Czy warto wybaczyć partnerowi, który wraca z poczuciem winy? : nie chcę żyć, jak teraz, ale nie jestem gotowa do powrotu.

twojacena.pl 15 godzin temu

**17 maja 2023**

Czy warto wybaczyć mężczyźnie, który wraca z podkulonym ogonem? Nie chcę już tak żyć, ale i wracać do niego nie potrafię.

Z Wiktorem byliśmy razem czternaście lat. Wydawałoby się – tyle przeszliśmy, tyle zbudowaliśmy. Czytałam nawet, iż większość rozwodów zdarza się w pierwszych trzech latach, a potem – coraz rzadziej. My chyba byliśmy wyjątkiem. Typowa historia – mąż odszedł do młodszej. Ale dla mnie to był upadek świata. Życie pękło niczym lód pod stopami, a ja runęłam w przepaść.

Wiktorek oświadczył się, gdy byliśmy prawie dziećmi. Ja – zwykła dziewczyna z przeciętnej rodziny, on – jedynak z wpływowego, zamożnego domu. Rodzice pomogli – kupili nam duże mieszkanie w samym centrum Warszawy. Pobraliśmy się szybko. Przez lata nie mogliśmy doczekać się dziecka, traciłam nadzieję, aż w końcu urodził się synek, a dwa lata później – córeczka. Żyłam jak we śnie – dom, rodzina, dzieci. Wszystko wydawało się trwałe.

A potem pojawiła się ona. Nowa w jego firmie – słodka, pomocna, z oczami ofiary i postawą zwyciężczyni. Nagle – wyrzucił mnie z dziećmi. Po prostu. *„Tak będzie lepiej”*. Zostawił mieszkanie dla siebie, alimenty płacił – tyle, ile musiał. A ja? Bez wykszuczenia, bez doświadczenia, z dwójką dzieci na rękach.

Rodzice przygarnęli nas do babcinego mieszkania na Woli. Było ciasno, ciężko, przerażająco. Uczyłam się oddychać od nowa. Uczyłam się oszczędzać, prać manualnie, biegać z wózkiem po sklepach i harować do upadłego. Powstawałam z kolan po trochu. Rosłam w siłę. Pogodziłam się.

Minął rok. Nagle – telefon. Wiktor. *„Przepraszam – mówił. – Pomyliłem się. Nie wiedziałem, co tracę.”* Gadka, jakbyśmy rozstali się wczoraj. Chciał się spotkać. Długo odmawiałam, w końcu przystałam. Gdzieś na obrzeżach, w taniej kawiarni – nie tam, gdzie kiedyś piliśmy wino, patrząc sobie w oczy.

I wiecie co? Przede mną siedział już nie on. Nie ten zadbany, pewny siebie, dumny Wiktor. Ten był przygarbiony, z opuchniętymi oczami i zarostem sprzed tygodnia. Wypalony. Wszystko, co czyniło go mężczyzną mojego życia, zniknęło. Jego historia też nie była oryginalna – ona żądała pieniędzy, prezentów, wyjazdów. Rozwaliła mu firmę, sprzedała sekrety konkurencji. I zostawiła. A on został sam.

Płakał. Klęczał. Mówił, iż my jesteśmy jego rodziną, iż kocha dzieci, mnie. Bałam się, iż ugnę się, ale nie. Patrzyłam na niego i nie czułam nic. Ani litości. Ani bólu. Ani miłości. Tylko pustkę.

Powiedziałam: *„Przestań robić z siebie błazna.”* Nie ze złości – ze zwykłego zmęczenia. Nie chciałam już słuchać jego jęków, widzieć żałosnego spojrzenia. Wszystko mi jedno, czy będzie krzyczał. Są przecież ludzie, którzy wrzeszczą na ulicach – i nikt nie zwraca uwagi. Po raz pierwszy poczułam wolność. Od niego.

Ale w domu zrobiło się pusto. Nie od samotności – od pytań bez odpowiedzi. Podzieliłam się myślami z mamą i przyjaciółkami. One nie miały wątpliwości: *„Zdradził raz – zdradzi drugi. choćby nie powinnaś się z nim spotykać.”* Mama cieszyła się. Mówiła, iż dzieci potrzebują ojca. Że jako kobiecie, nie powinnam wszystkiego odrzucać. Że rodzina to świętość, choćby jeżeli serce milczy.

Słuchałam wszystkich, ale odpowiedzi nie znalazłam. Minął miesiąc. Wciąż mieszkamy u babci. Same gotujemy, same decydujemy, jak żyć. Wiktor zaczął regularnie przysyłać pieniądze, rzucił picie. Wciąż prosi, żeby wrócić. Udaje przemianę. A ja patrzę na swoje życie i wiem – nie chcę, żeby tak wyglądało. Ale i do niego wracać nie umiem.

Nie jestem dzieckiem. Nie mam dwudziestu lat. A jednak utknęłam. Boję się zrobić krok. Naprzód – w nieznane. W tył – w zdradę. Nie wiem, dokąd iść. I każdego wieczoru, gdy dzieci zasną, patrzę przez okno i proszę samą siebie: *„Tylko zrozumieć, czego naprawdę chcę. Tylko znów poczuć cokolwiek.”*

**Dzisiaj nauczyłem się jednego: czasem wolność to nie wybór, a brak wyboru. I to też jest rodzaj siły.**

Idź do oryginalnego materiału