Od lat słyszymy od ekspertów: „Polska się starzeje, Polacy nie chcą mieć dzieci”. Nie chcą? A może nie chodzi tylko o to? A może chodzi też o systemowo zniszczone warunki do życia? A może warto zdać sobie sprawę, czego dopuszczono się na naszym narodzie i kto ponosi za to odpowiedzialność? A może – i to właśnie najboleśniejsza prawda – może zrobiono wszystko, by wmówić młodym, iż dzieci są zbędne, iż rodzina to klatka, a macierzyństwo to życiowa porażka? Oczywiście nie ujmę wszystkich wątków. Nie ma tak grubych książek, ale brak dzieci to nie przyczyna. To skutek. Skutek polityki i ideologii.
Zacznijmy od wyjazdów – między 2004 a 2024 rokiem z Polski wyemigrowało około 2,3 miliona ludzi. Ponad 80 procent z nich to osoby w wieku 20–39 lat – a więc w wieku, w którym zakłada się rodziny i rodzi dzieci. Gdyby tylko co druga para z tej grupy miała jedno dziecko – mielibyśmy dziś rocznie około 25 tysięcy urodzeń więcej.
To nie jest żadna fantazja. To liczba oparta o badania demografów – np. Fihela i Janickiej – którzy szacują, iż sama emigracja obniżyał liczbę urodzeń w Polsce o około 10 procent rocznie. Każde 100 tys. emigrantów w wieku rozrodczym „zabrało ze sobą” potencjał do 10 tys. urodzeń rocznie.
Dziś rodzi się u nas około 270–280 tysięcy dzieci. Bez tej emigracji byłoby ich ponad 300 tysięcy. Rok w rok. Od 20 lat. To oznacza, iż w ciągu dwóch dekad straciliśmy pokolenie. Pół miliona dzieci, które się nie urodziły. Nie ma ich. Nie chodzą do szkół. Nie biegają po podwórkach. Nie uczą się, nie pracują, nie zakładają rodzin. Nie ma ich i nigdy nie będzie. Pokolenie zniknęło – zanim zdążyło się pojawić.
A gdzie ci młodzi mieli te dzieci rodzić? W 35-metrowym mieszkaniu na kredyt do emerytury? W wynajmowanej klitce, gdzie inwestor z tiktoka za chwilę podniesie czynsz? W systemie, w którym przedszkole to luksus, żłobek to fikcja, a urlop macierzyński to wyrok? Nie ma dzieci, bo nie ma warunków. Nie ma mieszkań, nie ma stabilności, nie ma poczucia, iż państwo stoi po stronie młodych rodzin.
Zawsze skupiamy się na dwóch partiach, bo to one od 20 lat kierują Polską. Rządy Platformy Obywatelskiej przez osiem lat nie zrobiły absolutnie nic, by ten stan rzeczy zmienić. Żadnych realnych programów mieszkaniowych. Żadnych poważnych działań prorodzinnych. Żadnego pomysłu na to, jak zatrzymać młodych ludzi w kraju. Zamiast tego były rady, żeby „wziąć kredyt i zmienić pracę”. No to wzięli. I zmienili. Tyle iż nie w Polsce. Wiecie, w którym roku Polacy zaczęli wracać? W 2019. Od tego momentu mamy dodatnie saldo migracyjne.
A co się stało z tymi, którzy zostali w Polsce? Dobiła ich kultura. Niemieckie gazety drukowane w języku polskim, kolorowe seriale, postępowe portale – wszystkie powtarzały ten sam przekaz: dziecko to koniec. Koniec kariery, koniec ciała, koniec wolności. Rodzina w Wysokich Obcasach? To klatka patriarchatu. Macierzyństwo w Gazecie wyborczej? To regres. Ojcostwo w Onecie? To odpowiedzialność! Brrr! Tysiące młodych kobiet i mężczyzn słuchało tego przez lata. I zaczęło wierzyć. Zaczęło odkładać. Zaczęło się bać.
I dziś patrzymy w czarną dziurę. Społeczeństwo się zapada. Brakuje rąk do pracy. Brakuje dzieci w szkołach. Brakuje składek w ZUS-ie. Brakuje przyszłości. Nie ma kto zapalić znicza na grobie. Nie ma kto pociągnąć tej Polski dalej. Bo ci, którzy mieli to zrobić – nie istnieją. Zostali wypchnięci z kraju albo wyprani z instynktu. Zamienieni na „obywateli świata”, którzy mają wszystko – oprócz przyszłości. I teraz ci sami ludzie, którzy przez dekady niszczyli rodzinę, pytają: „Dlaczego Polacy nie mają dzieci?”. A to przecież ich sukces! To skutek rządów, które gardziły rodziną. Skutek polityki, która wypchnęła młodych. Skutek ideologii, która zrobiła z matki synonim porażki, a z ojca jedynie dawcę. Skutek propagandy, która uznała dziecko za problem.
I niech ten skutek będzie waszym pomnikiem. Pomnikiem z pustych porodówek.
Bardzo dobry tekst @Lemingopeda