Dlaczego nie uchronimy się od powodzi? Ekspert ujawnia bolesną prawdę

menway.interia.pl 8 godzin temu
Zdjęcie: AFP


Mimo korzystania z zaawansowanych technologii, odkrywania nowych rozwiązań, prawdopodobnie nie będziemy nigdy w stanie odpowiednio zabezpieczyć się przed powodziami. Niezwykle ważna jest budowa i modernizowanie zbiorników wodnych, ale "możliwości przeciwdziałania powodziom ekstremalnym są bardzo ograniczone", jak ocenił hydrolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Gdy do Polski przyszedł niż genueński Boris, intensywne opady sprawiły, iż wody w rzekach z godziny na godzinę było coraz więcej. Po powodzi tysiąclecia w 1997 r. zrealizowano wiele inwestycji, które miały chronić przed ponowną katastrofą, m.in. zbiorniki retencyjne, które gwałtownie znalazły się w centrum zainteresowania, a zwłaszcza suchy zbiornik Racibórz, który zdecydowano się uruchomić. Niestety wiele z zabezpieczeń, m.in. wały i niektóre zapory nie wytrzymywały naporu wody i pękały.

Czy da się tak zaprojektować urządzenia hydrotechniczne, aby skutecznie ochroniły ludzi przed powodziami? Prof. Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii Uniwersytetu Warszawskiego nie ma dobrych wiadomości. W przypadku zjawisk ekstremalnych kilka jesteśmy w stanie zrobić.

Reklama

Na jaką wodę projektuje się wały przeciwpowodziowe i tamy?

Wały przeciwpowodziowe, zapory wodne, mosty. To wszystko konstrukcje związane z wodą. Ich budowa to nie tylko schematyczne "odklepanie" projektu, muszą uwzględniać wiele czynników, jak np. średni przepływ, oraz możliwe powodzie.

- Budując wały przeciwpowodziowe przyjmujemy do obliczeń tzw. wodę 100-letnią, czyli przepływ w rzece, który ma okres powtarzalności raz na 100 lat, a także to, o ile wielkość takiego przepływu może być przekroczona - wyjaśnia prof. Magnuszewski w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Naukowiec wyjaśnił także, że większe mosty, czy zapory wodne budowane są z uwzględnieniem wody 1000-letniej, czyli przepływ, który ma okres powtarzalności raz na 1000 lat, czyli z jeszcze większym marginesem bezpieczeństwa.

Dlaczego więc niektóre rozwiązania okazują się niewystarczające? Ekspert przytoczył katastrofalną powódź na Odrze w 1903 r. Okazuje się, iż kolejne zabezpieczenia dla Wrocławia były robione według wzorca, którym była właśnie sytuacja z początku XX w. Uwzględniono poziom, do jakiego sięgała woda oraz ilość, która płynęła korytem. Zaprojektowano więc rozwiązania hydrotechniczne tak, aby Wrocław był przygotowany na przepływ w Odrze wynoszący 2,1 tys. m sześc. wody na sekundę.

- Przyszedł rok 1997, kiedy to Odrą popłynęło 3,6 tys. m sześc. wody na sekundę, a więc to pokazuje, z czym mamy do czynienia. Nasze wyobrażenia, obliczenia często mogą nie odpowiadać temu, co może wydarzyć się w warunkach zjawiska ekstremalnego, katastrofalnego. Na pytanie, czy możemy coś zrobić, żeby takie powodzie się nie powtarzały, odpowiedź jest niestety negatywna - zaznaczył geograf.

Czy można wybudować zbiornik przechwytujący całą falę powodziową?

W Polsce mamy wiele zbiorników wodnych, których pojemność wynosi miliony metrów sześciennych. Należą do nich m.in. zbiornik Pilchowice na rzece Bóbr o pojemności 50 mln m sześc., suchy zbiornik (polder) Racibórz na Odrze o projektowanej pojemności 180 mln m sześc., a także największy zbiornik - jezioro Solińskie na Sanie - 400 mln m sześc. Ale jak te objętości mają się do fali powodziowej?

- Warto porównać pojemność takiego zbiornika z objętością fali powodziowej. o ile rzeką płyną tysiące metrów na sekundę i to trwa dobę lub dwie doby, to jak te tysiąc metrów sześc. pomnożymy przez liczbę sekund w czasie trwania powodzi to mamy objętość fali kulminacyjnej. I tu mówimy już o miliardach metrów sześciennych, a to znacznie więcej niż zdolność retencji zbiorników - zwrócił uwagę prof. Magnuszewski. Dodał też, iż choćby jeżeli wybudujemy więcej zbiorników, to nie będziemy w stanie przechwycić całej objętości fali powodziowej w sytuacji opadów ekstremalnych - dodał.

Co więcej, praca zbiorników, to nie tylko zwykłe zamknięcie przepustów, aby zatrzymać wodę. Ich praca musi być planowana na podstawie dokładnych prognoz hydrologicznych, muszą być sterowane tak, aby nie tylko zmniejszyć ilość wody w rzece, ale także uchronić przed spotkaniem się kilku fal powodziowych w jednym miejscu, np. kulminacji na rzece głównej i z jej dopływów.

Ekstremalne zniszczenia w Kotlinie Kłodzkiej. Czy można skutecznie ochronić ten region?

Warszawski hydrolog w rozmowie z PAP odniósł się także do sadzenia lasu. Zwrócił uwagę, iż jest to ważne dla zasobów wodnych, ale nie rozwiąże problemu powodzi, zwłaszcza gdy kilkudziesięciogodzinny deszcz przekroczy miesięczną sumę opadów. - Kotlina Kłodzka ma charakterystyczne ukształtowanie. Mamy tam potężny masyw Śnieżnika, z którego wszystkie rzeki spływają do Nysy Kłodzkiej. Dodatkowo góry intensyfikują efekt występowania opadów, bo wymuszają wznoszenie się mas powietrza i kondensacja pary wodnej - zaznaczył Magnuszewski.

Czy zbiorniki wodne są potrzebne? Ekspert wskazuje jednoznacznie

Zdaniem naukowca z UW zbiorniki retencyjne powinny być budowane, a istniejące modernizowane - Problem w tym, iż wszystkie lokalizacje, które się do tego nadawały, już zostały wykorzystane - zauważył. Są jeszcze pewne możliwości w dolnym biegu Odry, gdziem można wybudować poldery takie jak Racibórz. Będą one w stanie zebrać tę wodę, która nie została wyłapana w górach.

Ochrona ludności to nie tylko wały i zbiorniki, ale i skuteczne procedury pozwalające na szybką reakcję, a następnie pomoc tym, którzy stracili dach nad głową, lub muszą wyremontować swój dom. Problem jest bardzo złożony i żeby go rozwiązać potrzeba intensywnej i długotrwałej pracy interdyscyplinarnego zespołu ekspertów, których praca będzie fachowa, rzeczowa i będzie odbywała się ponad polityką. Polscy hydrolodzy z pewnością uwzględnią powódź z 2024 roku w opracowaniach naukowych, które będą brane pod uwagę w projektowaniu kolejnych obiektów hydrotechnicznych.

Źródło: naukawpolsce.pl

Idź do oryginalnego materiału