinę dumy?!

Chodziła po mieszkaniu, wymachiwała rękami, lamentowała. Mówiła, iż zabawka to tania chińska tandeta, słodycze to trucizna, a pieniądze — jałmużna. Całą noc jej słowa wiły mi się po głowie, choćby gdy już ucichła. Powtarzała, iż Wanda jest „dobrą babcią”, a ona, moja matka — „złą”. Że ja zawsze wszystkich zdradzam. Że kiedyś została dla mnie bez grosza, a teraz ja odrzucam ją dla obcej baby z BMW.

Rozwiodłam się z mężem niecały rok temu. Odszedł sam. Po prostu spakował rzeczy, wyszedł i nie wrócił. Mieszkanie, w którym żyliśmy, zapisał na swoją matkę. Nic tam nie było mojego. Prawnie — byłam nikim. I nie miałam dokąd pójść.

Rozwodem zajmował się adwokat mojej teściowej — do dziś nie wiem po co, skoro nie było co dzielić. Mąż od razu zrzekł się dziecka. A na papierze nie miał ani majątku, ani dochodów. Nie żądałam niczego — ani alimentów, ani mebli. Tylko jednego — żeby móc zostać w mieszkaniu do końca urlopu macierzyńskiego. Ale i tego mi odmówiono.

Wanda nie była w szoku. Nie byłam pierwszą i, jak się domyślam, nie ostatnią kobietą w życiu jej syna. Dla niej byłam tylko jedną z wielu. choćby pomogła mi się wyprowadzić — wynajęła tragarzy, opłaciła przeprowadzkę. Zabrałam tylko swoje rzeczy. I tyle.

Teraz mieszkam z mamą. Wcisnęłyśmy się we trzy do jej kawalerki. Alimenty — śmiesznie niskie. Mąż zniknął, jakby nigdy nie istniał. Tylko Wanda czasem przypomina, iż ma wnuczkę. Dzwoni, pyta, przywozi coś.

Nie stawiałam oporu. Nie widziałam powodu, by zabraniać babci widywać wnuczkę. Spotkałyśmy się w parku. Miała na sobie drogie futro, przyjechała nowym samochodem, dała córce miękkiego misia i cukierki. Tyle. A w domu zaczęło się piekło.

Moja matka urządziła scenę. Krzyczała, iż jestem zdrajczynią. Że nie mam prawa pozwalać „tej kobiecie” zbliżać się do dziecka. Że skoro ojciec się wyrzekł — to i babka nie powinna mieć praw. Że ja to hańba rodziny. Doszło do tego, iż wyrzuciła mnie z domu — w środku wieczoru, z dzieckiem na rękach, bez pojęcia, dokąd iść.

Stałam w klatce schodowej i myślałam: za co adekwatnie jestem winna? Za to, iż pozwoliłam babci przytulić wnuczkę? Że dziecko pobawiło się pluszakiem? A może za to, iż jestem zmęczona samotnością?

Czasem wydaje mi się, iż utknęłam między dwiema ścianami. Z jednej strony — mężczyzna, który uciekł od odpowiedzialności, z drugiej — matka, która udaje, iż broni, a w rzeczywistości dusi. A ja po prostu chcę trochę spokoju. I żeby moją córkę kochano. choćby jeżeli ci, którzy kiedyś zranili mnie.

Ale widać w tym domu miłość jest czymś, za co trzeba płacić.

Idź do oryginalnego materiału