Ta lekcja dała mi do myślenia
"Wciąż słyszałam tylko jedno: narzekania, jęki i skargi. 'Bolą mnie nogi', 'Jestem zmęczony', 'Kiedy wracamy?', 'Ale tu daleko'. Dla wielu uczniów ta wycieczka była próbą przetrwania. Niektórzy wręcz nie mogli się doczekać, by wrócić do wygodnego siedzenia i ekranu.
Byłam zdumiona i nie ukrywam też rozczarowana. Kiedyś dzieci potrafiły godzinami biegać, bawić się, poznawać świat bez narzekania. Dziś choćby kilkukilometrowy spacer traktują jak wyzwanie ponad siły. Zajęcia w terenie, które dla mnie były naturalną częścią edukacji, dla nich okazały przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością. Słuchając tych jęków i narzekań miałam w głowie tylko jedną myśl: 'Oni nie nadają się na takie wyprawy. Im trzeba przygotować spacerniak, kilka kroków i z głowy'.
Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd – czy to w wychowaniu, czy w nowoczesnym stylu życia. Wiem jednak, iż to pokolenie jest inne. Nie tylko pod względem zainteresowań, ale też fizycznej wytrzymałości i nastawienia do ruchu.
Zastanawiam się, czy w dobie telefonów, tabletów i gier komputerowych nie zatraciliśmy czegoś niezwykle ważnego – euforii z bycia na zewnątrz, z ruchu, z prostych przyjemności dzieciństwa. Wiem, iż nie wszyscy rodzice mają czas i możliwości, by spędzać z dziećmi godziny na świeżym powietrzu. Ale szkoła powinna być miejscem, które tę euforia rozbudza, a nie gasi.
Ta wycieczka otworzyła mi oczy na wyzwania, przed którymi stoi edukacja i wychowanie w XXI wieku. jeżeli dzieci będą tak postrzegać ruch i aktywność fizyczną, to jak przygotujemy je do życia pełnego wyzwań? Jak zaszczepimy w nich ciekawość świata i siłę do pokonywania trudności?
Mam nadzieję, iż uda nam się znaleźć sposób, by zainspirować dzieci do aktywności i docenienia świata poza ekranem. Bo to nie tylko lekcja przyrody – to lekcja życia".