Ową nieoznaczoność, w pryncypialnym wydaniu, miałem okazję poczuć w trakcie wysłuchiwania przemówienia Naczelnika Wszystkich Naczelników. Abstrahując od treści, co do której się nie wypowiem, albowiem zupełnie jej nie pojąłem, muszę przyznać, iż w przypadku Capo di tutti Capi, zasada koherencji sprawdza się znakomicie - w odniesieniu do fonii i wizji - albowiem, z powodu specyficzności fizjonomii mówcy - jako słuchacz - nie byłem w stanie dociec, czy wydaje on z siebie warczenie, czy też pierdzenie. W rzeczy samej - jak się tak człowiekowi przypatrzeć, to pasuje z każdej strony. Zresztą - i tak nie mówił do mnie, nie spełniam przecież warunku poziomu inteligencji jego wyznawców. A choćby gdyby, to średnio rozgarnięty orangutan (IQ podsekretarza stanu) zauważy, iż tak naprawdę ten samotny skuweciały starzec mówi już tylko do siebie. Gauleiterzy, ministranci i pośledni, czuwający przy korycie czekają w cuglach na bój ostatni cmentarny, gotują się na rozdrapanie resztek przywilejów i władzy, jakie pozostaną po odejściu Wodza.
Polityka to ciężki i niebezpieczny kawałek chleba. Na ten przykład, w roku 1672, rozwścieczeni Holendrzy zabili i zjedli swojego premiera. Kroniki, niestety, nie podają, na jaki sposób przyrządzono owego jegomościa. Szkoda. Dziś natomiast, jeżeli: kolejne pińcet na starców, po stówie na papugę, dwieście na psa, i trzysta na kota (wiadomo, Felis catus stanowi w Najjaśniejszej dobro szczególne, z wiadomych względów) - przed wyborami się nie ziszczą, to dzika tłuszcza może zrobić Panu Premierowi niezłe kuku. Jak się bowiem rzuca kiełbasę w tłum, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, iż małe posiłki wzmagają apetyt. Nie piszę, iż syn swojego ojca (flaszka temu, kto mądrze udowodni który z nich jest większym obciachem) zostanie uroczyście skonsumowany (choć specjalistów od spożywania ciała i krwi w Narodzie nie brakuje), ale gdyby któremuś z przedstawicieli Suwerena przyszła do głowy taka myśl - radzę uważać. Robaczycę przewodu pokarmowego trudno jest wyleczyć.
Podobno najdoskonalszym sposobem pozbycia się durniów z (jak to dziś się określa) przestrzeni publicznej jest głosowanie. Życzę powodzenia. jeżeli ktokolwiek sądziłby, iż w najbliższym czasie, bez rewolty, buntu i strajku, dojdzie w sposób demokratyczny do zmiany władzy, to polecam mu mojego, trzeciego z rzędu terapeutę (tego, co się jeszcze powiesić nie zdążył). Na wysłanie tej bandy prymitywnych nieuków w kosmos - też specjalnych szans nie ma, wszak Minister Edukacji zmienił w kanonie nauczania astronomię na teologię.
W ogóle, to nasi decydenci mają dziwaczne ciągoty do promowania rzeczy, które nie istnieją: wiary w nadprzyrodzone siły, potężnej armii, wiodącej roli Polski w świecie, powagi urzędów, praworządności i wolności światopoglądowej. Do tego jeszcze dochodzi wyimaginowana Unia Europejska, na ich szczęście waluta Euro jest przez cały czas prawdziwa. Pieniądze nie śmierdzą, a rozum nie swędzi - idealna konstrukcja.
Parę dni temu gruchnęła wieść, iż obecna Głowa Państwa, swoją elekcję zawdzięcza działalności tak zwanych botów. Przypomnę, iż są to komputerowe programy, wykonujące pewne czynności w zastępstwie człowieka, udające zachowanie Homo sapiens ale nie posiadające własnych mózgów. Nie dziwi mnie ich rola w wyborczej kampanii akurat tego kandydata - istoty pozbawione inteligencji (a zwłaszcza takie, których fizycznie nie ma) zwyczajnie popierają swojaka. Po niedawnej wizycie prezydenckiej pary w USA śmiem twierdzić, iż cokolwiek nie wydarzyłoby się w przyszłości na płaszczyźnie rodzimej dyplomacji - już zawsze będzie to zabawne.
(Nie powinienem tyle pisać, bo mnie pacjenci zbojkotują.)
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę z tego, iż jesteśmy w stanie wojny z Niemcami, nie mam pojęcia, dlaczego Rosja nas jeszcze nie zaatakowała. Kiedy usłyszałem o tym z ust prominentnego pupila obecnej władzy - niejakiego doktora (sic!), nazwiska nie wspomnę - wielbiciela kotów i człowieka skazanego przez własną facjatę na co najwyżej przytułek z szerokim dostępem do neuroleptyków - woda we mnie zawrzała (z drugiej strony jednak, nasunęło się pytanie, iż skoro tak, to dlaczego Naczelnik, zgodnie z tradycją, nie uciekł jeszcze do Rumunii). Co z tego, iż to konflikt całkowicie wyimaginowany, wystarczy, iż zgodny z doktryną najwyższych władz partyjno - państwowych. I - z definicji należy w niego wierzyć, bo wiara - cuda czyni, dolę jednostki, w imię wyższej konieczności, wiąże z niedolą ogółu. Albo odwrotnie, jak kto woli.
Oni już nie są zabawni, są żałośni. Najważniejsze pytanie tego roku brzmi - skąd wytrzasnęli na raz aż tylu kretynów. Gdybym nie miał dostępu do odbioru programów publicznej telewizji, nigdy nie uwierzyłbym w to, iż między Bugiem a Odrą żyje aż tylu bez i półmózgów, mentalnych apoplektyków i zwyczajnych ćwoków. I również w to, iż bycie debilem stało się podstawowym elementem społecznego awansu, sposobem na publiczne funkcjonowanie i powodem do dumy. Nie zjedzą nas jednak ani kruki, czy wrony, nie rozszarpią dzikie, żądne krwi (cytat z intelektualnego muła) lablarory, nie nadciągnie żadna hatakumba (!), przełom, czy kolejne zabory. Sami się zeżrą nawzajem, a kto mądrzejszy - ucieknie.
Aktualnie (i, jak podejrzewam - do usranej śmierci) rządzącym serdecznie radzę, by w przyszłości, zamiast w pysze udowadniać publice swój kretynizm z pomocą swoistego testu Ravena, zastąpili go quizem Turinga. Mniejszy blamaż. A i zamiana Lotu nad kukułczym gniazdem na Łowcę Androidów - znacznie bezpieczniejsza